W listopadzie ubiegłego roku Tyson Fury sensacyjnie zwyciężył niepokonanego od ponad dekady Władimira Kliczkę i zdobył mistrzowskie pasy WBA, IBF, WBO i IBO w wadze ciężkiej. Brytyjczyk miał stoczyć rewanżowy bój z "Doktorem" z Kijowa, ale z wielkich planów nic nie wyszło. Brytyjczyk wycofywał się ze starcia, a jak później się okazało, zażywał kokainę, miał problemy osobiste i zrzekł się tytułów. Mało tego, otwarcie mówił o depresji i myślach samobójczych.
George Foreman, który zawodowo boksował przez blisko trzydzieści lat i na koncie ma aż 81 pojedynków, uważa, że słabości Fury'ego pokazują, że mamy do czynienia z normalnym człowiekiem, nie superbohaterem z komiksów. "Wielki George" liczy na powrót 28-latka. Bo ten sport potrzebuje takich zawodników.
- Po tym, jak Tyson Fury zabrał tytuły Władimirowi Kliczce, w wadze ciężkiej pojawiło się kolejne znaczące nazwisko. Fury jest charakterystyczny, to indywidualista. I wydaje mi się, że właśnie teraz jest szczyt jego popularności. Wcześniej nie było kogoś takiego, kto zwracał na siebie baczną uwagę. Czytamy, że ten bokser cierpi, przeżywa kryzys, przez co stał się taki, jak każdy z nas. Chcemy lepiej go poznać. To czyni go człowiekiem. Potrzebujemy go, boks potrzebuje Fury'ego. Dlatego mam nadzieję, że szybko stanie na nogi - powiedział były rywal Muhammada Alego i niespodziewany pogromca Michaela Morrera. To dzięki tej wiktorii sięgnął po pas w wieku 45 lat.
67-letni wojownik zwraca też uwagę na siłę słów, które potrafią przecież ranić bardziej niż miecz.
- Mikrofon jest jak broń masowego rażenia. To może wpędzić cię w większe tarapaty niż bomba zegarowa. Trzeba uważać na to, co się mówi - zakończył.
ZOBACZ WIDEO Legia - Real. Arkadiusz Malarz: Ronaldo będzie musiał sobie poradzić w innych meczach