Podnieść się po traumie. Dania wraca na boisko

PAP/EPA / Friedemann Vogel / POOL / Na zdjęciu: lekarze udzielają pomocy Christianowi Eriksenowi
PAP/EPA / Friedemann Vogel / POOL / Na zdjęciu: lekarze udzielają pomocy Christianowi Eriksenowi

W dniu drugiego meczu reprezentacji Danii na Euro 2020 wraca pytanie, dlaczego kilka dni temu drużyna musiała wyjść na boisko niespełna dwie godziny po traumatycznych przeżyciach. UEFA nie pierwszy raz spycha zdrowie psychiczne graczy na dalszy plan.

Przypomnijmy - pod koniec pierwszej połowy spotkania Euro 2020 przeciwko Finlandii duński pomocnik Christian Eriksen nagle upadł na murawę. U piłkarza wystąpiło zatrzymanie akcji serca, w efekcie czego rozpoczęła się dramatyczna walka o jego życie. Po tym, jak zawodnik Interu Mediolan odzyskał przytomność, przetransportowano go szpitala, gdzie na szczęście zaczął wracać do zdrowia.

Walka o punkty po wielkiej traumie

Mecz przerwano na niespełna dwie godziny. Po konsultacji działaczy UEFA z piłkarzami, drużyny dograły spotkanie, które zakończyło się zwycięstwem Finów 1:0. Ceniony włoski reporter, Fabrizio Romano, informował, że Eriksen połączył się z kolegami na wideokonferencji i zachęcał do powrotu na boisko. Nieco inne światło rzuciła jednak na sprawę konferencja prasowa Duńczyków zorganizowana w poniedziałek. Jak się okazało, nie wszyscy chcieli bowiem wznowić rywalizację.

- Znaleźliśmy się w sytuacji, w której nie powinniśmy być. Mieliśmy dwie opcje - dokończyć mecz tego samego dnia lub wrócić na boisko w niedzielne południe. To nie był czas na podejmowanie decyzji. Może powinniśmy trochę poczekać - mówił bramkarz Kasper Schmeichel.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piękny gest duńskich fanów dla Christiana Eriksena. Robi wrażenie!

W bardzo podobnym tonie wypowiedział się napastnik Martin Braithwaite. - Dobrze byłoby mieć trzecią opcję, ponieważ nie chcieliśmy grać. Dostaliśmy dwie możliwości i zostaliśmy poinformowani, że musimy podjąć decyzję - opowiadał.

W 63. minucie kapitan Duńczyków Simon Kjaer poprosił o zmianę, ponieważ nie był w stanie dłużej przebywać na boisku. - Naprawdę mocno to przeżył. Podjął próbę kontynuowania gry, ale w pewnym momencie stwierdził, że nie da rady - tłumaczył selekcjoner Kasper Hjulmand.

"Barbarzyńska decyzja" czy konieczność?

Psychologowie nie mają wątpliwości, że tamtego dnia Duńczycy nie powinni wracać na boisko.

- Ta decyzja była barbarzyńska. Ani Eriksen, ani jego koledzy, nie mogli racjonalnie ocenić tego, przez co przeszli. Nie oni powinni decydować - mówił w programie News+ doktor Kamil Wódka.

- Jak widzieliśmy, po takich wydarzeniach piłkarz może grać, ale pytanie, czy może rywalizować na najwyższym poziomie, pokazując maksymalny potencjał. Odpowiedź brzmi: nie. Nie ma takiej możliwości, ponieważ sytuacja nosiła znamiona traumatycznej i musiała zostawić ślad na poziomie funkcjonowania poznawczego oraz emocjonalnego. Była źródłem bardzo silnego stresu, a on wpływa na poziom myśli, emocji i ciała - tłumaczy z kolei na łamach WP SportoweFakty psycholog Daria Abramowicz.

- Warto, by organizacje i federacje sportowe bardziej dostrzegały warstwę zdrowia psychicznego. Napięcie zawodników i ciążąca na nich presja wymagają we współczesnym sporcie szerszego spojrzenia. To, że rozumiem decyzję UEFA ws. sobotniego meczu, nie oznacza jej akceptacji - dodaje Abramowicz.

Piłkarski świat do dziś jest w tej kwestii podzielony. Obrońcy UEFA wskazują na kontrakty reklamowe, obowiązki związane ze sprzedażą praw telewizyjnych oraz brak możliwości dogrania spotkania w innym terminie ze względu na bardzo napięty kalendarz. Pytanie tylko, dlaczego powyższe czynniki mają być stawiane nad zdrowie psychiczne piłkarzy.

