Tamtejsza federacja troszeczkę inaczej urządziła biuro prasowe niż nasza. Po pierwsze nie w specjalnie skonstruowanym namiocie, ale w zwykłej sali gimnastycznej. Boisko treningowe i centrum prasowe, czyli cały kompleks Parc des Sports Leo Lagrange, usytuowane są nieopodal szkoły i basenu, tam gdzie tak naprawdę toczy się normalne, codzienne życie Francuzów.
Schron dla U-Bootów
Być może Szwedzi nie są tak bardzo narażeni na ataki terrorystyczne jak Polacy, w każdym razie ochrona przed wejściem na teren ośrodka nie sprawdza nawet toreb, co w La Baule jest codzienną praktyką. Biuro też jest mniejsze od polskiego. Akredytowanych na mistrzostwa Europy jest mniej niż setka szwedzkich dziennikarzy, a więc trzy, cztery razy mniej niż przedstawicieli polskich mediów. Skromniejszy bufet, kompletnie inny catering, brak telewizorów, których w La Baule jest aż nadmiar. Budynek zamykany jest koło godziny 15, u siebie Polacy mogą siedzieć nawet do północy.
W jednym jednak Szwedzi przewyższają PZPN. Przed niemal każdym treningiem organizują spotkania piłkarzy z dziennikarzami. W oddzielnym pomieszczeniu, tuż przy boisku, ustawione są cztery stoliki. Przychodzi zawsze czterech, wypoczętych, zawodników. Jest czas, by właściwie z każdym porozmawiać. I nie ma znaczenia, że inauguracja turnieju w ich wykonaniu (byliśmy w szwedzkiej bazie pomiędzy meczami z Irlandią i Włochami) nie była udana. Pod tym względem żurnaliści ze Skandynawii mają raj. Żadnego proszenia, żadnych podchodów. Z jednym jednak muszą się pogodzić…
ZOBACZ WIDEO Euro 2016. Piotr Stokowiec: Czarny koń jest jeden - Polska (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
- Zlatan? On raczej nie zagląda na takie spotkania - mówią szwedzcy dziennikarze.
W kilkudziesięciotysięcznym Saint-Nazaire trudno się zorientować, że ćwiczy tutaj finalista mistrzostw Europy. Pod tym względem jest tylko trochę lepiej niż w La Baule. Miasto zwane małą bretońską Kalifornią przyciąga nie tylko turystów. Z jednej strony kapitalne położenie przy ogromnej plaży, mnóstwo zieleni, XIX-wiecznej architektury, z drugiej – wielki przemysł. W miejscowej stoczni (dawniej Chantiers de l’Atlantique) budowano okręty wojenne, dziś pasażerskie. Tutaj kosztem prawie miliarda dolarów w ciągu 2 lat powstał słynny liniowiec transatlantycki „Queen Mary 2” - gigant z 14 pokładami o 345 metrach długości, kursujący od 2002 roku między Southampton a Nowym Jorkiem. Wcześniej stocznie opuściły słynne „Normandie” (1935) i „France” (1960), a najświeższy zwodowany tutaj statek to ogromny „Harmony of the Seas”, wycieczkowiec o 362 metrach długości!
Port i stocznię w dzielnicy Ville-Port warto zwiedzić. Tu w czasie II wojny światowej znajdowała się ogromna baza niemieckich łodzi podwodnych. Bunkry chroniące U-Booty były regularnie bombardowane przez lotnictwo alianckie. Mimo jednak że bomby zrównały z ziemią sąsiednią zabudowę, żadna nie trafiła w potężny schron, który zachował się dzięki temu do tej pory i jest udostępniany zwiedzającym. Dawał osłonę dwudziestu U-Bootom w 14 wewnętrznych basenach. Obecnie zdemontowano jego uzbrojenie. Został zaadaptowany na przystań dla żaglówek oraz centrum turystyczne. Nieopodal stanął słynny teatr, którego wyróżnia przede wszystkim architektura. Ze względu na sąsiedztwo bunkra kulturalny przybytek zbudowano z masywnego betonu, choć powleczono elegancką koronką.
Łóżka w komnatach
Kiedy Szwedzi wychodzą na trening (otwarty dla mediów tylko 15 minut), do rozpoczęcia zajęć pozostaje około 10 minut. Wszyscy na płycie czekają cierpliwie na Króla. A Król, z włosami związanymi w kucyk, wychodzi o 11.30 - punktualnie. Żongluje piłeczką wielkości tenisowej, ewidentnie dobrze się bawi. W cieple Zlatana grzeją się jego kumple z drużyny, o podobnych sylwetkach i fryzurach, choćby Erik Johansson. Mniej zorientowana ekipa obcej telewizji (na pewno nie szwedzkiej) co chwila wyłącza przycisk REC zmylona przez sobowtóra Ibry. Przed wejściem na boisko treningowe rozkłada się grupka fanów reprezentacji Szwecji. Ubrani w pasiaste stroje cyrkowe podbijają piłkę. Wyposażeni w ogromny głośnik śpiewają pieśni wielbiące swego Pana.
