Na pytanie czy widzowie TVP, w związku z nie wykupieniem przez stację praw do transmisji euro, mogą liczyć na rekompensatę w postaci innych ?dużych? relacji, Korzeniowski odpowiada zdziwieniem. - Rekompensatę? Ale dlaczego? Oczywiście, że mamy starać się, aby było jak najlepiej, ale uważam, że niczego rekompensować nie musimy - twierdzi szef TVP Sport, po czym dodaje: - Pamiętajmy przecież, że poza euro to my pokazujemy wszystkie mecze naszej reprezentacji. Kibice zobaczą, na przykład, dzisiejszy mecz z Estonią i zobaczą na naszych antenach także kolejne mecze aż do pierwszego czerwca. Po euro również nic się nie zmieni i także to my będziemy przeprowadzać transmisje z wszystkich spotkań Polaków.
Nasz były wybitny chodziarz przyznał jednak, że kibice mają prawo, aby czuć niedosyt. - Myślę, że pokazywanie wielkich czempionatów w telewizji publicznej stało się swego rodzaju tradycją - mówi Korzeniowski. - Ci, którzy przyzwyczaili się do naszych transmisji i zawsze oglądali je właśnie na naszych antenach, mogą czuć się zawiedzeni, ale jeśli chodzi o kolejne lata, czy też miesiące: będzie to wyglądało zupełnie inaczej - zapewnia dyrektor TVP Sport.
- Widzowie nadchodzących mistrzostw Europy nie zobaczą co prawda w TVP, ale przecież nie stracą możliwości uczestniczenia w tym wielkim wydarzeniu, bo pokaże je telewizja Polsat. Choć prawdą jest, że my nadajemy takim wydarzeniom trochę inną oprawę niż robi to Polsat - uważa czterokrotny mistrz olimpijski i przypomina, że ze wszystkich europejskich telewizji publicznych zaledwie połowa przeprowadzi bezpośrednie relacje z euro. - Drugą połowę stanowią telewizje komercyjne - dodaje.
Polscy kibice na licznych forach internetowych mimo wszystko nierzadko nie pozostawiają suchej nitki na redakcji sportowej TVP. Robert Korzeniowski tym faktem zbytnio się nie przejmuje. - Mamy wolne media, żyjemy w kraju demokratycznym i nie jest to nic innego, jak prawo do wyrażania opinii - mówi ze spokojem i dodaje: - Trzeba się liczyć z negatywnymi komentarzami, nawet dużej liczby internautów. Pozostaje tylko pytanie, na ile są to komentarze osób reprezentatywnych. Trzeba zdać sobie sprawę z tego, że osoby, które za pośrednictwem Internetu chcą przekazać swój punkt widzenia, tak naprawdę przekazują tylko swoje frustracje, a ich komentarze rzadko kiedy stoją na wysokim merytorycznym poziomie.
- Gdybyśmy sugerowali się opinią internetową, pewnie w ogóle przestalibyśmy normalnie funkcjonować - kończy Korzeniowski.