Kluczowe zdarzenia tego meczu miały miejsce kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy. W 53. minucie Memphis Depay zagrał w niekonwencjonalny sposób, piętą, do Donyella Malena, ale ten - będąc sam na sam - przegrał pojedynek z czeskim bramkarzem.
Tomas Vaclik dosłownie rzucił się holendrowi pod nogi i zabrał mu piłkę. Ewidentnie uratował drużynę przed golem.
Kibice kochają takie zagrania Depaya - efektowna piętka. Zawodnik ostatnio często jest krytykowany, eksperci mówią, że gra w sposób zbyt ryzykowny, czasem wręcz infantylny. Ale takimi zagraniami Memphis na chwilę ucisza krytyków.
Szybko jednak o tym zapomniano. Gdyby jeszcze z tego padła bramka... tymczasem Czesi wyszli z szybkim atakiem, Matthijs de Ligt zatrzymał piłkę ręką i dostał czerwoną kartkę. Holendrzy przeszli ekspresową drogę z nieba do piekła.
Do tego momentu mecz ten przypominał szachy, w których jeden z zawodników od czasu do czasu wykonuje ryzykowny manewr. Holendrzy rozczarowywali. Nie tworzyli zagrożenia, nie byli wystarczająco agresywni, nie mieli pomysłu na sforsowanie defensywy Czechów. Nie tak miał wyglądać ten mecz.
W 55. minucie sytuacja drużyny Franka de Boera stała się bardzo trudna. Był to prawdziwy test na drużynę. Ruud Van Nistelrooy opowiadał w holenderskiej prasie, że jest zbudowany tym, jak bardzo Holendrzy są drużyną. We wcześniejszych latach były zwykle podziały, gwiazdy się izolowały, tworzyły się grupki. Teraz zawodnicy tworzą jedność, ale pewnie powodem jest też brak wielkich gwiazd. Są zawodnicy z wysokiej i bardzo wysokiej półki, ale nie ma piłkarzy z absolutnego szczytu, prawdziwych futbolowych celebrytów. Z czasem okazało się, że właśnie tych gwiazd zabraknie, ludzi, którzy mogą dać ponadprzeciętną jakość.
ZOBACZ WIDEO: Czy reprezentacja Polski potrzebuje przebudowy? "Sousa powinien szlifować to, co zaczął"
Holendrzy w grupie radzili sobie nieźle i byli przed tym meczem zdecydowanym faworytem, jednak brakowało im tej ekstra jakości, wielkiej indywidualności. Niby byli półkę wyżej pod względem wyszkolenia, jednak świetnie zorganizowani Czesi potrafili wyprowadzić groźny atak.
Z każdą minutą coraz więcej wskazywało na to, że Holendrzy nie mają ani siły, ani jakości, by przejść do ćwierćfinału. Oczywiście wiadomo było przed turniejem, że nie jest to drużyna, która mogłaby wygrać ten turniej, ale celem, który postawiła federacja przed selekcjonerem, był półfinał. Trudny, ale osiągalny. Teoretycznie, bo Holendrzy grali jakby mieli spętane nogi, jakby trzymali w rękawie asa, którego jednak Czesi nie dawali im wyciągnąć.
W 65. minucie Denzel Dumfries w instynktowny sposób zatrzymał strzał Pavela Kaderabka z bliska. Wtedy naprawdę zapachniało golem. W końcu po stałym fragmencie gry piłka trafiła na głowę Tomasa Holesa, a pomocnik Slavii Praga strzelił z bliska na 1:0.
Fani w pomarańczowych koszulkach czekali na zryw swoich ulubieńców w Budapeszcie, ale ci mieli jakby spętane nogi. Ich ataki były wciąż mało kreatywne, bardzo przewidywalne, poprawne jak wypracowania wzorowego ucznia, ale pozbawione geniuszu. Z kolei Czesi pokazywali, że mając drużynę ledwie solidną, ale dobrze zorganizowaną, możesz zrobić coś z niczego, osiągnąć sukces.
Potwierdził to Patrik Schick, który w 79. minucie dostał idealne podanie od Holesa i strzałem z 10 metrów pokonał Marteena Stekelenburga. To była jego czwarta bramka w turnieju. Trudno powiedzieć, że Czesi oczarowali. Wygrali jako drużyna, zwarty bojowy oddział, gdzie każdy wie, co ma robić i jakiego odcinka pilnuje. Raczej Holandia rozczarowała.
W ćwierćfinale, 3. lipca, zawodnicy Jaroslava Silhavego zagrają w Baku z Danią.
Holandia - Czechy 0:2 (0:0)
0:1 Holes 68’
0:2 Schick 80’
Składy drużyn
Holandia: Stekelenburg - De Vrij, De Light, Blind (81. Timber) - Dumfries, De Jong, De Roon (73. Weghorst), Van Aanholt (81. Berghuis) – Wijnaldum - Malen (57. Promes), Depay.
Czechy: Vaclik - Coufal, Celustka, Kalas, Kadarabek – Holes (85. Kral), Soucek – Masupost (79. Jankto), Barak, Sevcik – Schick.
Sędziował: Sirgiej Karasjew (Rosja)
Żółte kartki: Dumfries, De Jong - Coufal
Czerwona kartka: De Ligt (55’)