Paul Malignaggi w trakcie kariery stoczył łącznie 42 walki, z czego 35 zakończył zwycięstwem. Największy triumf odniósł w 29 kwietnia 2012 roku. Choć był spisany na straty z posiadającym wówczas bilans 32-0 Wiaczesławem Senczenko, pokonał Ukraińca podczas gali w Doniecku. W dziesiątej rundzie sędzia musiał przerwać walkę, a Amerykanin zdobył pas mistrza świata federacji WBA w wadze półśredniej.
W rozmowie z portalem sport.ua Malignaggi podkreślił, że właśnie w Doniecku zdobył swój drugi i ostatni tytuł mistrza świata, co uznaje za szczyt kariery sportowej. Zwrócił też uwagę na wyjątkową atmosferę panującą podczas walki. Mimo iż pokonał lokalnego zawodnika, mieszkańcy przyjęli go z ogromnym szacunkiem. Po walce podchodzili, gratulowali i serdecznie ściskali dłoń.
ZOBACZ WIDEO: Poruszający moment. Po zawodach chłopiec podszedł do polskiej mistrzyni
Wspominając późniejsze wydarzenia, Amerykanin nawiązał do tematu wojny, która dotknęła miasto. - Zobaczyłem zdjęcie ze zniszczoną Donbas Areną, dowiedziałem się o zniszczonym lotnisku i hotelu. To, co utrzymało się tak długo i budowano przez lata, obróciło się w ruiny - skwitował.
Bokser przyznał, że najbardziej poruszyły go relacje znajomych, którzy pozostali w Doniecku. - Jeszcze bardziej bolało mnie, gdy słyszałem od znajomych o katastrofie humanitarnej - braku wody, przez co ludzie muszą zbierać deszczówkę z kałuż. Niektórzy uciekli, inni zostali i walczą o przetrwanie w nieludzkich warunkach. Nadal mam tam przyjaciół i bardzo mi żal, że muszą przez to przechodzić - wyznał Malignaggi.
Amerykanin określił Donieck jako miejsce, które jest dla niego zarówno symbolem sportowego sukcesu, jak i wielkiej tragedii. Był mistrz świata nie ukrywa, że przyjmuje informacje na temat dziejących się tam wydarzeń z ogromnym skutkiem.