Z Paryża - Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Jak ocenisz swój start?
Artur Brzozowski, reprezentant Polski w chodzie na 20 km: Nie mogłem sobie wyobrazić lepszych okoliczności na zakończenie olimpijskiej kariery. Zresztą być może dzisiaj w ogóle zakończyłem moją sportową karierę.
To naprawdę definitywny koniec?
Może zaliczę jeszcze parę pożegnalnych wyścigów, ale to już raczej końcówka.
W jakiej roli się teraz widzisz?
Jestem chłopak ze wsi, żadnej pracy się nie boję. Może moim powołaniem będzie pszczelarstwo, może bycie trenerem. Ogólnie lubię pracować fizycznie, więc może zatrudnię się na budowie. Nie boję się ciężkiej pracy, trochę fachów w rękach mam, więc będę zajmował się tym, w czym akurat w danej chwili będę się dobrze czuł. Z Bożą pomocą wszystko się uda.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Oskarżyła Świątek o nieszczerość. "Collins miała problem sama ze sobą"
Z pszczelarstwa uda się tobie zarobić na życie?
Oczywiście. Skoro z żebractwa da się utrzymać, to tym bardziej z pszczelarstwa. Trzeba tylko w to uwierzyć. Ja już mam pewne doświadczenie w pszczelarstwie, stawiam na jakość miodów i wydaje mi się, że to może pomóc osiągnąć sukces.
Wspomniałeś o możliwości bycia trenerem. Masz już jakiegoś zawodnika na oku?
Być może będę pomagał Agnieszce Ellward, która przecież już otarła się o wyjazd na te igrzyskach. Już w tym roku współpracowaliśmy.
Jak ocenisz swoje 27. miejsce w olimpijskiej rywalizacji na 20 kilometrów?
Nie spodziewałem się wspaniałego wyniku. Chciałem ukończyć wyścig. Jest tutaj naprawdę pięknie. Gdyby ktoś powiedział mi, że skończę rywalizacji na takim miejscu, to przed wyścigiem brałbym to w ciemno.
Pod koniec wyścigu mocno zaryzykowałeś i zacząłeś wyprzedzać rywali.
Widziałem, że sędziowie nie za bardzo mi się przyglądają. Może to za zasługi, a może po prostu łaska Boża, że nie mogli mnie dostrzec. Faktycznie w końcówce próbowałem iść jak najszybciej się da, by ładnie wyglądało to w telewizji. Chyba niezły ze mnie taktyk.
Spodziewałeś się, że będziesz dzisiaj najlepszym reprezentantem Polski? Przed startem większe szanse dawaliśmy Maherowi ben Hlimie.
Mi też wydawało się, że powinien być ode mnie szybszy. Maher był w tym roku znacznie lepszy ode mnie, ale widocznie to ja się lepiej zmobilizowałem na ten start. Być może pomogło większe doświadczenie. Walczyłem do końca i to się opłaciło. Nie skupiałem się jednak na walce z Maherem, bo poza nim miałem jeszcze 46 rywali.
Jeszcze niedawno w chodzie sportowym osiągaliśmy zaskakująco duże sukcesy, ale dziś sytuacja tej dyscypliny w naszym kraju wygląda bardzo słabo. Dlaczego?
To prawda, ale moim zdaniem mamy się czym pochwalić. Nasza dyscyplina faktycznie nie jest odpowiednio uregulowana i ustabilizowana, ale zdobywamy dużo medali. Obecnie część kadrowiczów ma po prostu problemy zdrowotne. Zresztą nawet tutaj nasze dziewczyny też zmagają się z problemami i ani Kasia, ani Olga nie są jeszcze pewne startu w mikście.
Bierzesz pod uwagę start w mikście? Skoro pokonałeś Mahera ben Hlimę, to może to ty powinieneś reprezentować Polskę w kolejnej walce o medal.
Od początku mówiłem, że przyjeżdżam tutaj tylko, by sprawdzić się na 20 kilometrów. Nie jestem w stanie wystartować dwa razy w ciągu tygodnia. Nawet gdyby mnie poproszono, to odmówiłbym.
Czy zamieszanie z Dawidem Tomalą i Agnieszką Ellward, którzy w ostatniej chwili dowiedzieli się, że nie jadą na igrzyska, wpłynęło także na ciebie?
Oczywiście, że wpłynęło. Trudno oddzielić rolę trenera od zawodnika i nie przeżywać takich sytuacji. Padło trochę gorzkich słów, były spore emocje i ewidentnie doszło do nieporozumienia. Kiedyś trener powiedział mi mądre słowa - jeśli nie trzymasz z trenerami kadrowymi, to zawsze będziesz miał problemy, a jedynym sposobem, by się ciebie nie czepiali, będzie to, by po prostu być najlepszym. Tylko wtedy twoje umiejętności nie będą podważane.
Czytaj więcej:
Łzy polskiego medalisty podczas wywiadu
Swobodzie odpadła poważna rywalka