Chciał rzucić futbol z powodu choroby ojca. Pomógł mu Bayern, dziś walczy o medal Euro

Getty Images / Na zdjęciu: Pierre-Emile Hoejbjerg
Getty Images / Na zdjęciu: Pierre-Emile Hoejbjerg

Pierre-Emile Hoejbjerg był o krok od tego, by porzucić swoje marzenia. Tuż po debiucie w pierwszym składzie Bayernu zmarł jego ojciec. Ten jednak był na tyle zmotywowany, by dać rodzinie poczucie dumy, a nazwisku chwałę. Dziś jest gwiazdą Danii.

[tag=37287]

Pierre-Emile Hoejbjerg[/tag] dostał w Bayernie prawdziwą lekcję życia. W Monachium klub udzielił mu odpowiedniego wsparcia w najtrudniejszym momencie życia, ale jednocześnie nie spełnił swoich obietnic. Duńczyk był o krok porzucenia profesjonalnego futbolu jeszcze jako nastolatek. Jednak bardzo szybko dojrzał i dziś jest jednym z boiskowych liderów w Tottenhamie i reprezentacji. Upust emocji, na jaki sobie pozwolił po ćwierćfinale z Czechami, to dowód na siłę psychiczną piłkarza, ale też ciągły głód sukcesu. Nie potrzebuje opaski kapitana, by być bardzo ważny w szatni.

Sen zamienił się w koszmar

Do Bayernu trafił, mając zaledwie 17 lat. Zaczynał w zespole rezerw. Gdy przychodził Pep Guardiola, obiecywał mu, że zrobi z niego nową, lepszą wersję Sergio Busquetsa. Hoejbjerg miał wskoczyć pod jego okiem na najwyższy możliwy poziom, by szybko stać się czołowym defensywnym pomocnikiem świata na lata. Wydawało się, że będzie wszystko toczyło się jak w idealnej bajce.

Niestety, nie wywalczył sobie miejsca w pierwszym składzie Bawarczyków na dłużej, co było dla niego sportowym rozczarowaniem. Na domiar złego stan zdrowia jego ojca znacznie się pogorszył. Informacja od lekarzy mogła całkowicie zburzyć jego świat.

ZOBACZ WIDEO: "To jedna z większych mafii!". UEFA pod ostrzałem byłego reprezentanta Polski

Powiedzieli mu, że u taty wykryto raka żołądka i nie zostało mu wiele czasu - lekarze dawali maksymalnie kilka tygodni. Hoejbjerg poważnie rozważał zawieszenie kariery, by zająć się chorym ojcem.

- Wszystko runęło, nie potrafię nawet tego opisać. Jesteś jednocześnie wściekły i smutny, chcesz działać, zastanawiasz się, co można zrobić. Nagle jest to kwestią życia i śmierci - wspominał w jednym z wywiadów.

Gdy Bayern dowiedział się o jego sytuacji, postanowił zareagować. Nie zostawił na lodzie ani zawodnika, ani jego rodziny. Uli Hoeness załatwił najlepszych niemieckich lekarzy. Ci robili wszystko, żeby utrzymać ojca Pierre'a jak najdłużej przy życiu. Do tego klub finansował leczenie. Bayern chciał zostawić Hoejbjerga w składzie. O pozostanie w Monachium prosił nawet jego ojciec. Nie chciał, by syn porzucał swoje marzenia o wielkiej sportowej karierze.

W październiku 2014 r. Duńczyk dostał szansę gry w pierwszym składzie. Bayern rozgromił wtedy Werder Brema aż 6:0, a nastoletni pomocnik zagrał 90 minut. Pięć dni po tym spotkaniu ojciec Pierre'a zmarł. Piłkarz był załamany.

Siła dumy i woli

Młody Hoejbjerg chciał, by rodzina była z niego dumna. Czuł swego rodzaju odpowiedzialność. Dlatego po śmierci taty nabrał większej motywacji do intensywnej pracy na treningach. Chciał przynieść chwałę swojemu nazwisku. Bayern, a potem FC Augsburg i Schalke 04 Gelsenkirchen, kształtowały go mentalnie.

- Bayern był szkołą, która formowała mistrzów. 80 proc. tego, czego się tam nauczyłem, to aspekty mentalne. Przygotowanie, powrót na właściwe tory, jeśli się z nich zejdzie, świadomość co i kiedy możesz robić. Miałem ten przywilej, że widziałem rzeczy, których inni nie widują. Reakcje, rozmowy, zabiegi, sposób treningu, dieta, zachowanie. Miałem być piłkarzem z topu 24 godziny na dobę - opowiadał w wywiadzie dla "Guardiana".