Wybuchy bomb czy puszka piwa? 

- Jeśli UEFA świadomie postawiła piłkarzom ultimatum, oczywiście to złe, a wręcz naganne. W takim wypadku wina organizacji jest przeogromna i jest to jej kompromitacja. Natomiast jeśli UEFA też została zaskoczona poważną sytuacją kryzysową, a Duńczycy zareagowali pozytywnie jedynie na pierwszą propozycję działaczy, należałoby to ocenić inaczej - mówi nam ekspert ds. marketingu sportowego i prezes Sport Management Polska, Grzegorz Kita.

Choć nikt nie spodziewał się tego, co wydarzyło się w Kopenhadze, paradoksalnie trudno mówić o zaskoczeniu UEFA. Działacze nie pierwszy raz kazali grać piłkarzom niedługo po traumatycznych wydarzeniach. W kwietniu 2017 roku przed meczem Borussii Dortmund z AS Monaco w pobliżu autokaru z piłkarzami dortmundczyków wybuchły trzy bomby. Najbardziej ucierpiał Marc Bartra, który został poważnie ranny w rękę. Hiszpana przewieziono do szpitala.

Nieoczekiwanie decyzją UEFA mecz ostatecznie rozegrano już następnego dnia. - Trudno było wyjść na boisko i myśleć o futbolu. Czuję się, jakbym był zwierzęciem, a nie człowiekiem. Kto nie przeżył tego co my, nie wie, jak było to dla nas trudne - mówił na gorąco obrońca BVB Sokratis, a ówczesny trener dortmundczyków, Thomas Tuchel grzmiał, że "UEFA zachowała się tak, jakby w autokar rzucono puszką piwa".

- Nikt nie myślał, co czujemy. A czuliśmy bezradność. Tuż po ataku jedyne pytanie brzmiało: czy jesteście w stanie grać? Chcielibyśmy dostać więcej czasu, ale ktoś uznał inaczej - mówił niemiecki szkoleniowiec.

Kazimierz Piszczek: wielka trauma, trudno nam było rozmawiać

Borussia przegrała z Monaco 2:3. Na murawę wybiegł tamtego wieczoru między innymi Łukasz Piszczek.

- To było wielkie przeżycie i trauma. Po takich wydarzeniach jak w Dortmundzie czy Kopenhadze drużyna jest rozbita psychicznie. Trzęsą się nogi i ręce, każdy myśli zupełnie o czymś innym, a nie o grze w piłkę. Pamiętam, że w dniu wybuchów trudno było wieczorem rozmawiać z Łukaszem o zajściu, bo tak duże towarzyszyły nam emocje. Dusił to wszystko w sobie, a następnego dnia musiał grać - wspomina w rozmowie z WP SportoweFakty Kazimierz Piszczek.

- Sytuacja nie jest taka prosta. Musimy spojrzeć na kontrakty reklamowe, umowy ze stacjami telewizyjnymi i dodatkowe uwarunkowania. Z drugiej strony, zachowanie UEFA jest trochę nie fair. Dla piłkarzy na pewno to bardzo trudna sytuacja. Widać to było chociażby po Simonie Kjaerze, który po przerwie na własną prośbę zszedł z boiska. Bardzo szkoda mi Duńczyków - dodaje ojciec legendy reprezentacji Polski.

Za chwilę znów będzie cicho

Nie jest więc zaskakujące, że po wiadomościach o polepszającym się stanie zdrowia Christiana Eriksena UEFA kazała piłkarzom grać. Choć brzmi to brutalnie, z perspektywy organizacji ultimatum postawione drużynom przyniosło więcej zysków niż strat.

- Od sytuacji minęło już kilka dni i nie widać, by doszło do wizerunkowej katastrofy UEFA. Oczywiście jest to kolejna rysa na wizerunku. Natomiast sprawa - mówiąc wprost - zeszła na boczny tor i ustąpiła miejsca głównym wydarzeniom Euro - analizuje Kita.

Najważniejsze w całej tej sytuacji było oczywiście to, by Christian Eriksen wrócił do zdrowia. Pytanie, czy jego koledzy naprawdę musieli wracać na boisko tuż po dramatycznych scenach, które na długo zostaną w ich pamięci.

Za chwilę tego pytania nikt zadawać już nie będzie.

O 18:00 Dania zagra dziś z Belgią. Show must go on.

Źródło artykułu: