Polska ekstraklasa gamingowa – nasz wywiad z Radosławem Wójcikiem z PLE

Rozmawiamy o organizacji Polskiej Ligi Esportowej, jej celach i profesjonalnym funkcjonowaniu z Radosławem Wójcikiem, doświadczonym Head of Communications & PR.

Sławomir Serafin
Sławomir Serafin
Radosław Wójcik, Polska Liga Esportowa Polska Liga Esportowa / Radosław Wójcik / Radosław Wójcik, Polska Liga Esportowa

Esport rozwija się, rośnie…

Tak, w wielu obszarach. Nasz kraj jest dobrym przykładem. Choćby właśnie Polska Liga Esportowa, która od półtora roku rozwija się bardzo, bardzo dynamicznie. Rosną ligi i na najwyższym poziomie gra coraz więcej drużyn oraz zawodników, ale przede wszystkim jest coraz więcej kibiców. I coraz więcej pieniędzy.

Skąd pomysł na stworzenie Polskiej Ligi Esportowej?

To jest idealne pytanie do inwestorów, którzy powołali tę organizację do życia. Natomiast mnie wydaje się, że jest to wykorzystanie wspomnianego zwiększenia zainteresowania esportem, które obserwujemy od kilku lat. Duża dynamika wzrostu popularności daje nadzieję na szybszą profesjonalizację. Po obserwacji rynku i specjalistycznych raportów podjęto po prostu męską decyzję, by iść krok dalej. Polska Liga Esportowa funkcjonowała już wcześniej. Ale w nieco innej formie, nieco mniej zaawansowanej. Teraz działamy inaczej. Właściciele zebrali zespół, składający się w zasadzie z najlepszych specjalistów na rynku, którzy mogli zrealizować nowy, dużo bardziej ambitny projekt. I efekty oglądamy od trzech sezonów. Jesteśmy już teraz na całkiem innym poziomie.

Jakie są cele PLE i jak przebiega ich realizacja?

Głównym celem jest budowanie najbardziej profesjonalnego miejsca w Polsce do rywalizacji dla zawodowych graczy. To jest nadrzędna, długofalowa strategia. Naszym wzorem jest tutaj amerykańska liga koszykówki NBA, która jest liderem w tej dziedzinie. Zarówno w kwestii komercjalizacji całego przedsięwzięcia, jak i dbania o samych zawodników.

Polska Liga Esportowa ma być najlepszym miejscem dla esportowców. Ten cel nam przyświeca. I realizujemy go w dobrym tempie. Nawet lepszym, niż zakładaliśmy na początku. Udało się stworzyć środowisko bardziej przyjazne dla zawodników, dla których to często jest pierwsze zetknięcie z naprawdę profesjonalną ligą. Wspomniana NBA otacza swoich graczy opieką, organizuje dla nich szkolenia, pomaga się odnaleźć w sytuacji, w której za grę otrzymują naprawdę duże pieniądze. Docelowo też chcemy działać właśnie w taki sposób.
Niedawno wykonaliśmy kolejny, duży i bardzo ważny krok, realizując razem z organizacjami esportowymi projekt Centralizacji Praw Sponsoringowych. Wkrótce nastąpi rozliczenie pierwszego sezonu według tych nowych zasad. Tworzenie najbardziej profesjonalnej platformy do rywalizacji esportowej trwa.

Ile osób dla was pracuje? Czym się zajmują?

Zacznijmy od przybliżenia struktury Polskiej Ligi Esportowej – mamy cztery główne działy. Pierwszy to administracja, czyli podstawa każdej solidnej firmy. Następnie są działy - esportowy, czyli, posługując się nomenklaturą marketingową, dział produktowy, dział sprzedaży oraz mój, zajmujący się komunikacją i public relations. Całością zarządza Prezes Paweł Kowalczyk. W tym momencie na stałe, czyli na miejscu w biurze, pracuje w sumie 16 pracowników. To jest rdzeń PLE. Ale zatrudniamy również sporo osób jako podwykonawców przy poszczególnych zleceniach czy projektach.

Dwie dywizje ligi Counter-Strike, liga Valorant, liga Formuły 1. To dużo czy mało? Jakie są plany rozwoju Polskiej Ligi Esportowej?

