Szczytem możliwości złotego - podobno - pokolenia polskich piłkarzy okazał się ćwierćfinał mistrzostw Europy, który wywalczyliśmy 5 lat temu, podczas Euro 2016. Jedno jedyne wyjście z grupy na dużym turnieju. Mogliśmy pokusić się o więcej. Najlepszy czas polskiej piłki został zmarnowany. Czy możemy jeszcze go nadrobić? Raczej nie. Robert Lewandowski młodszy już nie będzie, a na horyzoncie nie widać tylu jakościowych piłkarzy, byśmy mogli myśleć o utrzymaniu podobnego poziomu.
Euro 2020-21 było chyba ostatnim turniejem, gdzie mogliśmy pokusić się o wielki sukces. Może jeszcze mundial w Katarze takim będzie (grudzień 2021), ale dziś nie ma pewności, że w ogóle uda się tam zakwalifikować. Wiele wskazuje na to, że nie - w grupie eliminacyjnej zajmujemy 4. miejsce.
W ostatniej dekadzie mieliśmy kilku zawodników grających w mocnych europejskich klubach. Teraz powoli to wszystko się kończy. Jakub Błaszczykowski już jest bardziej działaczem niż piłkarzem, Łukasz Piszczek pożegnał się z poważną piłką, Kamil Grosicki ma 33 lata i może stać go na jakieś pojedyncze zrywy, ale większej kariery już nie zrobi.
ZOBACZ WIDEO: Co dalej z Paulo Sousą? Jasne stanowisko byłego reprezentanta
A fundamentem polskiej gry w naszych najlepszych czasach był "kręgosłup" Kamil Glik - Grzegorz Krychowiak - Robert Lewandowski.
Krychowiak - mam wrażenie, karierę skończył jakiś czas temu. Przynajmniej tę reprezentacyjną. Nie ma w nim pasji, nie ma chęci reprezentowania Polski ponad wszystko. Zmieniły się priorytety.
Nasz pomocnik zawsze był ograniczony piłkarsko - taka prawda. Ale jego niezwykła mentalność i siła woli ciągnęła ten zespół. Jego akcja z Paryża, gdy w meczu z Niemcami dostał piłkę od Łukasza Fabiańskiego, obrócił się i wszedł pomiędzy dwóch niemieckich napastników, to było coś, czego nie się nie zapomina. Szczyt pewności siebie, pozytywnej sportowej bezczelności.
Dziś ma 31 lat, 82 mecze na koncie w kadrze i niestety w ostatnich latach zdecydowanie więcej słabych niż dobrych. To cień pomocnika sprzed kilku lat. Gra miękko, kładzie się przy pierwszym, lepszym kontakcie z rywalem, nie widać u niego zaangażowania. Można odnieść wrażenie, że odcina kupony i niewiele więcej.
Kamil Glik ma 33 lata i wciąż jest niezastąpiony w kadrze, ale pewnych spraw nie przeskoczy. Czas nie będzie działał na jego korzyść. Podobnie jest z Lewandowskim choć ten akurat trzyma bardzo wysoką formę. Ale jak długo jeszcze? Rok, dwa, cztery? Nie da się oszukiwać organizmu w nieskończoność. Regres może nadejść w każdej chwili.
Szwedzki trener Lars Lagerbaeck powiedział kiedyś, że w Europie jest grupa drużyn z czołówki, która jest mniej więcej niezmienna. Oczywiście każdy może mieć jakiś chwilowy kryzys, ale zaraz się podnosi. To Niemcy, Anglia, Hiszpania, Francja, Holandia, Włochy, Portugalia i od jakiegoś czasu Belgia. Poza tym jest grupa ponad dwudziestu drużyn, które są na zbliżonym poziomie. Każdy może wygrać z każdym. Czasem zdarza się jakiś czynnik, który daje jednej z reprezentacji przewagę.
Dla Polski takim czynnikiem w ostatnich latach był Robert Lewandowski. Wprowadził nas w fantastycznym stylu na EURO 2016. Właściwie wepchnął nas tam kolanem w meczu eliminacyjnym w Glasgow ze Szkocją. Potem przebił sam siebie w eliminacjach do mundialu. Lewandowski niósł tę kadrę, ale na turniejach nie udało się nic ugrać. A przecież możliwości były. Mieliśmy prawo liczyć na wyjście z grupy podczas mundialu w Rosji czy obecnie. Tę drużynę - mimo ograniczonych czasem umiejętności - było stać na to, by trzykrotnie awansować do II rundy i liczyć na coś więcej.
Co dalej? Gdy zabraknie Lewandowskiego, a może stać się to już wkrótce, polska piłka stoczy się do poziomu średniej drużyny europejskiej, mające problem, by zakwalifikować się do dużej imprezy.
Pojawiają się i będą pojawiali nowi mocni piłkarze. Jest Jakub Moder, Kacper Kozłowski , Kamil Piątkowski, liczę na Sebastiana Walukiewicza. Ale Lewandowski był jeden na 20 może 30 lat. I nie ma co liczyć na to, że trafi się kolejny.
Mając złote pokolenie piłkarzy i ostatnią szansę na wielki sukces, sprawę pokpił Zbigniew Boniek. Prezes PZPN zatrudnił na stanowisku selekcjonera Jerzego Brzęczka. Ten zrealizował cel, awansował na mistrzostwa z bardzo słabej grupy. Tyle tylko że nie wykorzystywał atutów piłkarzy. Ci sami zawodnicy, którzy u Adama Nawałki mieli świetną skuteczność, nagle zatracili atuty. Lewandowski strzelał znacznie mniej, Piotr Zieliński przygasł, Grosicki przestał asystować. Brzęczek wprowadził kilku młodych zawodników do gry i chwała mu za to, ale mając kilku zawodników wysokiej klasy, dawaliśmy się zdominować na przykład Austriakom. Nie zbudował solidnej drużyny. To przerosło jego możliwości. Większość z nas to widziała, gdy był zatrudniony. Zbigniew Boniek miał jednak swoją wizję i... przegrał.
W końcu Boniek zdecydował zmienić Brzęczka na Paulo Sousę, który miał wprowadzić dużo większą kulturę gry. Ale dostał tak mało czasu, że wciąż jest w fazie eksperymentów. Jeden zły wybór Bońka uruchomił lawinę nieszczęść.
Wybory personalne Sousy - zwłaszcza te dotyczące wyjściowych jedenastek meczowych - były fatalne. Wszystko wskazuje na to, że nasze najlepsze od lat pokolenie straciło życiową szansę.
ZOBACZ Robert Lewandowski: Zabrakło umiejętności
ZOBACZ inne teksty autora