- Dzień dobry, proszę się nie bać, nie zrobiliście nic złego, ale jesteśmy z francuskiej policji - powiedziały dwie kobiety w drzwiach naszego apartamentu, jakby trudno było się domyślić, skąd są. Ubrane w niebieskie mundury, z pistoletami w kaburach przy pasku i z policyjnymi odznakami w klapie, uzbrojone były także w notes. Długopisu już nie miały, musieliśmy im pożyczyć.
- Ochrona reprezentacji Polski zgłosiła się do ochrony hotelu, a ta do nas, do policji. Macie na balkonie jakieś dziwne przyrządy. I widok na basen i na okna piłkarzy - dowiedzieliśmy się w końcu, o co chodzi. Faktycznie, mamy. Nie dało się zamieszkać bliżej kadry i właśnie w apartamencie na przeciwko zbudowaliśmy nasze studio. Policjantki obejrzały zdjęcia z naszego programu, zobaczyły, że nie planujemy naruszać niczyjej prywatności, przeprosiły, długopisem zapisały sobie "wp.pl" i wróciły na posterunek.
Funkcjonariusze w krzakach
O bezpieczeństwo w czasie turnieju podczas konferencji zapytany został Sławomir Peszko. Pytającemu chodziło raczej o bezpieczeństwo w szerokim tego słowa znaczeniu, piłkarz zrozumiał, że chodzi o jego spokój i zapewnił, że jeszcze nigdy nie czuł się tak chroniony. - Oni są wszędzie - mówił o ochroniarzach. - W hotelu, na korytarzach, przed wejściem. No wszędzie.
ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro Maciej Terlecki: Wszystko zależy od Lewandowskiego
Naszej drużyny na krok nie odstępują "Siwy" i "Marchewa", którzy przez lata pracy przy kadrze z zawodnikami już się zaprzyjaźnili, a jak rozpoznają twarz dziennikarza, to nawet się uśmiechną i znajdą pięć minut na miłą pogawędkę. "Siwy" i "Marchewa" we Francji na razie mają jednak przyjemną i lekką pracę, bo są ostatnim drutem kolczastym oddzielającym piłkarzy od kibiców i mediów. Do tego drutu przez wcześniejsze zasieki udaje się przedrzeć mało komu. Policja i ochrona hotelu robią swoje. Nawet by zostawić samochód na parkingu przy apartamentowcu położonym przy hotelu piłkarzy, za każdym razem trzeba pokazywać dokumenty poświadczające wynajem mieszkania. Chociaż samochód ciągle jest ten sam, a i policjanci już znajomi.
Pod ochroną jest nasza kadra, ale jest też cała Francja. Funkcjonariusze w krzakach przed hotelami, wzdłuż najdłuższej w Europie, bo 16-kilometrowej plaży, nikogo nie dziwią. Po ostatnich zamachach terrorystycznych Euro stało się imprezą wysokiego ryzyka. Francuzi zrozumieli, że ich kraj jest chory i próbują go leczyć podwójną dawką ibupromu. Wojsko na dworcach i lotniskach to widok już codzienny. Zresztą w czasie podróży do La Baule przeżyliśmy ewakuację dworca TGV w Paryżu. Żołnierze pojawili się natychmiast, gdy zgłoszono pozostawiony bagaż. W kilkadziesiąt sekund na peronie nie było nikogo, a restauracja została zamknięta.
Sparaliżowany kraj
Piłkarze tego nie odczuwają, schowani są pod kloszem, ale na kraj, który organizuje turniej, spadła ostatnio fala nieszczęść, z których terror jest najgroźniejszy, ale inne bardziej paraliżują codzienne życie. Strajkuje pół Francji. Nie działa 40 procent stacji benzynowych, na innych benzyna jest reglamentowana, nie można zatankować więcej niż 25 litrów. Protesty przeciwko zmianie prawa pracy doprowadziły do spadku produkcji w rafineriach, dostawy są utrudnione przez blokady drogowe urządzane przez strajkujących.
Fakt organizowania Euro postanowili wykorzystać także transportowcy, którzy zaczęli głośno krzyczeć, jak im źle. Ruch TGV spadł o połowę, kolejarze podstawiają na dworce autobusy. Tak dojechaliśmy do La Baule, bo w Nantes odwołano kurs pociągu. W dniu rozpoczęcia turnieju strajk rozpoczynają kontrolerzy lotów i piloci Air France. Problemy ma paryskie metro, nie tylko przez to, że wyłączone zostały dwie linie ze względu na powódź, jaka dotknęła stolicę Francji.
Francuzi nie chcą zmian prawa, które otworzą drogę do przedłużenia tygodnia pracy z 35 do 48 godzin. Pracodawcom łatwiej będzie także zwalniać pracowników, a rola związków zawodowych znacząco ograniczona. Prezydent Francois Hollande zapowiada, że nie zmieni kursu, bo chce, by francuskie firmy wytrzymały międzynarodową konkurencję. W związku z tym jego kraj może jednak nie wytrzymać międzynarodowej piłkarskiej pielgrzymki na wielką skalę.
Francuzi czekają na Euro w napięciu. Bomba komunikacyjna może spowodować paraliż.
Michał Kołodziejczyk z La Baule