Czy w trakcie zmagań najlepszych drużyn piłkarskich Europy podpatrywałeś, a właściwie podsłuchiwałeś komentatorów?
Oglądałem mecze i jestem zdania, że nie ma co się na kimkolwiek wzorować. Nie ma to żadnego sensu. Czasem próbuję to robić, ale to w stu procentach dla zabawy. Gdy gramy ze znajomymi w różnego rodzaju gry, choćby takie, które korelują z piłką nożną, czasem mam taką naleciałość, że chcę coś powiedzieć a la komentator. I wtedy próbuję to mówić na przykład jak pan Darek Szpakowski. Totalnie mi to nie wychodzi.
Jestem zdania, że trzeba szlifować swój warsztat, dochodzić może nie do perfekcji, ale wysokiego poziomu, bazując na własnym stylu - na tym co się potrafi dobrze robić, jak przekazuje się emocje i informacje. I raczej mimetyzm, upodabnianie się do kogokolwiek, nie sprzyja naszej pracy. To co my mamy w sobie i jak potrafimy tym zarządzać to jest najlepsza droga.
Czyli lepiej uczyć się z własnego doświadczenia, a nie od innych?
Jeśli są jakieś ciekawe chwyty warsztatowe albo językowe, z których można korzystać, to jasne. Umiem, lubię i czasem implementuję to we własnej pracy. I faktycznie, słucham komentarza, próbuję wychwytywać jakieś ciekawe, ładnie brzmiące kąski, z których korzystają inni komentatorzy – zarówno sportowi, jak i esportowi, choć w przypadku tych drugich skupiam się raczej na zagranicznych. Są osoby, na których jak najbardziej można się wzorować. Osoby z długim stażem i dużym doświadczeniem, które potrafią to świetnie robić. Jednak wydaje mi się, że najważniejsza jest praca nad sobą, zwłaszcza na etapie bardziej zaawansowanym niż wstępnym, gdy już się to robi od kilku lat. Wtedy może przynieść najlepszy efekt.
Jak zacząłeś pracę komentatora?
Ta droga rozpoczęła się w 2018 roku, może nie z przypadku, ale bardzo miłego zbiegu okoliczności. W trakcie studiów nawiązałem kontakt z Olą Szymanowska, moją bardzo serdeczną przyjaciółką, której chłopakiem jest profesjonalny zawodnik. I tak od słów do czynów, od kontaktu do kontaktu okazało się, że właśnie Paweł jest mi w stanie ułatwić realizację mojego marzenia - komentowania esportu. Miał własne kontakty, wiedział do kogo się odezwać, i tak to się potoczyło. Nie ukrywam, że z lekkimi forami na samym starcie, dzięki którym miałem okazję od razu wejść na trochę wyższy poziom.
Przez ten wyższy poziom mam na myśli to, że mogłem od razu skomentować ważny dla polskiej społeczności mecz. Tak się złożyło, że w tym konkretnym dniu możliwość komentowania miałem tak naprawdę tylko ja. Od razu zebrało się sporo widzów na transmisji i dzięki temu uzyskałem dobry feedback od społeczności i kibiców. I dosłownie po kilku dniach dostałem kolejną propozycję współkomentowania na większym turnieju, a jeszcze kilka dni później Polska Liga Esportowa wysłała mi wiadomość z zaproszeniem do współpracy.
A jaką ścieżkę poleciłbyś komuś, kto chciałby zostać komentatorem? Co powinien zrobić?
Ostatnio czytałem wywiad z doświadczonym komentatorem League of Legends, Dawidem „Azonhem” Letachowiczem, i zgadzam się z tym co on powiedział – że tak naprawdę w tym momencie, żeby komentować, w Polsce i na świecie też, trzeba się wciskać. Rozpychać łokciami. Na siłę wepchnąć się tam, gdzie nie tyle cię nie chcą, co nie przewidują, że to akurat ty, albo że w takim momencie będzie potrzebna nowa osoba. Czyli – najzwyczajniej rzecz ujmując – napisać do organizatora rozgrywek wiadomość w stylu: „Hej, chciałbym spróbować swoich sił i zacząć komentować, czy przypadkiem kogoś nie potrzebujecie?”. Można przy okazji zaznaczyć, że nawet jeśli teraz nikogo nie potrzebują, to można wrócić do tematu w przyszłości.
Tak naprawdę mało jest innych możliwości dostania się na to stanowisko. Nie ma częstych castingów komentatorskich. Owszem, zdarzają się, ale bardzo rzadko. Trzeba szukać swojej okazji, a dokładniej, samemu taką okazję wykreować, żeby można było zacząć. Jasne, można ćwiczyć na sucho. Włączyć transmisję albo powtórkę spotkania bez komentarza i postarać się ten komentarz zrobić samodzielnie. Natomiast wiadomo, że wtedy nie będzie tego „czegoś”, poczucia, że faktycznie komentujemy na żywo, że ktoś tego słucha, że musimy się starać i szukać odpowiednich sformułowań. Wydaje mi się jednak, że taka próba na żywo będzie najlepsza. Dlatego trzeba pisać, próbować, szukać rozgrywek. Może tych mniejszych, bo wiadomo, że nie od razu trafi się na największe turnieje. Ale w tych pomniejszych może ktoś się zgodzi, może da szansę.
