Kalenga nastawił się na potężne bomby, ale na początku nie był w stanie dosięgnąć czujnego w obronie Lebiediewa. Rosjanin próbował skrupulatnie realizować swój plan taktyczny i wykorzystując szybkość unikał spięć w półdystansie z czarnoskórym osiłkiem. Pogromca Mateusza Masternaka w pierwszej fazie walki sprawiał wrażenie zbyt jednowymiarowego, opierając swój boks wyłącznie na sile fizycznej.
[ad=rectangle]
W trzeciej rundzie coraz wyraźniej nakreślała się przewaga Lebiediewa, który oszukiwał biernego Kalengę i z łatwością łapał go mocnymi ciosami. Sensacją zapachniało w czwartej odsłonie, gdy Francuz w bliskim kontakcie złapał mistrza lewym sierpowym, a ten padł na deski. Mańkut z Czechowa szybko się pozbierał i przekonywał sędziego, że nokdaun wynikał ze złego ustawienia nóg. Urodzony w Kinszasie pięściarz uwierzył w swoje możliwości, poczuł się zdecydowanie pewniej między linami i odrabiał straty.
Dramaturgia pojedynku z każdą minutą wzrastała, a zenitu sięgnęła w siódmej odsłonie - Lebiediew krótkim ciosem ustrzelił szczękę Kalengi i twardziel pochodzący z Afryki zapoznał się z deskami moskiewskiego ringu. Twardziel błyskawicznie wstał i bitwa trwała dalej. Oglądaliśmy ponowną dominację wściekle atakującego Lebiediewa.
W dziesiątym starciu Kalenga wrócił do gry i zaczął skutecznie bić prawą ręką, zapewne zapisując tę rundę na swoją korzyść. Wojna była toczona w nieco wolniejszym tempie, ale zawziętości wciąż było mnóstwo. Po dwunastu odsłonach jednogłośnie na punkty triumfował Lebiediew. Sędziowie punktowali 116:111, 115:112 i 115:111.