WP SportoweFakty: W Polsce jest pan od kilku tygodni. Tęskni pan za Stanami? Gdzie w zasadzie jest teraz pana dom?
Tomasz Adamek: Myślę, że w Stanach. Dom jest tam, gdzie twoja najbliższa rodzina, a żona i dwie córki są właśnie w Ameryce. W Polsce została mama i siostry, ale tak to już Bóg zaplanował, że mężczyzna zostawia dom i zakłada nową rodzinę.
Nie żałuje pan wyjazdu z Polski? Spotykałem imigrantów, którzy mocno żałowali. Jak to jest w pana przypadku?
- Ja nie żałuję tej decyzji, bo dzieci są w tam szczęśliwe. Starsza córka za rok rozpocznie studia, młodsza też chce tam układać swoje życie, dlatego cieszę się i dziękuję Bogu, że mogłem tam wyjechać.
Śledzi pan to, co dzieje się w Polsce?
- Tak, obserwuję wiadomości, ale jakoś szczególnie się w to wszystko nie zagłębiam.
Cały kraj żyje teraz problemem uchodźców z Syrii. Jakie jest pana zdanie na ten temat?
- Oczywiście, słyszałem o tej sprawie. Uchodźcy z Syrii to też ludzie i uważam, że pomoc dla nich powinna przyjść z każdego państwa. Nie powinniśmy się od nich odwracać, powinniśmy pomóc w miarę naszych możliwości. Ale nie możemy przyjąć tylu, na ilu nas po prostu nie stać. Na świecie są bogatsze kraje od Polski - Niemcy, cała Skandynawia. Te państwa mogą sobie pozwolić na więcej.
Pomówmy o boksie. Jest pan w trakcie sparingów przed walką z Przemysławem Saletą na gali Polsat Boxing Night.
- To już końcówka przygotowań. Jestem dobrej myśli, bo dyspozycja jest zadowalająca, forma rośnie z każdym dniem. Za chwilę będziemy zmniejszać obciążenia, żeby łapać świeżość. Mam nadzieję, że 26 września pokażę swoją klasę, stare atuty, dzięki którym wygrywałem walki.
Jest pan z tych sparingów zadowolony?
- Pracowałem z Pawłem Kołodziejem. "Harnaś" ma inny styl od Salety. Sparowałem z nim i jeszcze kilkoma innymi chłopakami - między innymi Mariuszem Wachem. Nie robiłem tego od listopada, ale z każdym dniem było coraz lepiej. Wszystko jednak zweryfikuje ring. Na obecną chwilę jestem z siebie zadowolony. Zdrowie dopisuje, mogę walczyć. Mój główny atut - szybkość - nie zaginął, więc jestem pewien, że mogę wygrywać jak stary Adamek.
Przed pojedynkiem z Arturem Szpilką też pan powtarzał, że będzie pan nieuchwytny, szybki i wygra z każdym. Przegrał pan, a trener Roger Bloodworth powiedział ostatnio, że mentalnie nie był pan w tamtym pojedynku obecny.
- Czegoś na pewno zabrakło. Nie wiem tak naprawdę, co nie zagrało. Na pewno nie miałem szybkości. W swojej karierze doznałem czterech porażek, dlatego że w tych porażkach nie byłem sobą. Każdy wie, że bazuję na szybkości i determinacji. W pojedynku ze Szpilką nie zadawałem ciosów. Nie wiem, być może powodem było przemęczenie, bo trenowaliśmy bardzo ciężko. Przed tamtym pojedynkiem nie badałem się tak, jak robię to teraz w Osadzie Śnieżka. Kuba Chycki przywiózł na obóz całe laboratorium i pilnuje każdego parametru. Być może w pojedynku ze Szpilką tego właśnie zabrakło.
To może być pana ostatni zawodowy pojedynek, przychodzi czas podsumowań. Czy jest coś czego pan żałuje, coś co zrobiłby pan inaczej?
- Gdybym mógł cofnąć czas, to na walkę z Witalijem Kliczką przyleciałbym ze Stanów wcześniej, na 8-9 tygodni przed pojedynkiem. To był mój największy błąd w karierze.
Osobiście uważam, że pana ostatnią dobrą walką była ta z Chrisem Arreolą. Przygotował pana Ronnie Shields, ale było widać rękę Andrzeja Gmitruka. Czy szczerze nie żałuje pan rozstania z Gmitrukiem?
- Nie, ponieważ amerykański styl boksowania, na który przestawił mnie obecny trener, różni się znacznie od europejskiego. Po walce z Arreolą byłem skrajnie wycieńczony, nie byłem w stanie dojść o własnych siłach na kolację. Tylko ja wiem, ile ta walka zabrała mi zdrowia. W ringu się tak nie biega! Trzeba ruszać głową, przesuwać się w lewo, w prawo, a nie skakać przez 12 rund, jak ja to robiłem.
Wtedy jednak wszyscy uwierzyli, że w ciężkiej może pan coś zdziałać. Dan Rafael napisał wówczas: "Adamek jest tak prawdziwym zawodnikiem wagi ciężkiej, jak prawdziwa była krew na twarzy Arreoli".
- To prawda, ale jeśli możesz wygrywać bez silnego eksploatowania organizmu, to jestem za. Nie da się skakać przez 12 rund. Stoczyłbym kilka takich walk i moja kariera skończyłaby się przedwcześnie. Uwierzcie mi, byłem wtedy skrajnie wyczerpany. Stwierdziłem, że tak się nie da walczyć!
Rozmawiał w Osadzie Śnieżka w Łomnicy Artur Mazur