Czy uważasz, że na uczelniach, które kształcą dziennikarzy sportowych powinna być dostępna specjalizacja z komentowania esportu?
Jeżeli już jesteśmy przy temacie kształcenia na uczelni wyższej, to pojawiają się powoli kierunki, które gromadzą ludzi zainteresowanych esportem. Ale myślę, że to wciąż bardziej pod kątem zarządzania projektami czy ekonomii w esporcie, a nie stricte dziennikarstwa esportowego. Ja się wywodzę z tego środowiska - studiuje dziennikarstwo i dopiero niedługo będę kończył ten kierunek. I są elementy kształcenia, pewne przedmioty, które bardzo mi pomogły. Na przykład wiele mi dały zajęcia warsztatowe z emisji głosu. Bardzo pomagają poprawnie posługiwać się językiem mówionym. Zwłaszcza w sytuacjach stresowych, takich jak komentowanie na żywo.
Jednak wydaje mi się, że aby dobrze komentować i żeby w ogóle w dziennikarstwie esportowym dobrze się odnaleźć, potrzeba głównie pasji. To jest taki wyświechtany frazes, ale jeśli robisz to co lubisz, to nie spędzisz w pracy ani jednego dnia w życiu. I trochę tak z nami jest. Na tym poziomie uczestnictwa w esporcie nie powinniśmy tego nazywać pracą, bo to przychodzi samo z siebie, z wielką radością i właśnie pasją. Mam nadzieję, że widać i słychać, że jesteśmy osobami, które się tym interesują, które są wkręcone w temat i żyją tym, co się dzieje na serwerze. A jeśli jeszcze możemy o tym mówić i przekazywać innym swoje emocje, to już jest naprawdę świetne.
A chciałem cię właśnie spytać, czy komentowanie esportu to ciężka praca…
Ależ tak, to jak najbardziej jest ciężka praca. I wiem, że szerszy odbiorca może teraz popukać się w czoło. Bo jak to może być ciężkie, mówienie do mikrofonu o czymś, co się lubi? Jak to może być męczące? Ale faktycznie jest. Jeśli mamy na przykład trzy spotkania w ciągu dnia, to ten dzień wydłuża się automatycznie do dziesięciu godzin. A my musimy cały czas być, mówić, skupiać się na ekranie. To naprawdę jest męczące.
Oczywiście nie tak, jak ciężka praca fizyczna, ale to zmęczenie się pojawia. Najczęściej nie mamy momentu wytchnienia, w którym możemy się skupić na czymś innym. A na dodatek rozgrywki, które komentujemy - Counter-Strike: Global Offensive czy Valorant – cechują się pewną powtarzalnością zagrań czy taktyk. Nie możemy też stworzyć szczególnie wybujałej narracji, nie możemy się zagłębiać jak w najwspanialszą powieść, bo nie ma na to czasu. Musimy tak operować słowem, by za każdym razem mówić o tym w trochę inny sposób, żeby widz nie stracił zainteresowania. Nie jest to najłatwiejsze zajęcie.
I to jest właśnie najtrudniejsze? Utrzymywanie koncentracji przez wiele godzin?
Myślę, że tak. Ale są i inne „ciemne strony”. W trakcie pracy mamy kontakt z publiką w Internecie i ważną kwestią jest też to, by nie zwracać uwagi na negatywne komentarze. Jest ich naprawdę sporo i potrafią zagrać na emocjach, zdeprymować i wyprowadzić z równowagi. Ja wychodzę z założenia, że skoro tradycyjni komentatorzy sportowi nie mają dostępu do komentarzy kibiców na żywo, to my też nie musimy. Im to nie przeszkadza w pracy, a słuchają ich często setki tysięcy jak nie miliony odbiorców. Ja komentuję dla kilku, kilkunastu tysięcy osób. I też nie potrzebuję czytać komentarzy i się denerwować.
Owszem, błędy się zdarzają, ale akurat one przytrafiają się każdemu. I negatywne komentarze tu nie pomagają. Niektórzy radzą sobie z nimi lepiej, niektórzy gorzej. Zdarzało mi się zobaczyć na czacie w trakcie transmisji, że ktoś bardzo negatywnie się na mój temat wypowiada. I z automatu kilka kolejnych minut jest jak stąpanie po cienkim lodzie - wiesz, że każde kolejne słowo może spotkać się z falą krytyki. Nie chcesz tego, wysilasz się i w końcu wychodzi ci wszystko jeszcze gorzej, niż gdybyś tego komentarza nie przeczytał i spokojnie robił swoje.
A co jest najfajniejsze w komentowaniu? Co daje największą satysfakcję?
Obcowanie z tym światem. Bycie w środku tego wszystkiego, co jeszcze kilka lat temu mogłem tylko obserwować z zewnątrz. U mnie ta pasja zaczęła się kilkanaście lat temu, w czasach Counter-Strike 1.6, gdy fenomenalne wyniki i międzynarodowe sukcesy odnosiła legendarna „Złota Piątka”. Oglądałem to z zapartym tchem, ze świadomością że Polacy są najlepsi na świecie, że ogrywają wszystkich i wszędzie. Już wtedy zakiełkowała mi myśl, że esport jest czymś wspaniałym i że cudownie byłoby brać w tym udział. Teraz biorę. I właśnie to daje mi największą satysfakcję.