Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Czemu akurat Kleszczów i kopalnia węgla brunatnego? Skąd ten pomysł, bo choć bardzo oryginalny, to trzeba powiedzieć, że się przyjął.
[b]
Izabela Wajde, menedżer ds. komunikacji w Red Bullu:[/b] Szukaliśmy miejsca, które już samo w sobie będzie robić wrażenie - pod kątem wielkości, jak i krajobrazu. Kopalnia PGE Bełchatów jest jedną z największych kopalń odkrywkowych w Europie. Jej rozległy, o zróżnicowanym podłożu teren, bo mamy tam przecież piasek, żwir czy wapienne skały i wysokości teren, stwarza wyśmienite warunki do rozegrania zawodów. Chcieliśmy dać uczestnikom możliwość ścigania się w miejscu i po trasie, jakich nie mają na co dzień. Z jednej strony korzystając z wyrobiska, z drugiej strony budując trasę usianą przeszkodami, na które składają się kamienie, drewniane bale i przemysłowe rury. Nie udałoby się tego zrealizować bez pomocy i olbrzymiego zaangażowania samej Kopalni, PGE, Gminy Kleszczów. To wspólnymi staraniami imprezę można z każdym rokiem rozwijać.
Dziś trudno wyobrazić sobie kalendarz imprez enduro bez Red Bull 111 Megawatt.
Trzeba to sobie powiedzieć, że od początku mieliśmy ambicje, żeby to była jedna z największych imprez hard enduro na świecie i w gruncie rzeczy nie ma innych tego typu miejsc w Polsce, gdzie mamy idealny teren do jazdy i przestrzeń na zmieszczenie 30 km trasy, i kilkadziesiąt tysięcy widzów.
To piąta edycja imprezy. Jak wygląda szykowanie trasy na Red Bull 111 Megawatt?
Jesteśmy już na finiszu prac. Ponieważ co roku od nowa tworzymy trasę, to zawsze jest ona zaskoczeniem dla zawodników. W tym roku skupiamy się też na tym, by kibice mogli zobaczyć zmagania uczestników z jeszcze bliższej odległości, na tyle, na ile to możliwe. Musimy pamiętać, w jak wrażliwym miejscu jesteśmy i że nie możemy wpuścić widzów w głębsze części kopalni. Teren przeznaczony pod zawody co roku się zmienia. Kopalnia stale pracuje i zasypuje nowe tereny, formując przestrzeń na nowo. To powoduje, że każda edycja zawodów musi być planowana zupełnie od zera. To daje fantastyczne możliwości, ale też jest olbrzymim wyzwaniem. Musimy na przykład rozpoczynać projektowanie trasy wirtualnie, na początku roku, patrząc na mapy terenu i to jak on będzie wyglądał we wrześniu. Nie da się go zobaczyć wcześniej, bo np. część nasypów jeszcze nie istnieje w marcu, jest tam dziura, a będą tam wysokie podjazdy w sierpniu. Wymaga to dużej wyobraźni, kreatywności i elastyczności.
Czy po tylu latach można jeszcze czymś zaskoczyć zawodników?
Zawsze staramy się przygotować coś nowego dla zawodników, czymś ich zaskoczyć, by te zawody nie mogły się znudzić. Zawsze na trasie znajduje się kilka wymagających, stromych podjazdów. Tak też będzie i w tym roku. Pewne rzeczy, które się sprawdzają są jednak klasyczne i niezmienne. Trasa kwalifikacji składa się z dwóch części - szybka, piaszczysta, motocrossowa i bardziej techniczna, najeżona przeszkodami - endurocrossowa.
Ile dni przed imprezą "ekipa sprzątająca" pojawia się na terenie kopalni?
Ponieważ teren Kopalni PGE jest miejscem, gdzie na co dzień toczą się prace górnicze, co roku zastajemy nowy teren do adaptacji. Dlatego przygotowując się do tej imprezy naszym zadaniem jest nie tylko wytyczenie i zbudowanie trasy, ale także zapewnienie odpowiednich warunków do obserwowania zawodów. Prace nad projektowaniem terenu trwają już od kilku miesięcy, a budowa trasy rozpoczyna się na trzy tygodnie przed zawodami. Do Kleszczowa zwożone są jej elementy i kolejno ustawiane w "plac zabaw dla dużych chłopców". Pracuje też ciężki sprzęt kształtujący trasę.
Brzmi to jak wyzwanie dla sporej liczby osób.
Grupa osób pracujących nad eventem dzieli się na kilka pionów. Jest ekipa zajmująca się przygotowaniem imprezy masowej, terenu dla widzów, infrastruktury, atrakcji dla publiczności. Inna część osób pracuje nad projektem trasy, znowu z podziałem na dwie, krótsze, ale spektakularne, trasy kwalifikacyjne i dłuższą trasę wyścigu finałowego. Kilkuosobowa ekipa doświadczonych i utytułowanych motocyklistów, pod kierunkiem Sebastiana Krywulta projektuje trasę finałowego wyścigu objeżdżając teren pod imprezę i sprawdzając, na własnej skórze, co będzie ciekawe dla uczestników.
Pojawiła się kiedyś taka myśl, że przygotowana trasa jest za trudna?
Dyrektorem sportowym imprezy jest Bartek Obłucki, wielokrotny mistrz Polski enduro i drugi wicemistrz świata enduro, który dobrze zna środowisko i jego oczekiwania. Projektem i budową trasy zajmuje się w tym roku, bezpośrednio Sebastian Krywult, doświadczony i utytułowany zawodnik. Wsłuchujemy się też w słowa uczestników i dostosowujemy poziom trasy do ich wymagań oraz umiejętności. Wprowadzamy też dodatkowe przejazdy tzw. "chicken line", które pozwalają większej liczbie zawodników podołać najtrudniejszym sekcjom. W ubiegłym roku wyścig zdołało ukończyć w regulaminowym czasie 4 godzin - 30 zawodników. Rok wcześniej tylko 18. Oczywiście, czołówka walczy o zwycięstwo i każdą sekundę. Zgodnie za uczestnikami powtarzamy, że sama próba podołania trasie, start ramię w ramię z najlepszymi - to jest to, na co czekają cały rok. Jesteśmy częścią prestiżowego World Enduro Super Series i chcemy zachować odpowiedni balans pomiędzy wyzwaniem dla topowych zawodników ze świata, ale też i funem dla amatorów.
Czy skalę trudności Red Bull 111 Megawatt można porównać do innych zawodów z cyklu World Enduro Super Series?
Wydaje się, że jeśli chodzi o skalę trudności trasy, nadal nie sięgamy poziomów, które przygotowują co roku organizatorzy Erzberg Rodeo. Tam startuje grubo ponad 1000 uczestników, a bywa, że do mety dojeżdża kilku. Parę lat temu, na Erzbergu, była sytuacja, że zawodnicy z czołówki musieli w czwórkę pomagać sobie przy jednym z podjazdów, bo istniało zagrożenie, że żaden z nich nie ukończy zawodów w limicie czasu. My nie mamy ambicji, żeby "zamęczyć" uczestników, chcemy im dać więcej frajdy z jazdy.
Red Bull 111 Megawatt to nie tylko emocjonujące zawody, ale też tysiące kibiców. Jak wiele osób pracuje przy takim evencie? Przy zabezpieczaniu trasy, by np. kibice nie wbiegli pod koła zawodników.
Tak, to tez olbrzymie przedsięwzięcie logistyczne, angażujące kilkaset osób budujących trasę, zabezpieczających ją, kierujących ruchem, obsługujących uczestników i widzów. Na przestrzeni lat kibice jednak udowodnili, że respektują zasady zawodów i oglądają je ze specjalnie wytyczonych i oznaczonych stref. W ubiegłym roku, finał zawodów oglądało 35 tysięcy kibiców. To był niesamowity widok i wsparcie dla zawodników, którzy często startują w miejscach niedostępnych dla swoich fanów. Już po pierwszych edycjach zawodów, dostawaliśmy sygnały od postaci takich jak Jonny Walker, czy Manuel Lettenbichler, że nigdy w życiu nie startowali przed tak wielką publiką. Czują się co roku, przez jeden wrześniowy weekend, jak gwiazdy rocka i uwielbiają to. Zawsze żegnają się z nami na koniec zawodów słowami - będziemy tu za rok... I dotrzymują słowa.
Pracujemy też nad tym, by publiczność, oprócz samych emocji związanych z zawodami, miała szansę uczestniczyć w dodatkowych atrakcjach. Co roku ubarwiamy event pokazami akrobacji lotniczych. Rośnie miasteczko megawatowe, w którym można kupić gadżety, napoje, pożywienie, czy spróbować swoich sił w jeździe na sportowych terenowych quadach. Aby dać im jak najlepszy obraz tego, co się dzieje na trasie, dostępne będą telebimy z transmisją na żywo.
ZOBACZ WIDEO Kuba Przygoński pokazał moc. "Powiedzieliśmy sobie, że albo się uda, albo nie dojedziemy"