Podopieczni byli lepszym zespołem od Danii. Świetnie zareagowali na straconego gola, wyrównali, a potem stopniowo przejmowali kontrolę nad wydarzeniami. Od początku turnieju są skuteczni i niezwykle pragmatyczni. Bronią jak nikt inny. Dość powiedzieć, że w drodze do finału stracili tylko jednego gola. A przed starciem z Duńczykami w pięciu spotkaniach pozwolili rywalom na zaledwie dziewięć celnych strzałów. Słowem, czy się to komuś podoba czy nie, zasłużyli na finał.
Napisali właśnie kolejny bardzo ważny rozdział swojej historii. Ubolewam jednak, że jego najważniejszym elementem jest skandaliczny błąd zespołu sędziowskiego. Pewnie gdyby mecz był rozgrywany na wcześniejszym etapie turnieju, można byłoby zaśpiewać, że nie tylko futbol wraca do domu, ale arbiter również.
Oczywiście jestem w stanie zrozumieć, że sędzia Danny Makkelie źle ocenił sytuację z Raheemem Sterlingiem i Joakimem Maehlem na żywo - wydawało mu się, ze duński obrońca zahaczył skrzydłowego Manchesteru City i wskazał na wapno. Zdarza się. Ja sam, oglądając spotkanie na trybunie prasowej, myślałem w pierwszym momencie, że Sterling został sfaulowany. Nie rozumiem natomiast, dlaczego zespół VAR nie wyprowadził arbitra z błędu. Przecież była to sytuacja zerojedynkowa, decyzji o karnym po prostu nie da się obronić.
ZOBACZ WIDEO: "To jedna z większych mafii!". UEFA pod ostrzałem byłego reprezentanta Polski
Jedno jest pewne - nikt nie zyska po Euro 2020 tylu kibiców co reprezentacja Danii. Jeśli w futbolu skażonym wielkimi pieniędzmi szukać jeszcze czegoś, co nazywamy romantyzmem, to właśnie w takich historiach jak ta Duńczyków. Po dwóch kolejkach fazy grupowej, w której przeżyli na boisku dramat z Christianem Eriksenem w roli głównej, byli przecież jedną nogą za burtą z zerowym dorobkiem punktowym. Podnieśli się, ale to za mało powiedziane. Oni ofensywną i radosną grą rozkochali w sobie kibiców z całego świata. Nawet jeśli główną przyczyną porażki Duńczyków jest potworne zmęczenie, zwyczajnie nie zasłużyli, by odpadać w ten sposób - po rzucie karnym, którego w erze VAR arbiter nie ma prawa odgwizdać. Futbol bywa okrutny.
Paradoks polega na tym, że choć sędzia bardzo pomógł Anglikom awansować, sytuacja z karnym uderza także w zespół Garetha Southgate'a. To przecież nie historia o przeciętnej drużynie, którą wszyscy wokół ciągną za uszy, byle tylko osiągnęła sukces. A od teraz właśnie taka łatka zostanie przypięta gospodarzom, bo ogromny błąd sędziego w środowy wieczór to nie wszystko.
Praktycznie całe mistrzostwa Wyspiarze rozgrywają w domu. Podróżowali tylko raz, do Rzymu na mecz z Ukrainą, która, powiedzmy sobie szczerze, nie mogła im zagrozić. Dla porównania, Duńczycy w fazie pucharowej lecieli z Amsterdamu do Baku, a z Baku do Londynu. I w kluczowym momencie na Wembley zabrakło im paliwa.
Jeśli po półfinałowej batalii Anglicy będą kręcić nosem, że ktoś umniejsza ich sukces, niech pretensje kierują przede wszystkim do Sterlinga. Skrzydłowy gospodarzy skompromitował się zresztą w środowy wieczór dwukrotnie - najpierw odegrał marny teatr (choć może nie taki marny, skoro sędzia się nabrał?), a potem stwierdził w wywiadzie: "Obrońca wystawił nogę i mnie dotknął. To był ewidentny karny".
Aż trudno komentować. Tak jak to, że podczas hymnu Duńczyków z trybun słychać było buczenie. Anglicy osiągnęli historyczny sukces i tego nikt im nie odbierze. Tak, nauczyli się bronić, wytrzymywać napięcie w trudnych momentach i podnosić się po ciosach. To wszystko prawda.
Ale po środowym wieczorze powinni się też nauczyć, że czasem najlepszym wyborem jest milczenie.
Czytaj także:
Co za turniej! Na Euro 2020 padł kolejny rekord
Harry Kane powalczy o koronę króla strzelców Euro