Magiczna włoska noc w Londynie
Wystarczy już naszego cierpienia – przekonywali Anglicy przed finałem. Okazało się, że wcale nie i święto zamieniło się dla gospodarzy w koszmar. Deszcz, który padał tej nocy z londyńskiego nieba, zmył marzenia Wyspiarzy o mistrzostwie Europy.
A jednak. Porażka w finale Euro 2020 będzie ich boleć bardzo długo.
Zaczęło się od frontalnych ataków Anglików, ale bynajmniej nie na bramkę Gianluigiego Donnarummy. Mowa bowiem o kibicach, którym nie udało się zdobyć biletu (w internecie sprzedawano je nawet za 40 tys. funtów) i w efekcie próbowali przeskoczyć mury Wembley kilkadziesiąt minut przed pierwszy gwizdkiem. Kreatywności nie można im odmówić. Jedni budowali "drabiny" z barierek, inni zbierali się w większe grupy i tworzyli "szczeble" ze swoich rąk.
Szczególną determinacją wykazał się kibic, który będąc na wysokości kilku metrów i stojąc na barierkach, szarpał się ze stewardem przez dobrych kilkadziesiąt sekund. Służby porządkowe reagowały tak, by nikomu nie przyszło próbować podobnych numerów. Z kibicami przyłapanymi na gorącym uczynku obchodzono się brutalnie, używając siły. Byli fani, którym udało się przeskoczyć mur i uciec stewardom, ale zwykle zatrzymywali się na drugiej przeszkodzie – metalowym kołowrotku przy wejściu na sektory.
Mecz układał się tak, jakby los postanowił wynagrodzić Anglikom 55 lat bez gry w finale wielkiego turnieju. Dwa razy mogli myśleć, że wybiegają na ostatnią prostą przed metą. Najpierw, gdy trafił Luke Shaw, a Włosi długo nie mogli się otrząsnąć. Potem już w konkursie jedenastek, kiedy Jorginho miał wszystko zakończyć, ale nieoczekiwanie przegrał pojedynek z Jordanem Pickfordem. Takiej dramaturgii nie wymyśliłby najlepszy scenarzysta.
Ale cóż z tego – zapytają Anglicy – skoro znowu zabrakło happy endu?
Kilkadziesiąt sekund po karnym Jorginho wyspiarscy kibice z pochylonymi głowami zmierzali bez słowa w kierunku wyjścia, a na Wembley zaczynała się włoska impreza, bo Bukayo Saka nie potrafił pokonać Donnarummy. Angielski sen zamienił się w koszmar.
Najbardziej wymowny obrazek wieczoru to ten, gdy podopieczni Roberto Manciniego idą odebrać medale, a gospodarze stoją przy linii bocznej i po prostu na nich patrzą. Załamani. Rozbici. Przegrani. Byli blisko jak nigdy, polegli jak zawsze – w rzutach karnych.
Po kilku dniach szaleństwa w Londynie "Football’s coming home" spadł z pierwszego miejsca piłkarskiej listy przebojów. Zastąpiła je piosenka "Un’estate Italiana", która długo niosła się pod Wembley w niedzielny wieczór. Gianna Nannini i Edoardo Bennato śpiewają w niej o "magicznych nocach w pogoni za celem pod niebem włoskiego lata".
Tym razem niebo było londyńskie. Ale czy z perspektywy Italii można wyobrazić sobie bardziej magiczną noc?
Total chaos at Wembley. Fans are storming the gates! pic.twitter.com/aK2ZEtgZoR
— Antonello Guerrera (@antoguerrera) July 11, 2021
Unbelievable footage of violence in Wembley tonight. A literal child gets punched by a full grown man and an Asian man is kicked repeatedly in the head by several people. Disgusting behaviour. pic.twitter.com/NLtvjgF8Fe
— Kyle Glen (@KyleJGlen) July 11, 2021
It appears the breach was more serious than anyone thought. Numbers that broke through at least in the hundreds. pic.twitter.com/qM1ngYzyI8
— tariq panja (@tariqpanja) July 11, 2021
Czytaj także:
Włosi byli na dnie, teraz są najlepsi. Mancini stworzył potwora
Skandal na Wembley. Kibic wbiegł na murawę w trakcie finału