Jego dojrzałość i pracowitość przyniosły powołanie do reprezentacji Danii, w której z czasem stał się podstawowym graczem i jej bardzo ważnym ogniwem. Te cechy dostrzegł także Southampton FC, który dał mu możliwość regularnej gry, a potem Tottenham Hotspur, gdzie bardzo chętnie na niego stawiał Jose Mourinho. Zachwytów nad Hoejbjergiem z jego strony nie było końca.

- Po pierwsze to bardzo inteligentny gość. Bardzo dobrze czyta grę. Pewnego dnia zostanie trenerem. Jest strasznie upierdliwy, kiedy zadaje te wszystkie pytania: czemu to robimy, a czemu gramy tak... Ale na boisku potrafi świetnie odczytywać sytuacje. Jeśli chodzi o warunki fizyczne, jest bardzo, ale to bardzo silny. Technicznie jest natomiast lepszy, niż myślicie. Czasami ludziom wydaje się, że gracz dobry technicznie ma zagrywać piętą. To błąd, bo piłkarz dobry technicznie potrafi po prostu zrobić coś pięknego. Ale to nie moje słowa. Trenerzy sprzed 30-40 lat mówili, że prostota to geniusz. A Pierre jest tak "prosty" we wszystkim, co robi z piłką. Jest fenomenalnym piłkarzem. To nasz kapitan, chociaż bez opaski na ramieniu. W szatni żartowaliśmy, że to taki nasz Zidane - mówił po spotkaniu z Arsenalem w 2020 r.

Wzór do naśladowania

Swoim profesjonalnym podejściem do treningów Hoejbjerg zarażał każdego dookoła. Zawsze podkreślał, by zwracać uwagę na najdrobniejsze detale - na siłowni, przy pracy z piłką czy trenowaniu ustawienia. Poza pracą potrafił być wyluzowany i żartować ze wszystkiego. Jednak w ośrodku treningowym na dowcipy nie było u niego żadnego miejsca.

- To jeden z najbardziej "poważnych" piłkarzy, jakich kiedykolwiek widziałem. Niebywale serio podchodzi do wszystkiego, co robi. Nic dziwnego, że wieku 23 lat był już kapitanem Southampton. To lider i pracuś, czyli typ zawodnika, którego Jose kocha najbardziej. Dla Mourinho bardzo ważne jest to, jak trenujesz i jak motywujesz do pracy resztę grupy - opowiadał anonimowo jeden piłkarz dla "The Athletic".

Głód sukcesu z drużyną

Hoejbjerg przychodził do Tottenhamu, wierząc, że może tu wygrać Ligę Mistrzów i mistrzostwo Anglii. Ważna jest też dla niego reprezentacja Danii, z którą przeżywa piękną przygodę. Dotarł z kadrą do półfinału Euro 2020, choć po dwóch przegranych nic nie wskazywało na taki obrót spraw. Tym bardziej, że cały kraj przeżywa do teraz traumatyczne wydarzenie, jakim była walka o życie Christiana Eriksena.

To, jak bardzo mu zależy na grze o najwyższe cele, było widać tuż po meczu z Czechami, gdy nagle rozpłakał się na murawie w Baku. Dojście na taki poziom kosztowało Hoejbjerga sporo sił, wyrzeczeń i cierpienia.

Duńczyk zmienił się też w momencie, kiedy został ojcem. W 2017 r. na świat przyszła córka Rosa, a w ubiegłym roku urodził się syn Theo. Stał się bardziej altruistyczny, bardziej patrzył nie na swój osobisty sukces, ale na triumf całej drużyny. Cieszył się, gdy po jego zagraniach partnerzy mogli zdobyć bramkę dającą zwycięstwo.

- Stał się więcej niż drużynowym graczem i to było dla mnie ważne. Piłkarze zmieniają się z wiekiem i zbieranym doświadczeniem. Uświadamiają sobie, że drużyna jest najważniejsza do tego, by samemu być lepszym. Nie odwrotnie - mówił były selekcjoner Duńczyków Age Hareide.

Czytaj też:
Psycholog zauważa źródło siły Danii
Niezwykły przypadek Delaneya

Komentarze (0)