Euro 2016. Marek Wawrzynowski: Nawałka wygrywa, bo jest pragmatyczny (felieton)

PAP/EPA /  	PAP/EPA/ABEDIN TAHERKENAREH / Adam Nawałka
PAP/EPA / PAP/EPA/ABEDIN TAHERKENAREH / Adam Nawałka

Wszelkie turnieje, w których graliśmy od 2002 roku, kojarzą mi się głównie z pompowaniem balona, a potem wielkim rozczarowaniem. Splot wydarzeń i solidna praca selekcjonera sprawiły, że dziś od dawien dawna patrzymy na zespół ze spokojem.

Kilka dni, które spędziliśmy w obozie reprezentacji Ukrainy, to najsmutniejszy okres na Euro 2016. Ale doskonale wiemy, co czuje nasz dzisiejszy rywal. Od 2002 roku gramy piąty duży turniej i po raz pierwszy przyjechaliśmy jak po swoje. Bez zbędnego pompowania balona, bez odgrażania się. Na spokojnie.

W 2002 roku Jerzy Engel mówił o mistrzostwie świata, a potem były dwie porażki i tradycyjny polski mecz o honor. Paweł Janas nie wytrzymał ciśnienia, podczas mundialu w 2006 roku zachowywał się jak zwierzę w klatce. Na pytania odpowiadał opryskliwie, wyganiał kibiców z treningów, które miały być otwarte. Do legendy przeszła historia z wysłaniem kucharza na konferencję prasową. Był tak bardzo niepewny siebie, że to musiało mieć wpływ na zespół. Mistrzostwa były jego osobistą kompromitacją.

Z kolei Leo Beenhakker awansował na Euro 2008, ale to był absolutny szczyt możliwości jego zespołu. Turniej zakończyliśmy w żenującym stylu. Jedyny punkt uratował nam Artur Boruc z Austrią. Dodajmy, że słabą Austrią. W końcu Euro 2012 i Franciszek Smuda. Dla mnie ten występ to była największa klęska w historii polskiej piłki. Byliśmy gospodarzem, balon został napompowany do absurdalnych rozmiarów, mieliśmy wyjątkowo łatwą grupę i zajęliśmy w niej ostatnie miejsce. A teraz? Zachodni dziennikarze podchodzą i pytają o drużynę. Jak to możliwe, jak to się stało, czy macie jakiś świetny system szkolenia? Nie macie? To o co chodzi? Od razu lepiej.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Wyniki zbudowały drużynę Nawałki. "Za zawodnikami poszła bezczelna pewność siebie"

Dlaczego teraz jest inaczej?

O obecnej drużynie pisaliśmy już wielokrotnie, że to najlepszy polski zespół od 30 lat. Nic się nie zmieniło. Ale widać też, że obecny selekcjoner wyciągnął wnioski z porażek poprzedników. Adam Nawałka jest przede wszystkim pragmatyczny do bólu, zawodników wykorzystuje zadaniowo, nie tworzy swojej wizji tylko dopasowuje się do możliwości.

To lekcja Billa Shankly, który dawno temu powiedział, że musisz dostosować zespół do możliwości, poświęcić swoją wizję na rzecz tej odpowiedniej w danym momencie.

Nawałka to potrafi. Jego poprzednicy szukali gry w ustawieniu 4-2-3-1, na siłę szukali numeru "10". A w Polsce od lat nie ma dobrego numeru 10. Dlatego Nawałka wybiera z tego, co ma. Oczywiście, nie byłoby dzisiejszego Nawałki, gdyby nie splot wydarzeń - nagły wzrost formy kilku kluczowych piłkarzy. Bo przecież do czasu eliminacji obecny selekcjoner też błądził, popełniał momentami rażące błędy personalne, jego drużyna grała bez stylu i pomysłu. Gdyby Zbigniew Boniek był mniej cierpliwy, Nawałka szybko pożegnałby się z kadrą. Wiele wskazywało na kolejną kompromitację. Ale w godzinie próby wszystko wyszło idealnie. Tak w życiu jest, znajdujesz się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie i twoim zadaniem jest nie zmarnować szansy.

Nawałka myśli inaczej niż reszta. Kto przy zdrowych zmysłach postawiłby w środku Krzysztofa Mączyńskiego, mając do dyspozycji Piotra Zielińskiego. Przecież jeśli chodzi o czysto piłkarskie umiejętności, tych dwóch dzieli przepaść.

Nawałka nie bawi się w sentymenty. Posadził na ławce w pierwszym meczu Łukasza Fabiańskiego, choć ten niczym sobie na to nie zasłużył. Po kontuzji Wojciecha Szczęsnego przywrócił Fabiańskiego do pierwszej jedenastki, choć koalicja kibiców i dziennikarzy widziała między słupkami Artura Boruca. A Fabiański okazał się stuprocentowym profesjonalistą.

Dość brutalnie potraktował Jakuba Wawrzyniaka, który przecież był znaczącą postacią w eliminacjach. Ale selekcjoner wie, że Wawrzyniak to nie "international level".

To zdecydowanie i konsekwencję pokazał przy odebraniu opaski kapitańskiej Kubie Błaszczykowskiemu. Pomocnik bardzo to przeżył, co zresztą jest opisane w jego "autoryzowanej biografii", ale Nawałka był nieugięty. "My way or highway", jak mawiał Sir Alex Ferguson. Po mojemu albo wynocha. Kuba przyjął nowe zasady gry.

Na razie wszelkie decyzje selekcjonera są dość logiczne i zrozumiałe, choć niektóre widać po czasie. Oczywiście dopóki nie zobaczymy zespołu w ćwierćfinale nie będzie można mówić o sukcesie, ale na razie jesteśmy na dobrej drodze.

Choć mam też spore obawy. Nie wszystkim się pewnie podoba, że zespół jest traktowany jak Lewandowski i 10 kolegów. Każdy kto się orientuje, wie że tak nie jest. Wie, że tak samo nie byłoby tej drużyny bez Krychowiaka czy Glika. Ale gdyby wsłuchać się w wypowiedzi zawodników, widać, że zachodzi tam jakaś reakcja. Wiadomo, że Robert Lewandowski poświęca się dla zespołu, ściąga obrońców, robi przestrzeń Arkadiuszowi Milikowi. I właśnie w ten sposób pokazuje, że nie traktuje Euro jako swojej trampoliny.

Dawno Polacy nie cenili tak bardzo napastnika za to, że nie strzela goli. Nie każdy jest gotowy na takie poświęcenie. Ale gdyby posłuchać wypowiedzi Milika po spotkaniu z Irlandią Północną, zdaje się on nie zauważać pracy kolegi. Z kolei Lewandowski mówił o braku wsparcia z przodu.

A może to normalne zachowanie w gronie facetów, którzy spędzili ze sobą już tyle czasu. Może nie należy czytać między wierszami?

Marek Wawrzynowski z Marsylii

Zobacz inne teksty autora

Źródło artykułu: