Łukasz Kuczera: Czekanie na tragedię w lesie. Problem, którego nie można zamiatać pod dywan [KOMENTARZ]

Facebook / NaughtyRiders / Na zdjęciu: motocykl Franka Dubaniowskiego po ataku
Facebook / NaughtyRiders / Na zdjęciu: motocykl Franka Dubaniowskiego po ataku

Niewiele brakowało, a Franek Dubaniowski straciłby życie wskutek ataku nożownika. Motocyklista wjeżdżając do lasu złamał prawo, to fakt. Jest ono jednak niedoskonałe i wymaga zmiany, bo wcześniej czy później będziemy świadkami tragedii.

W tym artykule dowiesz się o:

To, co w niedzielę wydarzyło się w Andrychowie, może mrozić krew w żyłach. 39-letni mężczyzna zaatakował nożem dwóch motocyklistów, jednym z nich był Franek Dubaniowski - rozpoczynający obiecującą karierę w świecie rajdów enduro. 21-latek przeżył, choć stracił sporo krwi. Lekarze mówią o cudzie, a nerw uszkodzony w ręce wymagać będzie długiej rehabilitacji. Być może w niedzielę kariera Dubaniowskiego dobiegła końca.

Ocenianie zajścia z okolic Pańskiej Góry w Andrychowie jest trudne. Z jednej strony, w kraju obowiązuje zakaz wjeżdżania motocyklami czy quadami do lasów. Z drugiej, jak przytomnie zauważa ojciec zranionego motocyklisty, to nie jest powód, by atakować kogoś nożem. Samosąd w żadnej sytuacji nie jest właściwym rozwiązaniem. Od wymierzania kar są prokuratura i sądy.

Problem w tym, że obecne rozwiązanie wcale nie jest salomonowym. Mamy w kraju liczne grono motocyklistów, i to nie tylko startujących w mniej znanych rajdach enduro, którzy nie mają gdzie trenować. Na myśl przychodzą mi chociażby żużlowcy, dla których jazda na motocrossie/enduro jest jedną z form treningu i przygotowania kondycyjnego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bójka podczas meczu piłki ręcznej. Kobiet!

Nie chcę wskazywać konkretnych nazwisk palcem, ale wystarczy rzut oka na media społecznościowe, by zobaczyć, którym żużlowcom zdarza się jeździć po terenach leśnych. I jakby nie było, łamać prawo. Dubaniowski nie jest szerzej znany opinii publicznej, ale co gdyby w niedzielę na jego miejscu był medalista mistrzostw Polski czy świata?

Od lat nie mamy w kraju infrastruktury torowej - obiektów asfaltowych jest jak na lekarstwo, a i takie do poćwiczenia motocrossu/enduro są rzadkością. Nie łudzę się, że to się zmieni, bo motorsport jest zbyt drogi, a wolne przestrzenie bardziej kuszą deweloperów niż budujących tory.

Nie każdego jednak stać na to, by wybrać się do Hiszpanii czy Włoch, by trenować na profesjonalnych obiektach. Żużlowcy w trakcie sezonu nie mają na to po prostu czasu. Zawodnicy enduro - dodatkowo budżetu, bo na początkowym etapie kariery wielu z nich starty musi godzić z normalną pracą, by w ogóle mieć środki na treningi i sprzęt.

Dziś decydując się na trenowanie enduro w Polsce musisz grać w "rosyjską ruletkę" z losem. Nie zostaje ci nic innego, jak nielegalny wjazd do lasu, a tam może spotkać cię zestaw niespodzianek. A to leśniczy strzelający z wiatrówki, a to nożownik, a to linki zostawione przez zuchwałych mieszkańców, którzy sprzeciwiają się niszczeniu terenów zielonych. W najlepszym przypadku dopadnie cię straż leśna, która wystawi pokaźny mandat.

"Dura lex, sed lex" - już stara rzymska zasada mówiła, że należy się stosować do prawa, nawet jeśli jest ono brutalne i bezwzględne. W tym przypadku mamy jednak rozwiązanie martwe. W żaden sposób nie ogranicza ono motocyklistów wjeżdżających do lasu. Jeśli ktoś zostanie przyłapany na nielegalnym treningu, zapłaci mandat czy grzywnę, po czym znów wróci na leśne ścieżki.

Na razie mamy zamiatanie problemu pod dywan i udawanie, że go nie ma. Skoro nie stać nas na budowanie torów, to możemy poszukajmy rozwiązań legislacyjnych, które ułatwią życie profesjonalistom? Skoro żyjemy w dobie siłowni, które ze względu na ograniczenia COVID-19 mogą być otwarte tylko dla sportowców szykujących się do zawodów, to może w podobny sposób należałoby "odmrozić" lasy?

Może warto wprowadzić płatne licencje umożliwiające wjazd do lasu w celach treningowych, a środki zebrane w ten sposób wydatkować na dodatkowe nasadzenia i zalesienia? To tylko dwie propozycje z brzegu, a bez wątpienia eksperci pracujący w rządowych ministerstwach mogliby wymyślić ich znacznie więcej. Wystarczy chcieć.

Poluzowanie przepisów nagle nie sprawi, że lasy będą niszczone przez miliony Polaków na motocyklach. Spokojnie. Fanów enduro i crossu będzie tyle samo, co do tej pory. Co najwyżej ich treningi będą odbywać się w bardziej cywilizowanej formie. Jak nic nie zrobimy, to w końcu ktoś straci życie na jakiejś lince rozciągniętej między drzewami albo wskutek ataku nożownika, który będzie miał za złe motocykliście, że ten wjechał do lasu.

Łukasz Kuczera

Czytaj także:
Atak nożownika w Andrychowie. Mężczyźnie grozi do 5 lat więzienia
Franek Dubaniowski w szpitalu. Został zaatakowany nożem

Źródło artykułu: