Po porażce na początek Euro 2020, od razu powróciły pytania czy portugalski szkoleniowiec nie przesadził ze skalą zmian w zespole.
- Trener wybrał ustawienie z trójką w obronie i wdrażał je u zawodników, z których spora część na co dzień tak nie gra. Jest jeszcze jeden problem. Uważam, że przy takiej taktyce należy na środku defensywy ustawić trzech nominalnych stoperów, a nie Bartosza Bereszyńskiego, który jest skrajnym. Mecz ze Słowacją pokazał, że właśnie to zawiodło przy pierwszym golu - powiedział WP SportoweFakty Ryszard Tarasiewicz, 58-krotny reprezentant Polski i uczestnik mundialu w 1986 roku.
Pomysł Paulo Sousy nie wypalił
Pierwsza bramka dla naszych południowych sąsiadów padła po całej sekwencji niefortunnych zdarzeń na lewej stronie. Robert Mak miał tam mnóstwo miejsca.
ZOBACZ WIDEO: Kibice wściekli na piłkarzy po meczu ze Słowacją. "Nie przyszli nam podziękować za doping. Uciekli do szatni"
- Trochę było tam przypadku i szczęścia Słowaków. W momencie gdy Mak stał plecami do bramki, Kamil Jóźwiak znajdował się blisko niego i powinien wywierać na tyle duży pressing, by rywal nie zdołał się odwrócić. Tymczasem w pewnym momencie Jóźwiak wraz z Bartoszem Bereszyńskim stali równolegle do siebie, Mak wygrał pojedynek i to pozwoliło mu wbiec w pole karne, gdzie odległość między stoperami a zawodnikami, którzy mieli u nas zabezpieczać bok defensywy, była zdecydowanie zbyt duża. Tak padł kuriozalny gol, bo do tego co nie wyszło nam w obronie, trzeba jeszcze dodać słupek i odbicie piłki od pleców Wojciecha Szczęsnego - dodał.
Zdaniem Tarasiewicza, taktyka Biało-Czerwonych nie była dobrze realizowana. - Mamy problem z wahadłowymi. Przy ataku pozycyjnym powinni się trzymać linii ostatnich bocznych obrońców przeciwnika, grać jak najszerzej i prowokować akcje indywidualne. Tymczasem u nas i Maciej Rybus, i Kamil Jóźwiak wszystkie zwody przeprowadzali w kierunku środka boiska, czyli w największe zagęszczenie. Rywal bronił się momentami bardzo nisko, a my niepotrzebnie zawężaliśmy pole gry i nie korzystaliśmy z wolnego miejsca. Bramka na 1:1 padła w jednym z nielicznych momentów, gdy akurat zagraliśmy bokiem. Szkoda, że to się działo tak rzadko. Za mało było u nas urozmaicenia akcji i elementu zaskoczenia.
Jeden wniosek jest szczególnie zatrważający
Skalę zawodu, jaki sprawiła kibicom reprezentacja Polski, obrazuje jednak coś innego. - W ogóle nie zgadzam się z częścią opinii, że Słowacja kontrolowała spotkanie. To my mieliśmy momentami posiadanie piłki na poziomie 70:30. Co to więc za kontrola?
Uważam, że piłkarsko byliśmy lepsi i zasłużyliśmy może nawet na zwycięstwo. Problem w tym, że osiągamy wyniki poniżej swojego potencjału. Inna sprawa, że choć pomysły Paulo Sousy nie są złe i na pewno dałoby się je dobrze wyćwiczyć, to w naszej sytuacji nie było na to szans, bo po prostu nie mieliśmy czasu - stwierdził.
Czy Polacy mogą jeszcze uratować turniej? W korzystne wyniki potyczek z Hiszpanią (19.06) i Szwecją (23.06) mało kto wierzy. - Sytuacja się skomplikowała, ale nie myślmy na razie w takich kategoriach. Czekamy na spotkanie z Hiszpanami, to będzie jeden wieczór, jeden mecz i zawsze można sprawić niespodziankę. Gdybyśmy zagrali z tym przeciwnikiem kilka razy z rzędu, pewnie w większości przypadków skończyłoby się to porażkami, ale na turniejach bywa różnie. Trzeba wyjść ze świadomością, że trochę rzeczy na inaugurację było dobrych, pokazać entuzjazm z nielicznych fragmentów starcia ze Słowakami i walczyć dalej - zakończył Tarasiewicz.
Mecz Hiszpania - Polska odbędzie się w sobotę o godz. 21.00.