[nextpage]
Zaraz po treningu autokar zabiera drużynę do pobliskiego Pornichet. To kilkutysięczna miejscowość leżąca między Saint-Nazaire i La Baule, łącząca się wielokilometrową plażą z bazą Polaków. Nad brzegiem oceanu, na niezbyt wysokim klifie, usytuowany jest Chateau de Tourelles, zamek przerobiony na czterogwiazdkowy (tylko!) hotel. Tutaj mieszkała siatkarska reprezentacja Francji przed ubiegłorocznymi mistrzostwami Europy, podczas których zdobyła złoty medal. Szwedzi oglądali około 20 obiektów, ostatecznie ich wybór padł właśnie na Pornichet.
Fantastycznie położony obiekt, u którego stóp o skały rozbijają się fale oceanu. Od tej strony podejść do niego nie można. Od strony ulicy dojazdowej dostępu broni policja. Cicho, dyskretnie, spokojnie. W hotelu na życzenie gości wymieniono ponoć wszystkie łóżka. Te, które były, nie spodobały się kierownikowi reprezentacji Larsowi Richtowi i jej menedżerowi Marcusowi Allbaeckowi. Cztery lata temu, kiedy Szwedzi zakwaterowani byli w Kijowie, mieli spore zastrzeżenia do wielu rzeczy - iewygodnych łóżek i materacy, zbyt cienkich zasłon, rozstawionych po całym hotelu (czyli zbyt daleko od pokoi) ekspresów do kawy. Dlatego teraz kierownictwo postanowiło zadbać o wszystko i przywieźć ze Sztokholmu nawet zatyczki do uszu, o ekspresach nie wspominając.
Nic nie wiadomo, czy specjalne łoże otrzymał Zlatan, można tylko przypuszczać, że nie zadowolił się zwykłym pokojem. Szwedzi generalnie mieszkają w jedynkach, jedynie Kim Kallstroem i Andreas Isaksson, nierozłączni kumple od lat, zażyczyli sobie wspólną kwaterę.
Klopsy w szkole
Jak pisał dziennik „Aftonbladet” w miejscowych szkołach do menu wprowadzono szwedzkie klopsiki, babkę ziemniaczaną i zupę jagodową. Ba, dzieci nawet zaczęły poznawać tajniki języka, którym posługuje się Ibra i jego kompania. A wszystko rzecz jasna na cześć znamienitych gości. W trakcie Euro 2016 w Pornichet miał być zorganizowany festiwal muzyczny, na którym rozbrzmiewać miały hity zespołu ABBA. W miasteczku niebiesko-żółte chorągiewki są widoczne na każdym kroku. Nawet w skromnych, maleńkich domach prywatnych; choćby jedna zawsze wbita jest w doniczkę tak, by była widoczna z daleka. Flagi wiszą w każdej knajpie, sklepie, nawet u miejscowego fryzjera. Na miejskich klombach zasadzono kwiaty w dwóch kolorach; wiadomo jakich. Są szyldy informacyjne w języku szwedzkim, a w bibliotece miejskiej organizowano wystawy poświęcone kulturze Szwecji.
- Nasze dzieci znajdują się w szwedzkiej euforii, nie z powodu samej reprezentacji tego kraju, lecz jej niezwykle popularnego we Francji kapitana, Zlatana Ibrahimovicia - mówił jeszcze przed turniejem burmistrz Jean-Claude Pelleteur w rozmowie z „Aftonbladet”.
Ale nie tylko dzieci są w euforii związanej z zakwaterowaniem w Pornichet Ibrahimovicia i jego dworzan. Na głównym placu miasteczka można zamówić pizzę Zlatan przyrządzoną na szwedzki styl, z odpowiednimi składnikami. Kosztuje kilkanaście euro. Jedzą ją kibice szwedzcy, próbują reporterzy skandynawskich gazet i telewizji. Jeden z przystanków autobusowych zdobi ogromna fotografia drużyny Erika Hamrena, wróć - Zlatana Ibrahimovicia.
Piłkarze Szwecji na Euro grają w tych samych miastach co Polacy, latają jednak na mecze - co ciekawe - nie z Saint-Nazaire, lecz z Nantes. Miejscowi tylko żałują, że ich goście trafili do niezwykle trudnej grupy – z Irlandią, Italią i Belgią. Obawy nie okazały się bezpodstawne, ponieważ Zlatan i spółka z jednym punktem na koncie zakończyli już na rozgrywkach grupowych zmagania w Euro 2016.
Z Pornichet i Saint-Nazaire
Zbigniew Mucha