Od lat Tim Tszyu (24-2, 17 KO) uważany jest za jednego z najbardziej walecznych pięściarzy, który w każdym pojedynku gwarantował emocje. Mimo że wciąż zmaga się z legendą swojego ojca, czterokrotnego mistrza świata, to swoją postawą zdobył uznanie w świecie boksu. W sobotniej walce miał odzyskać tytuł mistrza świata, który stracił po ostatniej "wojnie" z Sebastianem Fundorą.
Jednak starcie Tima Tszyu z Bakhramem Murtazaliewem (23-0, 17 KO) przybrało sensacyjny obrót. Już w pierwszej rundzie Australijczyk doznał poważnego rozcięcia po ciosach Rosjanina. W drugiej rundzie sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, gdyż faworyt aż trzykrotnie znalazł się na macie.
Ostatecznie Tim Tszyu wyszedł jeszcze do trzeciej rundy, ale była to już tylko formalność dla Murtazaliewa, który kontrolował walkę. Rosjanin po raz czwarty powalił Australijczyka, a mimo że ten wstał z chęcią dalszej walki, narożnik zdecydował się poddać swojego zawodnika.
W ten sensacyjny sposób Bakhram Murtazaliew obronił tytuł mistrza świata IBF w wadze junior półśredniej. Można spodziewać się, że dla Rosjanina ta wygrana jest początkiem kasowych pojedynków, ponieważ Tim Tszyu to jego największy skalp w dotychczasowej karierze.