- Miałem dziurę w sercu, innymi słowy ubytek - wyjawił Krzysztof Włodarczyk w rozmowie ze sport.interia.pl. Jak przyznał, serce biło mu tak mocno, że chwilami czuł, jakby miało wyskoczyć. To właśnie ta wada doprowadziła do udaru mózgu.
Problem towarzyszył mu od urodzenia. - Pamiętam, gdy miałem 17 lat. Jedna pani doktor nie chciała mi dać zgody na boksowanie. Przez kilka miesięcy kazała przychodzić znowu i znowu - opowiedział. W końcu dopuściła go do startów.
Z czasem organizm przestał sobie radzić. - Dopóki jesteśmy młodzi, to jakoś to idzie. Ale potem wszystko się zmienia - wytłumaczył. W jego przypadku skończyło się dramatycznie. - Zablokowało mi całą lewą stronę ciała, nie mogłem mówić.
Do udaru doszło w maju - tuż przed walką z Adamem Balskim. Mimo to Włodarczyk wszedł do ringu i wygrał. O swoich problemach niechętnie mówi jednak publicznie.
Pięściarz czeka obecnie na kolejne konsultacje lekarskie. - Ja nie ustępuję, nie zamierzam tak po prostu zejść – zaznaczył stanowczo.
ZOBACZ WIDEO: Polak zdecydowany na wielki transfer. "Określiłem cele"