Boks. Michał Cieślak - Ilunga Makabu. Zabrakło szczęścia i kondycji. Pas WBC został w Kinszasie

Materiały prasowe / Piotr Duszczyk/boxingphotos.pl / Na zdjęciu: Michał Cieślak
Materiały prasowe / Piotr Duszczyk/boxingphotos.pl / Na zdjęciu: Michał Cieślak

Michał Cieślak (19-1, 13 KO) nie spełnił swojego marzenia i nie został mistrzem świata WBC wagi junior ciężkiej. W zorganizowanym w kuriozalnych okolicznościach w Kinszasie pojedynku pokonał go Ilunga Makabu (26-2, 24 KO).

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Organizacyjny cyrk. Takiej gali wcześniej nie widzieliśmy[/b]

Wiele gal - mniej lub bardziej profesjonalnych - już się w sportach walki odbyło. Gala w Kinszasie i jej otoczka przebiła jednak niemalże wszystkie "profesjonalne" wydarzenia bokserskie.

Nie da się w kilku zdaniach opowiedzieć historii walki Michała Cieślaka z Ilungą Makabu. Pojedynek zmagał się z problemami organizacyjnymi już od samego początku. Starcie kilkukrotnie przekładano, a co chwilę pojawiały się trudności negocjacyjne. Jedną z przeszkód była postać legendarnego Don Kinga, współpromotora Kongijczyka, który skutecznie blokował starcie.

Gdy jednak ustalono konkretną datę i szczegóły konfrontacji, na polską grupę od początku wizyty w DR Konga czekały kolejne nieprzyjemności. Promotorzy zostali okradzeni w hotelu, a Cieślak trening medialny odbył na... środku ulicy.

ZOBACZ WIDEO: FEN 27. Adam Kowalski poobijany, ale szczęśliwy. "To była wojna, ale byłem na nią przygotowany"

To jednak nic, z czym organizatorzy sprostać się musieli w ostatniej chwili. Federacja WBC nie otrzymała pieniędzy od organizatorów gali i wysłała informację, że jeśli w ciągu kilku godzin nie pojawią się one na jej koncie bankowym, to stawką walki nie będzie pas mistrzowski.

Pieniądze się znalazły. I dla WBC, i dla radomianina. Promotorzy Cieślaka, Andrzej Wasilewski i Tomasz Babiloński, odebrali je osobiście, w gotówce. Wszystko musieli przeliczyć sami. Nie ufali zbytnio afrykańskim wspólnikom. Wciąż nie wiadomo, jak jednak je przewiozą do Polski.

Nie tylko Ilungi Makabu można było się obawiać

32-letni Ilunga Makabu wyszedł do ringu w roli faworyta nie tylko ze względu na osiągnięcia sportowe. Chociaż zawodnik z Kanangi stoczył większą liczbę walk z czołówką i bił się już o tytuł mistrza świata, to nie jego umiejętności miały być główną przeszkodą dla Michała Cieślaka.

Radomianin dotychczas walczył tylko w Polsce, przez co podróż do odległej Kinszasy była dla niego zupełnie nowym przeżyciem. Na dodatek walczyć miał już w grudniu z Nurim Seferim (starcie odwołano ze względu na pojedynek z Ilungą Makabu), przez co jego okres przygotowawczy znacznie się wydłużył. Wspominano, że jest przetrenowany.

O wszystkich trudnościach i kłopotach organizacyjnych Michał Cieślak jednak nie wiedział. Promotorzy rozwiązywali to bez niego, bez niepotrzebnych nerwów.

Martwić się można było też o sędziów, chociaż Andrzej Wasilewski zapewniał, że wszystko uregulowane zostało z WBC, na korzystnych dla obu stron warunkach, i obiektywnych zasadach.

Optymizmu nie dodał jednak fakt, że wcześniejsze walki podczas gali w Kinszasie toczyły się na dziwnych zasadach. Rundy trwały różnie - od dwóch, przez trzy, do aż czterech minut.

To była dobra walka. Zabrakło szczęścia i kondycji

Polak rozpoczął starcie bardzo dobrze, bo przeważał w pierwszych dwóch rundach. Nieźle szło mu też w trzeciej, ale wtedy psikusa postanowili zrobić mu sędziowie czasowi, dzięki którym gong zabrzmiał o minutę wcześniej!

Pomoc przydała się Makabu, który w czwartej rundzie wykorzystał błąd Cieślaka i posłał go na deski. Kontrowersyjnie, bo w momencie, gdy Polak się odwrócił myśląc, że sędzia przerwał pojedynek. Nokdaun został jednak zaliczony, a punkty stracone.

W piątej odsłonie Kongijczyk się rozkręcał, ale zatrzymał go mocny cios od reprezentanta Polski. Chociaż nie upadł, to był liczony ze względu na podparcie. Radomianin odrobił straty.

W drugiej połowie starcia gospodarz zaczął się rozkręcać. Przeważał, stopniowo utrzymywał swoją przewagę. Michałowi Cieślakowi zaczęło brakować sił, był już wycieńczony. Ilunga Makabu bezlitośnie to wykorzystywał, obijał Polaka pod linami.

Ostatnie rundy nie zdołały nic zmienić. Tylko nokaut mógł dać 30-latkowi zwycięstwo w walce o pas WBC wagi junior ciężkiej. Tak się jednak nie stało. Zwycięzcę wyłonili sędziowie, którzy nie mieli większego problemu. Jednogłośnie wskazali na Makabu. Punktowali 114-112, 116-111 i 114-111.

To nie była zła walka. Ba, to było starcie stojące na naprawdę wysokim poziomie. Michałowi Cieślakowi zabrakło jednak szczęścia i kondycji. Mógłby zdobyć pas, gdyby pojedynek odbywał się w nieco bardziej cywilizowanym miejscu...

Zobacz także:
-> MMA. KSW 53. Pudzianowski opowiedział, jak przygotowuje się do gali 
-> Boks. Michał Cieślak - Ilunga Makabu. "Nawet nie chcę pytać o testy antydopingowe"

Komentarze (14)
avatar
Marian Nowak
1.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie Amerykanin, tylko Afrykanin pokonał naszego boksera. Czyli w Afryce są dobrzy bokserzy. 
avatar
Adela Rozen
1.02.2020
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Nie dość że dali sie okraść jak dzieciaki to jeszcze oberwali po gębach ,co by nie było kolejny typowy polski "miszcz"... 
avatar
Pat Kam
1.02.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
avatar
Marian Nowak
1.02.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Niestety. Nasz na mistrza świata się nie nadaje. Następny bokserski balon pękł. 
avatar
Marian Nowak
1.02.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No to czekam na rewanż. Rewanż w Polsce na odkrytym stadionie w ....STYCZNIU.