Michał Kołodziejczyk: Pieśń o małym Januszu

Prosimy nie regulować odbiorników. We Francji trwa kibicowskie szaleństwo. Na specjalne życzenie gazet i telewizji.

Michał Kołodziejczyk
Michał Kołodziejczyk
PAP / PAP/Bartłomiej Zborowski

Polscy kibice najgłośniejsi byli pod domem Jakuba Błaszczykowskiego, kiedy ten wrócił do Truskolasów. Dali też z siebie wszystko, kiedy samolot z reprezentacją wylądował na Okęciu. Piłkarze oczywiście tego głośno nie powiedzą, bo wszystkich łączy piłka i jesteśmy wielką rodziną, ale doping dla naszej kadry we Francji był mizerny.

Przyśpiewki były dwie. "Gramy u siebie" - wiadomo przecież, że już wszędzie gramy u siebie i "W górę serca, Polska wygra mecz", żywcem wyniesione z siatkarskiej hali. Czekaliśmy tylko, jak ktoś zaśpiewa o małym rycerzu, albo zacznie liczyć "Raz, dwa, trzy!!!" zdziwiony, że można wymienić nawet siedemnaście podań. Piłkarze byli załamani zwłaszcza po meczu ze Szwajcarią, kiedy głośniejsi od naszych okazali się nawet ci znani z tego, że dzwonią po policję, gdy ktoś nie włączy kierunkowskazu na autostradzie.

- Pan usiądzie, bo ja kupiłem miejsce siedzące i nie mam zamiaru wstawać - to podczas meczu z Portugalią, gdy ktoś się zapomniał i poniosły go emocje po pięknej akcji Polaków. Przed spotkaniem z Ukrainą wywiadów wszystkim naszym mediom udzielał ten sam kibic, bo innego trudno było znaleźć. - Mówią o mnie Książę Marsylii. Nie mam roboty, nie mam kobiety, sytuacja idealna. Jestem tu już tydzień. Będzie doping na meczu, a wcześniej rozgrzewka, bo przyjedzie pan Jan Zieliński znany z przeboju "Daj mi tę noc", a ja rozstawię kolumnę głośnikową - zapewniał.

Kibice, nie tylko ci w biało-czerwonych szalikach, na Euro 2016 ożywiali się głównie przed kamerami. Poziom decybeli zależał od rozpoznawalności logo stacji telewizyjnych. Piwo w ciszy przez pół godziny, przyjeżdża ZDF albo TVP - cudowne szaleństwo. Piłkarskie święto. Samba na ulicach. I reporterzy, którzy prosili - "Panowie, musimy mieć ładny obrazek. To musi jakoś wyglądać". No to wyglądało, w ruch szły trąbki-małyszówki i śpiewano Bałkanicę.

ZOBACZ WIDEO Walijscy kibice dumni po zwycięstwie, wierni po porażce. "Mamy wspaniałą drużynę"

Prawdziwym hitem było jednak La Baule, gdzie polskich kibiców po prostu nie było w ogóle. Kadra po kolejnych meczach wracała do małego, sennego miasteczka nad Atlantykiem w środku nocy i gdyby nie aktywność naszych dziennikarzy, witałby ich policjant uwięziony na nocnym patrolu pod hotelem. A przecież też musiało wyglądać. Zwłaszcza po awansie do ćwierćfinału. "Dziękujemy, jesteśmy z was wszystkich dumni!" - głosił transparent, a właściwie prześcieradło z napisem wykonanym flamastrem. Kto je trzymał? Pięciu Francuzów i jedna Francuzka, wyciągnięci na siłę z pobliskiego baru, żeby obrazek był ładny. Francuzkę uczono nawet zdania po polsku: "Robert, kocham cię!", ale kiedy krzyknęła to do Grzegorza Krychowiaka, nikt nie zrozumiał żartu. Właściwie to ona nie żartowała.

W środę z turnieju odpadła Walia, ostatnia z drużyn na Euro, która miała prawdziwych, oddanych i głośnych kibiców. Ich przyśpiewka o tym, że nie chcą wracać do domu, że nie chcą do pracy i że wypiją wszystkie piwa to najpopularniejszy utwór turnieju, tuż za północnoirlandzkim "Will Grigg is on fire".

Rozbudowanie mistrzostw do 24 drużyn ma tylko jedną zaletę. Turniej pozwala się cieszyć tym, którzy do tej pory nie mieli szczęścia jeździć ze swoją drużyną po wielkim, piłkarskim świecie. A skoro nie mieli, to jest to dla nich coś nowego i cieszą się naprawdę.

Michał Kołodziejczyk z Lyonu

-> Przeczytaj więcej tekstów tego autora

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×