"Red Bull Nerchio vs 100" to trzydniowy turniej esportowy, który odbędzie się podczas warszawskich targów Good Game w dniach od 20 do 22 kwietnia. Każdy może zmierzyć się z jednym z najlepszych na świecie graczy w StarCraft II, Arturem "Nerchio" Blochem. Za zwycięstwo z polskim zawodnikiem esportowym czeka tysiąc złotych. "Nerchio" podchodzi do tego wydarzenia, jak do poważnego turnieju i spodziewa się wymagających przeciwników w Warszawie.
Jakub Madej, WP SportoweFakty: Skąd idea zorganizowania tego typu rozgrywek? Wyszło to z pana strony czy może był to pomysł Red Bulla?
Artur "Nerchio" Bloch, zawodnik Red Bull w grę StarCraft II: Na pewno jest to pierwsza taka inicjatywa na świecie, a przede wszystkim w Polsce. Cieszę się z tego, że nie było czegoś takiego na świecie, a jak już się dzieje, dzięki nam, to właśnie w Polsce. Świetne jest to, że takie nowatorskie wydarzenia zaczynają się w Polsce. Z Red Bullem planowaliśmy już od dłuższego czasu pewien projekt z grą StarCraft. Usiedliśmy, miała miejsce burza mózgów i z wielu pomysłów padło na "Nerchio vs 100".
Czyli to będzie stu graczy w ciągu zaledwie trzech dni?
Tak. Idea jest taka, żeby tam było stu graczy. Jak to wyjdzie w praniu, to zobaczymy. Wiadomo, że jak coś się przeciągnie, to możemy nie zdążyć zagrać dokładnie stu meczów. Myślę jednak, że będzie to liczba mocno zbliżona do 100. W to celujemy.
ZOBACZ WIDEO: Polski esportowiec bardzo popularny w Polsce, ale i w Rosji czy na Ukrainie. "Da się to odczuć"
Jak to wygląda, jeśli chodzi o pana przygotowania? Ile takich rozgrywek dziennie potrafi pan stoczyć, bo wiadomo, że im więcej tych gier pod rząd, tym więcej błędów można popełniać.
Na pewno tak będzie, stąd też jest większa szansa na pokonanie mnie dla wszystkich chętnych, którzy wezmą w tym udział. Tak naprawdę potrafię trenować długie godziny u siebie w domu czy na turniejach międzynarodowych. Tam też potrafi wszystko trwać od rana do wieczora. Tutaj wygląda to jednak inaczej, bo będę grał mecz za meczem. Wiem, że w piątek będziemy mieć jedną przerwę, w sobotę dwie. Będzie to dla mnie z pewnością wyzwanie.
Całe przygotowania, swoją karierę, traktuje pan już jako swoją pracę?
Dwa lata temu skończyłem studia inżynierskie w Bydgoszczy i od tamtego momentu hobby zamieniło się w pracę. Cały czas bardzo lubię grać w StarCrafta, ale teraz traktuję to już jako źródło dochodu, sposób na życie. Teraz gram już w pełnym wymiarze.
Co do zbliżającego się wydarzenia - myśli pan, że przyjdą sami amatorzy czy będą to może też gracze z dużym doświadczeniem?
Myślę, że to będzie mieszanka. Taka też była idea tego projektu, żeby moi fani mogli mieć okazję do spotkania ze mną, ale również zagrania. Można powiedzieć, że w prawdziwych warunkach turniejowych, bo będzie scena, ekrany. Będzie to wyglądało prawie tak, jak turniej na skalę światową. Jeśli chodzi o ludzi, którzy się zapiszą, to będzie to pewnie miks. Przyjdą amatorzy niekoniecznie z myślą o wygranej, ale mogą przyjść też weterani tej sceny, którzy będą zachęceni nagrodą 1 000 złotych za 5 do 15 minut wysiłku.
Pan to traktuje jako formę promocji czy również jako wyzwanie? Powiedzmy, że nie pójdzie panu całkowicie - Red Bull musi mieć w takim razie przygotowane kilkadziesiąt tysięcy złotych na nagrody dla zwycięzców.
Oczywiście, Red Bull jest przygotowany na tyle meczów, ile ja przegram. Bez tego nie mogliby czegoś takiego zorganizować. Mamy swoje wewnętrzne przewidywania, bo jestem jednak jednym z najlepszych graczy w StarCrafta w Polsce i jestem lepszy niż większość ludzi w Polsce. W swoich przewidywaniach myślę, że przegram 6-7 spotkań. Czy to będzie więcej, czy mniej, to zobaczy się w praniu. Dopiero jak zacznę grać, to się okaże, jak duże znaczenie będzie mieć zmęczenie podczas tego wydarzenia.
