Roger: Żałuję, że wyjechałem z Polski

- Pobyt w Polsce był najlepszym okresem w moim życiu, tęsknię za nim. Gdybym cofnął czas, nigdy nie wyjechałbym z kraju - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Roger Guerreiro dokładnie 13 lat po meczu z Austrią na Euro 2008.

Dariusz Faron
Dariusz Faron
Roger Guerreiro PAP/EPA / Na zdjęciu: Roger Guerreiro
Mistrzostwa Europy 2008 były pierwszymi, na których wystąpiła reprezentacja Polski. Rogera Guerreiro postrzegano wówczas jako gwiazdę Biało-Czerwonych. Z byłym pomocnikiem Legii Warszawa rozmawiamy nie tylko o tamtym turnieju, ale też o ostatnich, bardzo trudnych dla niego miesiącach. 25-krotny reprezentant Polski przeżywa bowiem rodzinny dramat.

Choć Roger nie był w Polsce od pięciu lat, podkreśla, że nadal jest mocno związany z naszym krajem. I że podczas rozpoczętego właśnie Euro 2020 będzie kibicował drużynie Paulo Sousy.

Dariusz Faron, WP SportoweFakty: Ostatnim razem rozmawialiśmy kilka miesięcy temu. Mówił mi pan, że ciągle nie podniósł się po śmierci mamy. Zaakceptował pan już to, co się stało? 

Roger Guerreiro: Myślę o niej każdego dnia. Byliśmy ze sobą bardzo blisko i wiele razem przeżyliśmy, rzadko się rozstawaliśmy. Wierzę jednak, że teraz mama jest w lepszym miejscu niż ja. Na pewno trafiła do nieba, to mnie cieszy. Ciągle za nią tęsknię. Muszę pamiętać, czego mnie nauczyła. Staram się przeżyć życie jak najlepiej, działać krok po kroku. Nigdy o niej nie zapomnę, ale trzeba iść dalej.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z mistrzostw". Ekspert zaskakuje. "Na Euro 2020 wystąpi kadra Sousy i Brzęczka"

Przeżywa pan też inny rodzinny dramat, ponieważ brat walczy z uzależnieniem od narkotyków. Widać światełko w tunelu? 

Niestety, problem nadal istnieje. Kilka razy próbowałem namówić go na leczenie w ośrodku dla uzależnionych, ale uciekał z placówek. Teraz żyje na ulicy. Czasem się spotykamy, ponieważ "koczuje" niedaleko mojego domu w Sao Paulo. To trudny czas, koronawirus zabrał kilku moich znajomych. Na szczęście odkąd pojawiły się szczepionki, sytuacja się poprawiła. Gubernator Sao Paulo zapowiedział, że za trzy, cztery miesiące wszyscy dorośli będą już zaszczepieni. Cieszę się, że na COVID-19 nie zmarł nikt z mojej rodziny. Trzy miesiące temu przechodziliśmy z żoną tę chorobę, na szczęście teraz wszystko OK.

Podczas pandemii musiał pan zawiesić działalność swojej akademii piłkarskiej. Jak wygląda sytuacja? 

Już trenujemy. Robimy wszystko, by dzieci były bezpieczne. Ograniczyliśmy na przykład liczbę osób uczestniczących w zajęciach. Przed pandemią na boisku przebywało maksymalnie piętnastu zawodników, teraz jest ich o połowę mniej. Nie zapominamy też o dezynfekcji i mierzeniu temperatury. Odkąd wznowiliśmy działalność, żaden młody piłkarz nie zachorował.

Zarabia pan na chleb dzięki akademii, czy ma pan jeszcze inne zajęcie? 

Gram też w piłkę amatorsko, zespoły płacą mi drobne kwoty. Dodatkowo organizuję indywidualne treningi, na które przychodzi zarówno młodzież, jak i dorośli. Nadal utrzymuje się więc z futbolu.

Kiedy ostatni raz był pan w Polsce? 

W 2016 roku. Przyleciałem do Warszawy, by negocjować z Legią. Chciałem wrócić na Łazienkowską, ale nie osiągnęliśmy porozumienia. Po tygodniu poleciałem więc do Brazylii. Ciągle pamiętam jednak polski hymn! (Roger zaczyna śpiewać). "Jeszcze Polska nie zginęła póki my żyjemy! Marsz, marsz Dąbrowski!". Znam melodię i część tekstu! Tęsknię za Polską i za tamtym okresem. Grę w reprezentacji Polski wspominam bardzo dobrze.

Dlaczego nie udało się panu wrócić do Legii? 

To nie pytanie do mnie, tylko do ówczesnego dyrektora sportowego Legii, Michała Żewłakowa. Nie wiem, dlaczego mnie nie chciał. Może ze względu na wiek? (Roger Guerreiro miał wówczas 34 lata, przyp. red.). Proponowałem, że mogę przyjechać i miesiąc potrenować w ramach testów, by przekonali się, w jakiej jestem formie. Legia nie była jednak zainteresowana.

Mówi pan, że Polskę wspomina bardzo pozytywnie, lecz na Euro 2008 nie odniósł pan z drużyną sukcesu... 

I tak panowała wspaniała atmosfera. Przed rozpoczęciem turnieju obchodziłem na zgrupowaniu urodziny, jedliśmy tort. Mam naprawdę fajne wspomnienia. Oczywiście mój najlepszy moment w koszulce z orzełkiem na piersi to gol strzelony Austrii. Wiele razy oglądałem powtórkę tej bramki.

Po meczu sędzia Howard Webb stał się w Polsce wrogiem publicznym numer 1. Pan jednak nie mógł mieć do arbitra pretensji. Anglik uznał panu gola ze spalonego. 

Sędziowie, tak jak piłkarze, popełniają czasem błędy. Wszyscy mówili o karnym z końcówki, ale po ostatnim gwizdku nie czułem złości na arbitra, zawsze musisz skupiać się na swojej robocie. Mogę się tylko cieszyć, że w tamtych czasach nie było VAR-u! Inaczej mój gol nie zostałby uznany (śmiech).

Co działo się w szatni zaraz po meczu z Austrią? 

Każdy był wściekły z powodu straty punktów. Gdybyśmy pokonali Austrię, podeszlibyśmy do spotkania z Chorwacją z zupełnie innym nastawieniem. Złapalibyśmy wiatr w żagle. Remis zanotowany w takich okolicznościach podciął nam skrzydła i osłabił pewność siebie. Czuliśmy żal, z drugiej strony najlepszym piłkarzem na boisku był Artur Boruc, a to wiele mówi o obrazie meczu. Mieliśmy sporo problemów.

W tamtym okresie czuł się pan w Polsce gwiazdą? 

Tak, odczuwałem dużą popularność. Nie tylko ze względu na występy w reprezentacji, ale też dzięki grze w Legii, która jest wielkim klubem. Pamiętam, jak jeździliśmy do Poznania czy Krakowa na mecze przeciwko Lechowi oraz Wiśle. To przecież rywale Legii, a tymczasem fani okazywali mi sympatię. Prosili o autografy i mówili miłe rzeczy. Pod moim domem czaili się paparazzi. Może liczyli, że poszedłem na imprezę i zrobią ciekawe zdjęcia? Raz sfotografowano mnie, gdy zatrzymała mnie policja, ale nie byłem zły. Każdy ma swoją robotę do wykonania. Ja kopałem piłkę, oni polowali na sławne osoby.

Jeśli chodzi o okres pana gry dla Biało-Czerwonych, jest coś, czego pan żałuje? 

Tylko tego, że wyjechałem z Polski. Nie wiedziałem, że Grecja będzie złym wyborem. Gdybym w tamtym momencie znał przyszłość, spędziłbym nad Wisłą więcej niż cztery lata. W przyszłości chciałbym wrócić do Polski, ale to nie takie proste - mam żonę i dwójkę dzieci, więc przenosiny byłyby skomplikowane. Musiałbym dostać bardzo dobrą ofertę pracy, dzięki której utrzymałbym rodzinę. Mam nadzieję, że kiedyś znów zamieszkam w Polsce.

Już w poniedziałek pierwszy mecz drużyny Paulo Sousy na Euro 2020. Będzie pan kibicował? 

Oczywiście! Nawet gdyby mierzyła się z Brazylią, byłbym za Polakami. Moje "piłkarskie" serce jest biało-czerwone. Mam nadzieję, że wyjdziemy z grupy, ale przed rozpoczęciem Euro dostrzegam duży problem: nie mamy już Rogera Guerreiro, który mógłby znakomicie podać do Lewandowskiego...

Czytaj także: 
Turcy tłem dla fantastycznych Włochów
Trwa zamieszanie wokół kadry Hiszpanii  

Czy Polsce brakuje dziś takiego zawodnika jak Roger?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×