Rzeźnik, który został pięściarzem. "Po robocie katowałem się na sali"

Zanim zajął się boksem zawodowym, pracował w rzeźni w Irlandii. W 2014 roku sensacyjnie pokonał Dawida Kosteckiego, zdobywając serca kibiców. Przedstawiamy wywiad z jednym z bohaterów sobotniej gali boksu w Legionowie, Andrzejem Sołdrą.

Piotr Jagiełło
Piotr Jagiełło

Sołdra (11-2-1, 5 KO) ma na koncie kilka ważnych zwycięstw, a w pamięci zapisze się szczególnie twardy bój z Dawidem Kosteckim. Nowosądeczanin w rozmowie z portalem WP SportoweFakty opowiada o trudnym powrocie po kontuzji, "legionowskiej" klątwie, sobotniej walce z Polakiem i pracy w irlandzkiej rzeźni.

W ostatnim pojedynku przegrałeś z Ukraińcem Jewgienijem Machtiejenką przez techniczny nokaut w 2. rundzie. Mało tego, doznałeś rozległej kontuzji. Co się wtedy dokładnie wydarzyło?

Andrzej Sołdra: Doznałem złamania nogi podczas tej walki, dokładnie kości strzałkowej. Ten uraz uniemożliwił mi nawet normalne stanie na nodze, ból był potworny. Przeszedłem operację, lekarze włożyli mi w to miejsce siedem śrub i opaskę na kość strzałkową. Przez kilka tygodni musiałem leżeć w łóżku, następnie chodziłem o kulach. Później zacząłem rehabilitację, odrzuciłem kule i chciałem się ruszać. Lekarz mi na to pozwolił, ale chyba nie przypuszczał, że zacznę trenować tak mocno (śmiech). Doszło do nieporozumienia, a kość nie wytrzymała i jedna ze śrub złamała się. Sześć śrub było krótkich, a jedna długa, która przechodziła przez piszczel. To właśnie ta śruba nie wytrzymała. Trzeba było poddać się drugą operację, medycy musieli rozwiercić kość z drugiej strony nogi i dziura była praktycznie na wylot. Czekały mnie kolejne tygodnie unieruchomienia. Dlatego właśnie miałem tak długi rozbrat z boksem.

Jak na tak poważny uraz, to dziesięć miesięcy przerwy nie brzmi jak najgorszy wyrok. Czy teraz jesteś już w pełni sprawny?

- Tak, trenuję w stu procentach - biegam, skaczę, robię przysiady. Rano po wstaniu muszę tę nogę rozchodzić, bo jest odrobinę usztywniona. Po zrobieniu kilkunastu kroków łapie swój rytm i jest w porządku. Nie przeszkadza mi to podczas treningów, to jest najważniejsze. Będzie dobrze.

Jak wyglądają przygotowania do sobotniej walki? Jak oceniłbyś swoją formę na dni przed starciem z Sebastianem Skrzypczyńskim na gali "Power Punch" w Legionowie?

- Czuję, że moc i świeżość zaczyna przychodzić. Jeszcze dwa tygodnie temu byłem zmęczony, zajechany. W Dzierżoniowie trenuję od pięciu tygodni, wcześniej chodziłem przede wszystkim na siłownię, żeby odbudować się fizycznie, bo była masakra. Treningi stricte bokserskie odbywam w Dzierżoniowie właśnie i powiem szczerze, że w pewnym momencie troszeczkę zwątpiłem. Organizm doznał szoku po kilku miesiącach nic nie robienia, od razu był zastrzyk ciężkiej pracy. Mocne treningi dwa razy dziennie, więc to zrobiło swoje (śmiech). Wiadomo jednak, że zawsze podczas obozów przygotowawczych jest ten moment zmęczenia, ale tym razem byłem szczególnie padnięty. Na szczęście to już puściło, przeszedłem ten etap i jest świetnie. Dopiero skończyliśmy trening, fajnie się poruszałem i czuję, że forma wraca.

Wspominasz o tej fizycznej masakrze. Podczas leczenia kontuzji nie było problemu z nagłym skokiem wagi?

- Nie było tragicznie. Przytyłem mniej więcej cztery kilogramy i to w tym momencie, gdy nie robiłem nic kompletnie, bo leżałem w łóżku. Dbałem wtedy o siebie, nie nażerałem się jak opętany (śmiech). Jestem świadom tego, co się dzieje, gdy człowiek się opycha i przestaję kontrolować wagę. Druga sprawa, mam w miarę dobrą przemianę materii, więc nigdy nie było i nie ma z tym najmniejszego problemu.

W Legionowie będziesz walczył po raz trzeci. Do tej pory w hali Arena zremisowałeś z Bartłomiejem Grafką i w ubiegłym roku przegrałeś z Machtiejenką. Wisi nad tobą klątwa legionowska?

- Sam chciałem walczyć w Legionowie, nie męczy mnie to. Dzwoniłem do promotora i powiedziałem "Daj mi walkę w Legionowie, chcę się sprawdzić". Po takiej długiej przerwie chce zobaczyć, jak będę się czuł w ringu. Wiem, że są wobec mnie dalsze plany, chcę przeboksować chociaż te sześć rund. Nie myślę o tym, że nad Legionowem wisi klątwa (śmiech). Wszystko okaże się w sobotę, kieruję myśli w inną stronę. Skupiam się tylko i wyłącznie na walce, chcę się pokazać z dobrej strony i wygrać. Tyle.

Sebastian Skrzypczyński boksował na wielu galach w Polsce i za granicą. Twardy pięściarz, który na pewno łatwo się nie podda, o tym jestem przekonany.

- Twardy, oczywiście. Z tego co wiem, to wcześniej szykował się do startu zagranicznego, będzie w formie. Jest nieustępliwym zawodnikiem, będzie wywierał presję, parł do przodu. Postaram się to mu uniemożliwić i realizować założenia trenera. A plan jest gotowy.

Czyli spodziewamy się walki toczonej na dystans, a nie ringowej wojny?

- Zobaczycie jak będzie w sobotę. Czy zaatakujemy, a może będziemy boksować w dystansie? Będzie niespodzianka!