Sobotni mecz z Hiszpanią, będąc uczciwym - naprawdę dobry w wykonaniu Biało-Czerwonych - pozwolił nam choć przez trzy i pół dnia żyć w przyjemnym kłamstwie, że ze Szwecją jesteśmy w stanie wygrać, zapewnić sobie awans do kolejnej rundy mistrzostw. I choć nasi kadrowicze po ostatnim gwizdku mówili w środę, że to spotkanie było do wygrania, to na koniec turnieju fakty, liczby, statystyki są dla naszej drużyny zawstydzające. Koszmarne.
Na Euro 2020 awansowały 24 reprezentacje. Do kolejnej fazy awansuje 16 z nich. Do domu jedzie więc tylko ośmiu największych klasowych osłów. W trzech meczach fazy grupowej straciliśmy aż sześć goli, ani razu nie zachowaliśmy czystego konta. To tragedia. Dla przypomnienia, na Euro 2016 fazę grupową zakończyliśmy bez straconej bramki.
Robert Lewandowski zauważył, że rywalom - na właśnie zakończonym dla nas turnieju - było potrzebne pół okazji, żeby strzelić nam jednego gola. Popełnialiśmy dziecinne błędy, byliśmy nieudolni, dziurawi. I to przecież nie przypadek, że od początku 2021 roku zagraliśmy osiem meczów, a czyste konto zachowaliśmy tylko w starciu z nieustraszoną Andorą. Zresztą, to z tym zespołem odnieśliśmy jedyne zwycięstwo pod wodzą Paulo Sousy. Tak, jedyny zespół, który byliśmy w stanie pokonać w ostatnich miesiącach, to ekipa złożona w dużej części z półamatorów. Jak więc w takim razie liczyć na sukces na turnieju rangi mistrzowskiej?
ZOBACZ WIDEO: Co dalej z Paulo Sousą? Jasne stanowisko byłego reprezentanta
Oczywiście, można próbować się okłamywać, że Sousa zmienił oblicze kadry, otworzył niektórym zawodnikom oczy na nowe możliwości, ale jakie to ma w tym momencie znaczenie? Wylatujemy z hukiem z turnieju po meczach pełnych chaosu, w eliminacjach do mundialu już po trzech meczach siedzimy na elektrycznym krześle i choć trafiliśmy do bardzo przeciętnej grupy (poza Anglikami, rzecz jasna), już teraz możemy drżeć o awans. Jak więc mawiał klasyk: trener świetny, tylko wyników nie ma.
Czas przestać się okłamywać, na ten moment jesteśmy europejskimi przeciętniakami, zarządzanymi we wschodnim stylu na widzimisię jednej osoby u steru, wożącymi się na plecach jednej, potężnej gwiazdy - Roberta Lewandowskiego. Gary Lineker na Twitterze celnie ocenił, że środowy mecz zakończył się rezultatem: Szwecja 3 - Lewandowski 2. "Lewy", a wokół niego ocean przeciętności. Jasne - ambitnej, próbującej, ale jednak wciąż przeciętności.
W jego wykonaniu ten turniej nie był idealny, w kilku sytuacjach mógł zachować się lepiej, zmarnował dwie setki, ale na końcu przygodę z Euro kończy z trzema trafieniami. W pojedynkę podał naszej drużynie tlen, dał nadzieję golem z Hiszpanią, rzucił koło ratunkowe w potyczce ze Szwecją. Ale jeden Lewandowski to po prostu za mało.
Autentycznie mu współczuję - w tym momencie absolutnie jednemu z najlepszych piłkarzy na świecie, najwybitniejszemu w historii polskiej piłki - że nie dane mu będzie osiągać z naszym zespołem narodowych sukcesów. Bo nic nie wskazuje na to, że ta kadra będzie coraz lepsza. A Lewy przecież też nie młodnieje i bliżej mu do końca kariery.
Z kolei zachowanie usuwającego się powoli ze sceny Zbigniewa Bońka budzi irytację, zażenowanie - bagatelizujący, marginalizujący, wyszydzający. Najmądrzejszy i nieomylny. Na antenie TVP po odpadnięciu z turnieju prezes PZPN powiedział, że nie będzie się teraz dołączał w Polsce do tych, którzy narzekają. Bo ich jest w naszym kraju i tak wielu. Nie będzie też teraz strzelał do piłkarzy. Co do wymiany selekcjonera "za pięć dwunasta" - miał koncepcję, która wydawała mu się słuszna, ale teraz będzie nowy prezes, no więc zobaczymy, co wymyśli. Także, ekhm, będę leciał. Trzymajcie się ciepło.
Polska piłka w ostatnich latach za kadencji Bońka: kompromitacja na mundialu w Rosji, ostatnie miejsce w grupie na Euro 2020, katastrofalna postawa polskich klubów w walce o europejskie puchary... Wymieniać można długo, ale prezes ma na to łatwą odpowiedź: to nie on gra, nie on ma wpływ na kluby, on nic nie może.
Ten brak umiejętności brania na klatę porażek, przyznawania się do błędów, zrzucanie z siebie odpowiedzialności za polski futbol, ta buta w wypowiedziach, jakże charakterystyczna nie tylko dla osób z ego większym od kompromitacji kadry na dwóch ostatnich turniejach, ale też będących w schyłkowej fazie władzy, zgorzkniałych i przebrzmiałych, to jeden z obrazków, które Boniek zostawi po sobie na koniec kadencji. Przykre to, ale prawdziwe.
Kolejny już turniej kończymy z poczuciem bezsilności, smutku, zawodu, zmarnowanych szans, z poczuciem odstawania od reszty europejskiej stawki. Bolesne, ale czy nie zdążyliśmy już do tego przywyknąć? Thank you for your question.