Dla 22-letniego dartera z Łodzi był to drugi w karierze występ w najważniejszej imprezie w tej dyscyplinie sportu. Przed dwoma laty również wystąpił w pierwszej rundzie światowego czempionatu. Zmierzył się wówczas z Walijczykiem Jimem Williamsem i przegrał 2:3. Ten rok jest jednak dla niego przełomowy. To pierwsze 12 miesięcy Sebastiana Białeckiego z tzw. kartą PDC otwierającą drogę do większej liczby turniejów na wyższym poziomie.
Od początku wszyscy, łącznie z Sebastianem, wiedzieliśmy że to będzie niesamowicie trudna przeprawa. Jeszcze zanim panowie spotkali się przy tarczy na scenie, Bunting jak zwykle porwał publiczność swoim utworem na wejście. "Titanium" Davida Guetty i Sii to coś, co darterskie uniwersum zwykło nazywać "aurą". Kilka tysięcy widzów w Alexandra Palace już zostało porwane przez Anglika. Tymczasem podczas wejścia Polaka dało się usłyszeć nieliczne buczenia.
ZOBACZ WIDEO: Aleksandra Król rywalizuje nie tylko na snowboardzie. Nietypowa walka o numery startowe
I ten początek poniósł Buntinga już od samego początku. Pierwszego seta rozstawiony z numerem czwartym gracz zagrał na średniej na poziomie niemalże 120 punktów. To jest absolutnie najwyższy poziom światowy. Łodzianinowi lotki schodziły na z T20 na T5 albo leciały w single, ale z każdym kolejnym legiem czuł się coraz pewniej. Czterokrotnie zaliczył nawet podejście z wynikiem 140, ale w premierowej odsłonie to było za mało mimo średniej na poziomie 93 punktów.
Drugi set Bunting otworzył checkoutem 121, ale później zwolnił, z czego Białecki skorzystał, choć potrzebował pięciu lotek, by zejść ze 114 oczek. Ale to była chwilowa niedyspozycja, bo "The Bullet" wyzerował chwilę później licznik ze 161 punktów. Polak miał jeszcze szansę na wyrównanie, ale chybił rzut na bulla, który pozwoliłby mu skończyć lega ze 126 oczek. Rywal nie dał już więcej szans i podwyższył prowadzenie w całym meczu.
Po przerwie w trzeciej odsłonie Białecki w końcu trafił pierwszego maxa. Buntingowi średnia wyraźnie spadła, bo aż poniżej 80 punktów. Łodzianin grał spokojnie, bez fajerwerów, ale wystarczająco na przeciwnika w tym fragmencie. Tu można nawet powiedzieć, że Polak nie dał mu szans, bo tego seta zamknął w trzech legach, ostatniego kończąc ze 104 oczek.
Bunting wyraźnie wyhamował. Znów przegrał dwa pierwsze legi. Zszedł z kosmosu na ziemię. Białecki dalej solidnie punktował. Nie były to checkouty trzycyfrowe, ale i oponent miał z tym problem. Wystarczyło zejść z 97, by wygrać czwartego seta 3-1 i doprowadzić do remisu w całym spotkaniu.
Piąty, decydujący set to na zmianę - wyraźne zwycięstwa Białeckiego i Buntinga. Tyle, że Polak już dwa razy prowadził. W piątym legu wszystko się jednak zmieniło. Na stare przepisy byłby on już decydujący, ale teraz trzeba było mieć dwa legi przewagi, chyba że byłoby 5-5. Ale to właśnie w nim Bunting przełamał Polaka, a później dopełnił dzieło. Białecki mógł się jeszcze uratować, gdyby rzucił 170, ale ani razu w tym meczu takiego checkoutu nie miał.
A w II rundzie na Anglika czeka reprezentant Indii Nitin Kumar, który sensacyjnie wyeliminował faworyzowanego Holendra Richarda Veenstrę.
W mistrzostwach świata pozostaje jeszcze dwóch Polaków - Krzysztof Ratajski, który w czwartek wieczorem zmierzy się z Filipińczykiem Alexisem Toylo oraz Krzysztof Kciuk, którego dzień później czeka starcie z Irlandczykiem Williamem O'Connorem.
MŚ w darcie - I runda:
Stephen Bunting (Anglia, 4) - Sebastian Białecki (Polska) 3:2 (3-1, 3-1, 0-3, 1-3, 2-4)