Leo Beenhakker uznawany był za zbawcę naszej rodzimej piłki kopanej. To pod jego wodzą Polacy po raz pierwszy w historii awansowali do Mistrzostw Europy. Holenderski szkoleniowiec chwalony był za decyzje personalne, bowiem potrafił odkryć w piłkarzach z ligi polskiej olbrzymi potencjał.
Polska zdołała przebrnąć przez eliminacje do tej prestiżowej imprezy, pokonując nawet Portugalię. Beenhakker zebrał sporą dawkę pochwał. Tylko nieliczni powstrzymywali się od entuzjazmu, nie licząc, że biało-czerwoni zdołają cokolwiek zwojować na boiskach Austrii i Szwajcarii.
Niestety na kolejnej tego typu imprezie zawiedli piłkarze, którzy mieli stanowić o sile zespołu. Sześć lat temu rozczarowali m.in. Tomasz Hajto, Tomasz Wałdoch i Piotr Świerczewski. Dwa lata temu Mirosław Szymkowiak. Teraz zawiodła cała formacja defensywna. Jacek Krzynówek był cieniem samego siebie, grał egoistycznie, a z jego częstych strzałów nic nie wynikało. Sobą nie był również Euzebiusz Smolarek, ale on akurat w meczu z Chorwacją rozruszał naszą grę.
Obecnie sytuacja Holendra jest analogiczna do jego poprzedników, Pawła Janasa i Jerzego Engela. Oni również potrafili wprowadzić naszą kadrę do Mistrzostw Świata po kilkunastu latach przerwy. Wtedy każdy z nich był wywyższany, a po mundialu równany z błotem. Obaj dali ku temu powody, bowiem zaufali złej grupie piłkarzy. Zabranie na turniej piłkarzy bez formy, tylko dlatego, że przyczynili się oni do awansu, nie było rozsądnym rozwiązaniem.
Zastanówmy się jak prezentuje się bilans Beenhakkera. W Polsce obecnie trwa dyskusja czy powinien on nadal być selekcjonerem Polski. Ma sporą grupę zwolenników i mniej liczną, ale bardzo głośną grupę krzykaczy, którzy domagają się jego dymisji. Chodzi głównie o przeterminowane gwiazdy pokroju Grzegorza Lato, Janusza Wójcika czy Jana Tomaszewskiego. Wszyscy panowie nadal zapatrzeni są w swoich dawnych sukcesach i teraz raczą kibiców swoimi opiniami. Mówi się nawet, że w PZPN powstała nieformalna grupa przeciwników Leo, co nienajlepiej świadczy o sytuacji w polskiej piłce. Jak zapewnia jednak prezes Michał Listkiewicz dymisji nie będzie.
Wracając do Beenhakkera na pewno sporo zrobił dla naszego futbolu. Ponosi jednak odpowiedzialność za słaby występ na Euro. Błędem było twierdzenie, że Polacy jadą po złoto. Piłkarze zaczęli to powtarzać, lecz na szczęście mało kto wierzył w te słowa, bo teraz atmosfera byłaby wyjątkowo napięta. Beenhakker zaufał zawodnikom z polskiej ligi, co na pewno w przyszłości pozytywnie odbije się na naszej grze. Wypada mieć nadzieję, że Adam Kokoszka, Michał Pazdan czy Tomasz Zahorski jeśli nie za dwa, to za cztery lata, będą stanowić o sile kadry. Czy jednak zabranie ich na tak ważną imprezę, jak Mistrzostwa Europy było słusznym rozwiązaniem? Na pewno jest to cenne doświadczenie, ale wszyscy widzieliśmy braki w polskiej kadrze po kontuzjach, jakie napotkały Polskę tuż przed turniejem. Dlaczego zamiast Kokoszki nie pojechał jego klubowy kolega Arkadiusz Głowacki? Jemu nigdy w kadrze nie szło, ale ma za sobą sezon życia. Od dawna narzekamy, że brakuje nam napastników, a król strzelców Orange Ekstraklasy, Paweł Brożek nie otrzymał większej szansy. A że potrafi grać na europejskim poziomie pokazał już niejednokrotnie w Pucharze UEFA, gdzie zdobył sporo ważnych goli.
Miejmy nadzieję, że nieliczna uzdolniona młodzież, która pozostała w kraju rozwinie się prawidłowo. Fala ściąganych obcokrajowców zabiją polską piłkę. Utalentowani zawodnicy wolą wyjechać za granicę jeszcze przed rozpoczęciem seniorskiej kariery, bo w Polsce mają nikłe szanse na otrzymanie szansy gry. Niestety poza granicami naszego kraju wielkiej kariery nie robią i marnują się w rezerwach renomowanych klubów. To jest jednak temat na osobny tekst, bo o brakach w systemie szkolenia można by napisać książkę, a nie artykuł.
Do 2002 roku czekaliśmy na awans do wielkiej imprezy aż 16 lat. Od tego czasu graliśmy dwukrotnie na Mistrzostwa Świata i teraz na Euro. Można pokusić się o stwierdzenie, że niestety na razie mamy drużynę, która potrafi przebrnąć tylko eliminacje, a na finałach nie jest wstanie nic osiągnąć. Czy na większe sukcesy będziemy czekać tak długo jak na pierwszy awans do Mistrzostw Świata od 1986 roku?