Skąd się wzięła ta prognoza przegrania 6-7 rozgrywek?
To jest tylko moja prognoza. Szczerze mówiąc, w pewnym momencie dowiedziałem się dopiero, że nagrodą będzie 1 000 złotych za każdy mecz. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, że nie będę mógł tak lekko podchodzić do meczów. Wcześniej mógłbym się trochę pobawić, ale teraz muszę dać z siebie sto procent. Te 6-7 spotkań wzięło się z tego, że weterani będą mogli widzieć mój ekran i będzie to dla nich przewaga.
Możliwość podglądu gry z pana perspektywy to jest duże ułatwienie?
Pewnie zależy od osoby, ale wydaje mi się, że tak. W grze StarCraft bardzo istotną rzeczą jest ukrywanie informacji przed swoim przeciwnikiem. W momencie, gdy oni będą mogli widzieć mój monitor i moje ruchy, to ja nie jestem w stanie ukryć swoich planów. Będą się wtedy mogli przygotować, obrać konkretne strategie, które będą działały lepiej przeciwko mnie.
Ale to nie jest tak, że Red Bull odejmuje panu z wypłaty 1 000 złotych za każdą przegraną?
Nie, oczywiście, że nie. To jest nagroda dla wszystkich chętnych, którzy się zapiszą i będą w stanie ze mną wygrać. A nawet jeśli nie zwyciężą, to czeka na nich sporo upominków.
Przechodząc do tematów poza najbliższy weekend, gdzie odbędzie się turniej "Nerchio vs 100" - co będzie dziać się w najbliższym czasie w pana karierze esportowej?
Z tym wydarzeniem tak naprawdę wstrzeliliśmy się w taką lukę, gdzie nie musiałem nigdzie wyjeżdżać. Był to dobry termin dla nas, bo dopiero za półtorej miesiąca będę leciał do Stanów Zjednoczonych, do Austin na kolejne zawody. Od tamtego momentu będą turnieje za turniejami. Mam nadzieje, że skończą się one na mistrzostwach świata na BlizzConie. Jest to słynne wydarzenie w moim świecie i przez ostatnie dwa lata udało mi się tam zagrać. Zawsze jest to jednak mocna walka, żeby się tam dostać i pokazać, bo przez cały rok trzeba zbierać punkty. Mam więc nadzieję, że w tym roku pójdzie mi przynajmniej tak dobrze, jak w poprzednich latach.
Co najbardziej lubi pan w swojej karierze? Pieniądze, podróże, pasja?
Podróże, pieniądze to całkiem dobra sprawa. Ale najważniejszą rzeczą, która mnie motywuje to chyba możliwość rywalizacji. Jestem tutaj, gdzie jestem, bo lubiłem rywalizować z innymi, lubiłem poprawiać swoje umiejętności z dnia na dzień. StarCraft jest do tego idealną grą, bo według mnie jest to najtrudniejsza gra esportowa w tym momencie. Mamy ogrom potencjału, gdzie możemy się rozwijać, dlatego też jest pasjonatem tego tytułu.
Według pana scena esportowa cały czas się zmienia? Zmienia się postrzeganie tej dyscypliny przez ludzi w Polsce i na całym świecie i nie jest to już słynne "walenie w joystick"?
Słyszałem te słowa, ale można by je powiedzieć chyba osiem lat temu. W tym momencie jest to już całkowicie co innego. Wszyscy, którzy wątpią w siłę esportu, powinni przyjechać w następnym roku do Katowic na Intel Extreme Masters. To jest coś niesamowitego i wiadomo, że obecnie zwykły sport jest większy od sportów elektronicznych. Cały czas jednak wchodzi to do takiego normalnego życia, jest coraz popularniejsze i ludzie przestaną się dziwić, że na tym można zarabiać.
Co do popularności esportu - jest w stanie stać się to czymś popularniejszym od standardowego sportu?
Zawsze jest miejsce na sport i esport. To są dwie różne dziedziny, mają wiele podobieństw, ale jest też dużo różnic. Trudno porównywać to do piłki nożnej, ale wydarzenia esportowe odbywają się już na stadionach, są pokazywane setkom tysięcy widzów w internecie. Dajmy jeszcze kilka lat i myślę, że będzie to na podobnym poziomie.