Z pewnością, używając terminologii piłkarskiej, nie był to remis bezbramkowy. Od pierwszego gongu Kamil Młodziński i Michał Leśniak nastawili się na ringową wojnę, dokładnie tak jak zapowiadali. Zwłaszcza, że znają się doskonale, bowiem 30 września w Łomiankach stoczyli pierwszy pojedynek. Wtedy, zdaniem sędziów, minimalnie na punkty wygrał Leśniak. Tym razem w stawce znalazł się pas mistrza Polski kategorii super lekkiej a dystans wydłużono do 10 rund.
Lepiej w walkę wszedł Młodziński, który potrafił świetnie odnaleźć się w ofensywie i narzucić swój styl. "Camilo" miewał w przeszłości problemy kondycyjne w intensywnych wojnach i historia tym razem powtórzyła się, choć w nie tak zdecydowany sposób. Leśniak zdołał się rozkręcić i w połowie rywalizacji zaczął łapać swój rytm. Kibice zgromadzeni w hali przy ulicy Żużlowej nie mogli się nudzić, bowiem poza mocnym starciem otrzymali także zmienność sytuacji godną mistrzowskiej batalii.
W końcówce obaj postanowili nie zabierać jeńców i chcieli przełamać się za wszelką cenę. Sił nie było już wiele, więc i ofensywne poczynania nie miały tak wyraźnej mocy. Po ostatnim gongu obaj byli przekonani, że zrobili wystarczająco wiele, by sięgnąć po triumf.
Do głosu doszli sędziowie, a zdania były podzielone. Sama konfrontacja faktycznie nie była łatwa i jednoznaczna do oceny. Arbitrzy punktowali 96-94 dla Młodzińskiego, 97-93 dla Leśniaka i 95-95, co w ostatecznych rozrachunku dało remis. Pas pozostał więc bez właściciela, a promotorzy zapewne zrobią wszystko, by doprowadzić do trzeciej wojny.
ZOBACZ WIDEO: Kamil Stoch: Oczekiwania są bardzo wygórowane, ale trzeba podejść do nich z dystansem