W Polsce jest zarejestrowanych około 650 tys. zawodników w piłce nożnej. W Czechach - 339 tys. Tymczasem nasza PKO Ekstraklasa to 30. liga Europy, a ich Fortuna Liga jest 17. Reprezentacja Polski - choć ma w składzie jednego z najlepszych piłkarzy świata - odpada w grupie z mistrzostw Europy. Reprezentacja Czech jest już w ćwierćfinale.
W stronę Czechów patrzyliśmy zawsze. Już w latach 60. Legia zatrudniła Jaroslava Vejvodę a zawodnicy opowiadali, że tak nowoczesnego treningu jeszcze nie widzieli. Zamiast wielogodzinnych nudziarstw, szybkie, bardzo intensywne zajęcia. Minęło od tej pory ponad 50 lat, a my cały czas jesteśmy zacofani względem naszych sąsiadów. Nasze kluby zawsze były w cieniu czeskich.
Owszem, mieliśmy swoje sukcesy w pucharach, ale oni zawsze mieli większe (Polska 2 razy w półfinale i 5 razy w ćwierćfinale Pucharu Mistrzów, Czesi odpowiednio 2 i 11). My mieliśmy jakieś wyskoki reprezentacji w turniejach, oni mieli ich znacznie więcej (my dwa razy w półfinałach dużych turniejów i trzy razy w fazie ćwierćfinałowej, oni 4 razy w finałach, 7 razy w półfinałach, 10 razy w ćwierćfinałach). Sięgaliśmy i chętnie sięgamy po ich trenerów, oni naszych nie chcą. Zresztą nie tylko oni.
ZOBACZ WIDEO: To była najgorsza z możliwych decyzji. "Zbigniew Boniek popsuł wszystko"
Awans reprezentacji Czech do ćwierćfinału mistrzostw Europy, przy naszej jednoczesnej kompromitacji, znowu każe zadać pytanie: dlaczego my nie możemy? Dlaczego my nie mamy takich wyników? Od razu warto jednak zaznaczyć, że nie chodzi o fenomen Czechów, a o bardzo niską efektywność Polski.
Silni klubem
Nie ma sensu demonizować Czechów. To w większości bardzo przeciętni zawodnicy, którzy tworzą solidną jednostkę bojową. Nie ma tam już piłkarzy klasy Pavla Nedveda, Karola Poborskiego, Milana Barosa, Tomasa Rosickiego. Przykładowo, według serwisu transfermarkt, szacowana wartość polskiej kadry to 254 miliony euro, czeskiej to 186 milionów. Dzisiejsi piłkarze to bardziej rzemieślnicy niż artyści. Zresztą czeski piłkarz nie jest dziś ekskluzywnym. W europejskich ligach top 5 gra zaledwie 15 czeskich piłkarzy. Dla porównania, polskich 25, belgijskich 43, a holenderskich i portugalskich po 62. Nie ma więc żadnego cudu nad Wełtawą.
Zresztą, patrząc na kluby, w jakich występują czescy piłkarze, naprawdę nie robią one piorunującego wrażenia. Zobaczmy na podstawową jedenastkę: Sevilla - West Ham, Sparta Praga, Bristol City, Hoffenheim - Slavia Praga, West Ham - Slavia Praga, Hellas Werona, Slavia Praga - Bayer Leverkusen.
Jako jedno ze źródeł sukcesu eksperci od czeskiej piłki wymieniają mocną reprezentację Slavii. W sumie w kadrze jest 5 zawodników tej drużyny. Jak napisał w "Przeglądzie Sportowym" Grzegorz Rudynek, dziennikarz i ceniony ekspert od czeskiej piłki: "Bezapelacyjnie najlepszy czeski klub, który w ostatnich trzech sezonach dwukrotnie docierał do ćwierćfinału Ligi Europy, dostarcza mniej więcej jedną trzecią zawodników do kadry. Gdyby brać pod uwagę piłkarzy, którzy zostali wytransferowani ze Slavii w ostatnich oknach (Soucek, Coufal, Kral) byłoby ich więcej. Reprezentacja przejęła też styl praskiego zespołu. Ma prezentować szybki futbol, nieustający pressing, błyskawiczne przenoszenie akcji pod bramkę rywala".
Niewydolny polski system
W pewnym sensie to model podobny do tego wykorzystywanego w dawnych czasach przez kraje komunistyczne. Gdy zawodnicy nie mogli wyjeżdżać na Zachód, często kadry najlepszych klubów pokrywały się w znacznym stopniu z kadrami narodowymi.
Obecnie w czeskiej kadrze gra aż 11 zawodników z czeskiej ligi. Przykładowo w naszej kadrze było trzech piłkarzy z Ekstraklasy. To pokazuje, że mamy bardzo słabe kluby, co zresztą ma odzwierciedlenie w wynikach europejskich pucharów.
W ostatnich 5 latach Czesi dwukrotnie byli w fazie grupowej Ligi Mistrzów. My raz. Czesi byli aż 9 razy w fazie grupowej Ligi Europy, my raz. Czesi aż 5 razy zagrali wiosną w fazie pucharowej Ligi Europy... my raz.
To pewnie sprawa do poważnej, wielostronicowej analizy. Od siebie możemy napisać, że polskie kluby dostają prawie 4 razy więcej pieniędzy z tytułu sprzedaży praw telewizyjnych (ok. 16 mln euro do niespełna 4 mln euro za sezon), mamy dwukrotnie wyższą frekwencję na stadionach (średnio w sezonie 2019/20 przed pandemią 8,9 tys. do 4,4 tys.), mamy więcej kibiców, a więc i większą bazę potencjalnych klientów.
Przy okazji z wyliczenia serwisu sportsintelligence (z roku 2019) - piłkarz w polskiej Ekstraklasie zarabia zdecydowanie więcej niż w czeskiej. Średnio 90 do 60 tysięcy euro rocznie.
To wszystko pokazuje nie tyle fenomen Czechów, co po prostu skrajną nieefektywność polskich klubów i niewydolność całego systemu. Jedno to przyczyny wadliwości całego systemu, drugie to błędy w zarządzaniu klubami. Nikt przecież nie kazał zatrudniać prezesowi Legii Dariuszowi Mioduskiemu całej rzeszy trenerów nieprzygotowanych do piłki międzynarodowej. Nikt nie kazał ściągać Piotrowi Rutkowskiemu z Lecha Poznań przypadkowych zawodników.
Kluby nie potrafią uczyć
Ale prawdziwym problemem jest jakość krajowego piłkarza. Kibice lubią powtarzać, że na pewno w niższych ligach można znaleźć zawodników na poziomie ekstraklasowym. Jeden z trenerów Ekstraklasy mówi wprost: - Mamy dobry dział skautingu i dziś większość klubów ma. Jeśli tacy piłkarze się znajdą, każdy o nich wie. Ale znaleźć dobrego polskiego zawodnika w niższej lidze, to wielka rzadkość.
Zresztą powstała nawet organizacja "Ty też masz szansę", która wyszukiwała zawodników w niższych ligach i próbowała pomagać im w transferach wyżej. Fantastyczna inicjatywa, ale do Ekstraklasy dostarczyła - na krótko - jednego zawodnika. Powód? Polskie kluby nie potrafią szkolić młodych zawodników. Opierają się na przypadku. I nie ma znaczenia, czy to duże, czy małe kluby.
Spójrzmy na zawodników, których Legia Warszawa albo Lech prowadziły od wieku 10-latka (lub wcześniej) i których wprowadziły do poważnej piłki. Z Legii są to: Michał Żyro i Michał Kopczyński. Z Lecha: Dawid Kownacki i Robert Gumny. Na tyle lat działalności, to tragiczna skuteczność. A przecież to kluby, które teoretycznie zatrudniają najlepszych trenerów. Teoretycznie, bo często to studenci za kilkaset złotych.
Oni robią swoje, my odstajemy
I to jest kolejna przyczyna klęski. Z jednej strony nasi trenerzy i działacze powtarzają, że coraz lepiej szkolimy i teraz to już przyjdzie taki rocznik, że "pozamiata". A potem przychodzi rocznik i wcale nie zamiata. Zawodnicy nie są przygotowani do rywalizacji na wysokim międzynarodowym poziomie. Artur Płatek, dyrektor sportowy Górnika Zabrze i skaut Borussii Dortmund mówi, że "dziś jest ich zdecydowanie mniej, gdyż polski piłkarz nie jest wystarczająco dobrze wyszkolony technicznie ani nie wytrzymuje tego poziomu intensywności, który jest w Niemczech".
Utworzono Centralną Ligę Juniorów, która miała gromadzić najlepszych młodych zawodników, ale tam dominuje gra dość prymitywna, siłowa, nastawiona na przetrwanie, a zawodnicy wcale nie zasilają masowo klubów ekstraklasowych.
Często patrzymy na Czechów jako wzór do naśladowania, w najbliższych tygodniach takie zestawienia zapewne się nasilą. W piłce klubowej ma to uzasadnienie, ale całościowo raczej zamiast pytać o to, co oni takiego fantastycznego robią, należałoby się zastanowić i spróbować sobie odpowiedzieć, dlaczego my jesteśmy tak zacofani?
ZOBACZ Polska straciła złote pokolenie
ZOBACZ Polacy największymi przegrańcami mistrzostw