Wojciech Szczęsny: 6,0 (skala: 1-10, ocena wyjściowa: 6). Przy bramkach dla Islandii bezradny. Najpierw Gudmundsson zaskoczył go, w ostatniej chwili zmieniając tor lotu piłki. Potem Bjarnason huknął z 14 metrów tak, że Szczęsny nie miał szans na interwencję. To nie były sytuacje, w których mógł zrobić coś ekstra. Dwa pozostałe strzały rywali obronił bez problemu.
Tomasz Kędziora: 6,0. O ile po jego występie przeciwko Rosji Bereszyński mogł spać spokojnie, to teraz obrońca Sampdorii może czuć się zagrożony. Był skuteczny w obronie, czujny, uprzedzał rywali, przerywając kontry. Do tego dobrze, lepiej od pozostałych środkowych obrońców, wprowadzał piłkę do drugiej linii, a to dla Paulo Sousy ważna umiejętność.
Kamil Glik: 7,0. Jakby to powiedział Franz Maurer, "trenerzy się zmieniają, a on ciągle jest w składzie". I nieprzypadkowo. Sousa na początku kadencji próbował ustawienia bez niego, ale mimo upływu lat to wciąż lider, bez którego trudno sobie wyobrazić defensywę reprezentacji Polski. Mecz z Islandią to potwierdził. Nie podejmował złych decyzji, nie miał niepewnych interwencji. Stracone przez Polskę gole nie obciążają jego konta - przy stałych fragmentach gry rywali zawiedli inni. Przez większość meczu grał z urazem, ale pozostał na boisku.
ZOBACZ WIDEO: Euro 2020. Ciężki turniej przed Polakami. "Dla mnie sukcesem będzie wyjście z grupy"
Paweł Dawidowicz: 6,0. Z piłką przy nodze był jakby stremowany, spięty. Albo szukał podaniem Glika, albo... podawał do nikogo. W obronie bez rażącego błędu, ale zaprezentował za mało, by w hierarchii stoperów wskoczyć przed Helika czy Piątkowskiego.
Przemysław Frankowski: 5,0. Los dał mu wielką, niespodziewaną szansę na wskoczenie do "11" na mecz ze Słowacją. W spotkaniu z Rosją zrobił krok w stronę wyjściowego składu, ale w Poznaniu cofnął się o dwa. Ani nie był przebojowy, ani uczestniczący w małej grze, do tego mało wspierał Kędziorę.
Grzegorz Krychowiak: 5,0. Zaczął dobrze, przede wszystkim w destrukcji. Dusił w zarodku ataki rywali, a do "drugich piłek" dopadał jak wściekły. Niestety, animuszu starczyło mu na pół godziny, a tuż po przerwie zawinił przy drugim golu rywali. Nie trafił czysto w piłkę i nie zdążył zablokować Bjarnarsona, któremu sprawił prezent. Z piłką przy nodze szukał najprostszych rozwiązań - można to nazwać odpowiedzialnością za piłkę, a można też grą na alibi. Od jednego z liderów oczekujemy wzięcia na barki ciężaru prowadzenia gry. Schodził po piłkę zbyt głęboko, dublował się z Glikiem.
Jakub Moder: 7,0. Najlepszy z naszych środkowych pomocników. Gdy miał piłkę przy nodze, aż przyjemnie było na niego patrzeć. I trzeba było patrzeć uważnie, bo gra szybko i niekonwencjonalnie - wiedział, gdzie poda, zanim jeszcze piłka do niego docierała. Miał też łatwość dochodzenia do pozycji strzeleckich. Na razie tego nie wykorzystał, ale to połowa sukcesu.
Piotr Zieliński: 7,0. Jeśli ktoś spodziewał się, że to TEN moment, że narodziny dziecka sprawią, że będzie grał jak natchniony i na miarę potencjału, musiał być rozczarowany. Miał jeden przebłysk geniuszu, gdy w 11. minucie rozpruł obronę Islandii podaniem do Frankowskiego, ale to wciąż za mało jak na piłkarza z takimi możliwościami. Oczywiście, gol i jego udział w konstruowaniu akcji bramkowej podwyższa ocenę.
Tymoteusz Puchacz: 7,0. Biegał wzdłuż linii bocznej jak króliczek z reklamy Duracella - Sampsted nie miał przy nim chwili wytchnienia. Harował w obronie i dobrze oskrzydlał akcje, ale w kluczowych momentach brakowało mu jakości, bo żadne z jego dośrodkowań nie trafiło do adresata. Z drugiej strony, przy akcji bramkowej dopisało mu szczęście, bo jego złe podanie do Świerczoka Islandczycy zamienili na asystę do Zielińskiego.
Jakub Świerczok: 5,0. Wobec urazu Milika ma być pierwszym partnerem "Lewego" podczas Euro 2020, ale mecz z Islandią pokazał, że nie zawsze jest niedziela. W spotkaniu z Rosją (1:1) zrobił dobre pierwsze wrażenie, ale też podniósł sobie poprzeczkę i w próbie generalnej nie sprostał oczekiwaniom. Nie pomogli mu też koledzy, bo na pierwszą - i jedyną - okazję czekał do 56. minuty. Zachował się wtedy dobrze, szybko obrócił się z piłką w polu karnym i oddał strzał, ale islandzki bramkarz błyskawicznie zszedł do parteru i obronił
Robert Lewandowski: 7,0. Paulo Sousa lubi mawiać, że "napastnika trzeba nakarmić", ale w tym spotkaniu role się odwróciły. To nasz największy drapieżnik chodził głodny, serwując innym. Skończył mecz bez oddania strzału, nawet nie miał żadnej okazji, ale to nie znaczy, że zagrał źle. Wręcz przeciwnie, wziął na siebie ciężar kreowania gry, a w 33. minucie z jego frustracji zrodziła się bramkowa akcja. To on ruszył odważnie środkiem pola, minął dwóch rywali, a choć trzeci go sfaulował, to zdołał jeszcze przekazać piłkę Zielińskiemu. W drugiej połowie mógł mieć asystę, ale jego fenomenalnego podania nie wykorzystał Płacheta. Na Euro 2020 bez bramek kapitana jednak się nie obejdzie - jest specjalistą od niemożliwego, ale sam nie jest w stanie zrobić wszystkiego.
Zmiennicy:
Kacper Kozłowski: 6,0. Paulo Sousa inwestuje z 17-latka i słusznie, bo pomocnik Pogoni to olbrzymi talent. Selekcjoner stopniuje mu dawki meczowe: po 17 minutach w debiucie i 20 w kolejnym występie tym razem dał mu trzy kwadranse. Długo się aklimatyzował, grał odważnie, ale nieefektywnie. Jednak gdy złapał właściwy rytm, to pokazał, dlaczego został powołany na Euro 2020. W końcówce pokazał próbkę niemałych umiejętności. Najpierw zatrudnił Kristinssona soczystym strzałem z dystansu, chwilę później zaliczył asystę przy golu Świderskiego na 2:2 i miał ochotę na więcej.
Kamil Jóźwiak: 5,0. Paulo Sousa znów liczył na to, że ożywi ofensywę jak w marcowych meczach z Węgrami i Anglią, ale znów się rozczarował. Owszem, nie zagrał jako skrzydłowy, ale pokazał już, że można oczekiwać od niego więcej.
Karol Linetty, Przemysław Płacheta, Maciej Rybus, Karol Świderski - bez oceny. Grali zbyt krótko, by ich ocenić.