Ligi Counter-Strike’a to nasza solidna, ustalona baza i flagowy produkt. Nową ligę Valoranta realizujemy na szczeblu międzynarodowym i pierwszy sezon spotkał się z dużym zainteresowaniem. Teraz trwa jej druga edycja. Jeśli chodzi o pozostałe rozgrywki, zwłaszcza simracing, to one są również bardzo ważne i jest to segment, w który wkładamy wiele wysiłku. Ostatnio dołączyły do nas dwie nowe osoby, które mają się zajmować właśnie tym produktem. Potencjał piłki nożnej, Formuły 1 czy ogólnie simracingu jest bardzo duży. Chcemy go wykorzystać i jednocześnie pokazać, że rywalizacja w ramach tych dyscyplin również może być bardzo emocjonująca.

Czym się różni organizowanie rozgrywek esportowych w zestawieniu z tradycyjnymi dyscyplinami sportowymi? Wzorujecie się na NBA, więc chyba nie są to bardzo odległe dziedziny.

Różnice oczywiście są znaczące. Zwłaszcza jeśli chodzi o proporcje i skalę działalności. Esport to całkiem inny fanbase i struktury organizacyjne pod względem wielkości. NBA ma zasięg światowy jako jedna liga. My działamy lokalnie i w bardziej rozproszony sposób. Ale jeśli spojrzymy pod kątem samych procesów, rozwiązań i organizacyjnego know-how, to jest bardzo podobnie.

Z drugiej strony jednak czymś zupełnie innym, choćby od strony zabezpieczenia i zastosowanych środków, jest zrealizowanie widowiska na stadionie na żywo i na serwerach z transmisją online. Tak, mamy wzorce i możemy kopiować sprawdzone rozwiązania, ale pod wieloma względami musieliśmy zaczynać od zera. A czasem nawet od poziomu minus jeden. I wypracowywać własne procedury, mniej odgórne.
Mocno współpracujemy z samymi drużynami i zawodnikami w kształtowaniu Polskiej Ligi Esportowej. NBA narzuca swoje zasady i wymogi. My działamy bardziej oddolnie, w porozumieniu i często z inicjatywy samych graczy. Liczymy na ich wsparcie, a oni liczą na nasze. Z takiego ścisłego partnerstwa zrodził się choćby wspomniany projekt Centralizacji Praw Sponsoringowych, który jest korzystny zarówno dla PLE, jak i organizacji uczestniczących w naszych rozgrywkach.

A z punktu widzenia kibica? Czym różni się śledzenie ligi Counter-Strike od oglądania np. siatkówki czy piłki nożnej?

Emocje sportowe niczym się nie różnią. Ale mamy, dla kibica, trochę wyższy próg wejścia od tradycyjnych dyscyplin. Nie każdy orientuje się w tajnikach Counter-Strike’a czy innych dyscyplin tak dobrze, jak w regułach piłki nożnej czy koszykówki. Problem jest w pierwszej chwili. Gdy ja zaczynałem pracować w Polskiej Lidze Esportowej, byłem totalnie świeży, jeśli chodzi o zasady i esport ogólnie. Dopiero zaczynałem to poznawać. Ale już pierwsze finały pokazały, jak wiele emocji, jak silny ich ładunek towarzyszy oglądaniu takiej rywalizacji.

Dawniej, pięć czy dziesięć lat temu, nie byłem przekonany, że śledzenie meczu rozgrywanego na serwerze może być równie ekscytujące, co oglądanie spotkania, które toczy się na stadionie. Zmieniłem zdanie, gdy zacząłem się na serio interesować esportem. To takie same kibicowskie emocje. Jedyną większą różnicą jest to, że patrząc na mecz Counter-Strike, nie widzimy tego skupienia, tego wysiłku, który zawodnicy wkładają w grę. Tradycyjny sport ma ludzką twarz, którą łatwo pokazać. Z esportem jest trudniej. Ale dlatego właśnie bardzo usilnie pracujemy nad rozwojem realizacji naszych transmisji, tak by właśnie skracać emocjonalny dystans pomiędzy graczem a kibicem. I jeszcze lepiej pokazać, że to właśnie te same uniesienia, które oferuje każdy inny sport.

Miejmy nadzieję, że się uda. Będziemy trzymać kciuki. Dziękuję za rozmowę.

Również dziękuję.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×