Szalone sceny w Anglii. "Piłkarze otworzyli pudełko pełne szczęścia"

Getty Images / Hasan Esen/Anadolu Agency  / Na zdjęciu: angielscy kibice
Getty Images / Hasan Esen/Anadolu Agency / Na zdjęciu: angielscy kibice

Po historycznym awansie do finału Euro 2020 Anglicy oszaleli z radości i nie chcą, by ten stan się kończył. Trwa jedna wielka impreza. Dochodzi do scen, które zapadną w pamięci kibiców na długo.

Z Londynu - Dariusz Faron

- Będziemy teraz bawić się do samego finału. I słusznie! – mówi legendarny bramkarz Peter Shilton. Zaś inny były reprezentant Anglii, Gary Neville, dodaje:

- Doświadczyliśmy już tak wiele cierpienia i przeżyliśmy tyle zawodów, a teraz zagramy w finale! Przez te kilka dni zawodnicy muszą się skupić, ale my nie! Cały kraj się bawi. To narodowe święto, więc korzystajmy.

Siedem milionów piw 

Historyczny wynik drużyny Garetha Southgate'a to ogromny zastrzyk gotówki dla barów, klubów i restauracji. Według szacunków, w dzień półfinału z Danią i w noc po meczu wydano 2.8 mld funtów. Anglicy żartują, że w poniedziałkowy poranek kibiców będzie boleć nie tylko głowa, ale też pusty portfel. Jak wyliczyło Brytyjskie Stowarzyszenie Piwa i Pubów, w niedzielę fani powinni kupić ok. 7,1 mln piw.

ZOBACZ WIDEO: Nowe oblicze reprezentacji Anglii. "To nowość"

Sceny, które miały miejsce tuż po zwycięstwie nad Danią (2:1), na długo zostaną w pamięci londyńczyków. W centrum stolicy fani weszli na dach piętrowego autobusu, wielu z nich tańczyło też na dachach samochodów osobowych. W czwartkowy poranek show skradła za to fanka, która, ku zdziwieniu pozostałych kibiców i stewardów, nagle zaczęła rozbierać się pod Wembley. Po ograniu Danii postanowiła zrobić sobie zdjęcie bez ubrania na tle słynnego stadionu. Jej chłopak najwyraźniej nie miał nic przeciwko, bo wcielił się w rolę fotografa.

- Kiedy wybrzmiał w środę końcowy gwizdek i piłkarze podeszli pod trybuny, by śpiewać z kibicami "Sweet Caroline", wyglądało to tak, jakby w jednej chwili otworzyli pudełko pełne szczęścia. To było swoiste katharsis. Kibice cieszyli się nie tylko z powodu wyniku. Po raz pierwszy mogli odetchnąć po miesiącach strachu o bliskich, miejsca pracy i przyszłość z powodu epidemii koronawirusa. Tamtej nocy nie było mowy o dystansie. Ludzie się przytulali i całowali. Futbol zadziałał jak narkotyk - pisze "The Times".

Można spóźnić się do szkoły

Anglicy bynajmniej nie przejmują się kontrowersyjnymi okolicznościami awansu. Zadecydował przecież skandaliczny rzut karny za rzekomy faul na Raheemie Sterlingu, który "zanurkował" w szesnastce Duńczyków. Brytyjskie media w ogóle nie analizują jednak sytuacji. A jeśli już, to cieszą się, że po latach pecha wreszcie uśmiechnęło się do nich szczęście. 

Nie tylko kibice dali się ponieść futbolowemu szaleństwu. Podniosły nastrój udziela się dosłownie każdemu. Selekcjoner Gareth Southgate przekonuje, że "nie mógłby być bardziej dumny z bycia Anglikiem", a legendarny komentator John Motson opowiada o "najsilniejszej angielskiej drużynie narodowej w historii" i przekonuje, że czekał na taki sukces kadry całe życie.

Szaleństwo trwa. Biuro prasowe Borisa Johnsona zachęca przedsiębiorców, by w poniedziałek dali swoim pracownik wolne. Wielu z nich już to zrobiło, a niektóre szkoły wysłały do rodziców komunikaty, że jeśli po finale dzieci pośpią dłużej, nauczyciele nie będę następnego dnia wpisywać spóźnień do dziennika.

Sam premier, który w środowy wieczór zjawił się na trybunach Wembley, rozpływa się nad Garethem Southgatem. Dziennikarze już wypytują go, czy wkrótce selekcjoner Synów Albionu otrzyma tytuł szlachecki. – Nie chcę niczego przewidywać, ale trener wykonuje niesamowitą robotę – odparł polityk.

Bezpośrednie otoczenie premiera dyskutowało już nawet, czy w przypadku zwycięstwa nie uchwalić któregoś dnia świętem państwowym celem upamiętnienia wielkie triumfu Synów Albionu. 290 tysięcy kibiców podpisało petycję, by tym dniem był poniedziałek, ale podobny scenariusz wydaje się mało prawdopodobny.

L4 na Wembley

Są i tacy, którzy dzień po finale Euro 2020 bardzo chcieliby pójść do pracy. "Daily Telegraph" przedstawia historię Niny Farooqi, która w środę przeżyła jeden z najlepszych dni w swoim życiu, a potem została zwolniona. Pani Farooqi zgłosiła L4, po czym dowiedziała się, że jej przyjaciel ma wolny bilet na mecz półfinałowy z Danią.

- Musiałam jechać! Dobrze pamiętam, jak mama płakała, gdy Southgate nie strzelił karnego w 1996 roku - tłumaczy fanka.

Nie bała się, bo przecież mało prawdopodobne było, że szef zobaczy ją wśród 60 tysięcy kibiców. Ale w przerwie meczu dostała telefon. - Okazało się, że pokazali moją twarz podczas transmisji. Znajomi z Australii i Stanów Zjednoczonych widzieli mnie na Wembley! - opowiada Nina. Rano otrzymała kolejny telefon, tym razem od szefa. Powiedział, że nie musi już przychodzić do pracy.

- Nie żałuję. Gdybym mogła cofnąć czas, zrobiłabym to jeszcze raz. Futbol jest całym moim życiem.

I nie tylko jej. W ostatnich dniach widać to w Anglii jak na dłoni.

Czytaj także: 
Didier Deschamps pozostanie selekcjonerem reprezentacji Francji 
Jest decyzja TVP w sprawie Dariusza Szpakowskiego 

Źródło artykułu: