Koronawirus. Tak umiera fitness - depresje, treningi w ukryciu, wyciskanie mebli

Getty Images / Maja Hitij / Na zdjęciu: kobieta wykonująca ćwiczenia w domu podczas epidemii koronawirusa
Getty Images / Maja Hitij / Na zdjęciu: kobieta wykonująca ćwiczenia w domu podczas epidemii koronawirusa

Psycha totalnie siadła, posypałam się. Dla mnie życie się skończyło - opowiada zrozpaczona Ania, trenerka personalna w jednym z tysięcy zamkniętych klubów fitness. To branża, która była warta 4,3 mld zł.

Przez pandemię koronawirusa branża fitness w Polsce umarła. Od połowy marca zamknięte są siłownie, swoich obowiązków nie może wykonywać prawie 80 tysięcy pracowników, których stanowiska zostały zamrożone. Jak podaje money.pl - firma doradcza Deloitte szacuje, że polski rynek fitness wart jest rocznie nawet 4,3 miliarda złotych, a w ostatnim czasie przechodził rozkwit - zyski stale rosły.

Zamknięcie punktów fitness mocno sponiewiera gospodarkę, a będzie tylko gorzej. - Czeka nas kilka miesięcy bez klientów. Nie mamy przychodów i to się w najbliższym czasie nie zmieni - mówi w programie specjalnym Wirtualnej Polski Adam Śliwiński, prezes Total Fitness i organizacji zrzeszającej właścicieli klubów fitness.

Według jego szacunków, kiedy nawet klienci wrócą do klubów w czerwcu, wartość całego rynku może spaść co najmniej o połowę. A siłownie mają jeszcze obowiązek zwrotu pieniędzy klientom za okres, w którym były zamknięte. W Polsce z punktów fitness korzysta ponad cztery miliony klientów, siłowni jest w kraju około trzy tysiące.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Paraolimpijczycy o wsparciu sponsorów. "Nikt się nie wycofał"

Śliwiński przewiduje, że sporo osób nie wróci tam w ogóle, a niektóre grupy dopiero po pewnym czasie. Tak jest na przykład w Chinach. Po zniesieniu izolacji kina i siłownie są puste.

Sprawdziliśmy, jak zmieniło się życie osób zaangażowanych w fitness każdego dnia. Trenera, zawodnika i amatora, który przychodzi do klubu poćwiczyć dla przyjemności. Problem jest głębszy, u wielu pojawiła się depresja czy teksty w stylu: "strzele sobie w łeb". Są też tacy, którzy trenują, jak mogą. Zamiast ciężarów wyciskają łóżka lub baniaki z wodą. A z mopa robią przyrządy do ćwiczeń.

Mówi Ania, trener personalny:

Jak to teraz wygląda? Tragicznie. Psycha mi totalnie siadła. Zawsze miałam plan B, C, D, ale w tym momencie nie widzę żadnych perspektyw. Wiele moich klientek potraciło pracę. Są fryzjerkami, kosmetyczkami i teraz nie mają wpływów. Szukają oszczędności, dlatego pierwsze z czego rezygnują, to przyjemności, na przykład trening. Kolejna grupa boi się o stratę pracy, dlatego zawczasu odwołują zajęcia.

Poświęciłam temu całe życie, w pewnym momencie praca była dla mnie ratunkiem, ucieczką od problemów, bo sprawy prywatne nie ułożyły się tak, jak zaplanowałam. Czułam się w końcu potrzebna drugiemu człowiekowi. Ta rutyna, pasja, miłość ratują mi życie. Przez ostatnie osiem lat tylko kilka razy nie byłam w siłowni. Dla mnie życie się teraz skończyło. W nerwach mówię, że mogliby mi w łeb strzelić.

Mieszkanie traktowałam jak hotel. Ugotować, przespać się i w tryby, jak maszyna. Całe moje życie toczyło się wokół pracy, ja to lubię, tak wybrałam, chcę być non stop w gazie, nigdy na to nie narzekałam, a nawet przeciwnie - uwielbiam to! Ta cała sytuacja, ten przeklęty wirus, zabrał dwieście procent mnie.

Obecnie nie zarabiam, musi mi starczyć na jedzenie i rachunki, dlatego nie pcham się w koszta i kupno nowego sprzętu. Mam samozatrudnienie, teraz ponoszę tylko straty związane z podatkami. Przebranżowienie? Myślałam o tym, pewnie, nie raz. Ale czego mam się złapać, jak wszędzie cięcia, zwolnienia? O swoją pracę, siłownię, walczyłam. Nawet jak mi nie starczało, to dorabiałam gdzie indziej, byleby nie porzucić treningów. Bo to kocham.

Próbuje znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie: sprzątam, czytam jakieś książki, zerknę w stare notatki ze studiów. Nie umiem się odnaleźć, jestem pracoholiczką. Poszłabym pracować nawet na budowę.

Potrzebuje kontaktu z człowiekiem, rozmowy. Łączę się z podopiecznymi przez internet, podtrzymujemy się na duchu. Ale trudno zrobić trening. Wśród nich są mamy, którym dzieci nie dają godziny dla siebie. Zaczynamy, po piętnastu minutach rozgrzewki na macie widzę w ekranie małego urwisa. Ciągnie za rękę i krzyczy: "mamo, głodny jestem!".

Mam twardy charakter, ale się posypałam. Nie chce mi się nawijać farmazonów, że będzie dobrze. Dla mnie trwa obecnie wojna psychologiczna, mało się o tym mówi, ale sport, wysiłek fizyczny, sprawiają, że ludzie są szczęśliwsi.

To nawet o sam klimat chodzi. Ile znam osób, które przychodzą do siłowni głównie dla atmosfery, przybić piątkę, coś tam się poruszać, żeby wrócić do domu z uśmiechem. Nie każdy robi sylwetkę.

Patrzę na to, co robi rząd, i łapię się za głowę. Jesteśmy traktowani po macoszemu. Politycy żyją chyba na innej planecie, jakby nie zdawali sobie sprawy, jaki mamy wpływ na gospodarkę. Masa moich koleżanek i kolegów po fachu, lub też samych zawodników, jest w totalnej depresji. Robili formę pod zawody i wszystko przepadło.

Maciek, medalista mistrzostw Polski w fitness:

Wyjdzie tego około piętnastu godzin. Średnio po dwie dziennie. No dobra, trzy, bo jeszcze człowiek z kumplami pogada, pośmieje się. Po pracy był tylko szybki kurs do mieszkania, przygotowanie posiłku i na trening. Żyło się tym. Pięć razy w tygodniu.

Teraz wyciskam zgrzewki wody, mam też baniaki, można coś z tego zmontować. Hantelki są za lekkie, jeden waży około 10 kilogramów i trzeba się namachać, żeby dało jakiś efekt. Ja jestem optymistą, zasuwam z tym co jest.

Odkryłem na przykład nowe zastosowanie mopa. Wkładam go w gumę, ustawiam za sobą i ćwiczę tak zwane ściąganie pleców. Bułgarski przysiad też da się odtworzyć. W siłowni opieram jedną nogę o ławeczkę i wykonuje serię powtórzeń. W domu podpieram się o łóżko. Zresztą, ten mebel częściej służy mi ostatnio do ćwiczeń niż wypoczynku. Przyznam, że łóżko kilka razy pomogło mi spompować biceps. Łapie za spód i jazda: w górę, w dół, w górę, w dół.

Czasem przesadzam. W rozpisce mam: pół godziny kardio, ale wydaje się jakoś mało, dlatego nie przerywam. I ze zdziwieniem patrzę, że to już półtorej godziny minęło. To też pewnie przez zajadanie, człowiek siedzi w domu i nie ma co z rękoma zrobić. Lodówka mnie zaczepia, czasem trudno ją po prostu minąć. A później mam wyrzuty sumienia. Idę na rowerek i spalam, zasuwam, za karę, że zjadłem.

Na początku niektóre siłownie były otwarte, ćwiczyliśmy w kilka osób, ale ktoś się tym pochwalił w relacji na Instagramie, przyjechała policja i musieliśmy się rozejść. Siłownię zamknięto. Jedną plenerową widzę z okna, ciągle owinięta czarną folią. Nie ma co ryzykować, za duże mandaty.

Koledzy próbują coś organizować. Ćwiczą w grupach po kryjomu, w mieszkaniach, piwnicach, nikt się tym nie chwali, bo są wysokie kary, a komu potrzebna jeszcze policja na głowie. Kilka razy odwiedziłem znajomego, przychodziliśmy w kilku. Na osiedlu miał jednak świetny monitoring i nie chodzi mi tu o kamery, a miejsca w pierwszym rzędzie, w oknach. Starsze panie z ciekawością wyglądały, co my tam za rogiem robimy, gdzie z tymi torbami idziemy. Kolega w końcu powiedział: chłopaki, musimy przestać, są podejrzenia, będą kłopoty.

Zacząłem okres masowy. Zamknęli mi wszystko tydzień przed zawodami - mistrzostwami Polski fitness. Przez pierwsze tygodnie jeszcze się łudziłem, że wystartujemy bez publiczności. Trzymałem sylwetkę odwadniając organizm przez cztery tygodnie, nie było to przyjemne. Podłamałem się psychicznie, potrzebowałem kilku dni żeby dojść do siebie, teraz po prostu nie nastawiam się, że niedługo będzie lepiej.

Jest jeden pozytyw: nie trzeba już szukać ryżu i mięsa w pięciu czy sześciu sklepach. Jakieś tam informacje do mnie dochodzą, dlatego zacząłem przygotowania do wrześniowych zawodów. Słyszałem, że pod koniec czerwca otworzą siłownię. Kto wie, może się uda, nie nakręcam się.

Paweł, amator:

Nawet nie będę czarował - jestem uzależniony od ćwiczeń. Robię to od trzynastu lat. Trzy, cztery razy w tygodniu po półtorej godzinki. Nie przypominam sobie, żebym w tym czasie złamał ten cykl.

Głowa musi dostać od ciała informację, że właśnie nastąpił konkretny wpier... To znaczy - miał miejsce wycisk. Żaden ze mnie zawodnik, typowy amator, który robi to dla uśmiechu. Mam 34 lata, ale myślę, że gdybym przestał ćwiczyć, to popadłbym w różne choroby. Po pierwsze - rozładowuje emocje. Po drugie - dbam o zdrowie, po trzecie - w miarę sensownie spędzam czas. A po ludzku: sprawia mi to przyjemność.

Jak się teraz czuję teraz? Brakuje rytuałów, cyklu. Organizm się go domaga, nosi mnie. By się człowiek spakował w plecak, wyszedł do ludzi, poczuł ten smród potu w szatni. Można oczywiście pobiegać, wyjść na rower, ale to nie to samo, zastępowanie siłki innymi sportami nie sprawia przyjemności. Piłkarz pewnie też nie cieszyłby się, gdyby mu kazali pływać kajakiem.

Mieszkam na 45 metrach kwadratowych. Kupiłem hantle, ławkę, ruszam się, żeby forma nie zeszła na dno. Bo mówimy o jakimkolwiek podtrzymaniu sylwetki, a nie jej rozbudowaniu. Pomacham rękoma, wycisnę klatkę, ale w lustrze widać, że mięśnie spadają. Wiadomo, że z jednej strony ćwiczę, bo lubię, ale z drugiej - żeby dobrze wyglądać. Nikt mi nie powie, że w podrzucaniu żelastwa można się zakochać, ale w efektach tej pracy już tak. Byłbym hipokrytą twierdząc, że aspekt wizualny nie jest dla mnie ważny. Coś mnie przecież motywuje do zasuwania. Ale spokojnie, nie wstydzę się teraz wyjścia do sklepu.

Wszyscy zaangażowani w treningi wiedzą, że jeżeli chcesz mieć progres, musisz zwiększać ciężary. Ćwicząc w domu klatkę hantlami, do ręki biorę dziś 20 kilo, bo taki mam najcięższy hantel. Na siłowni brałem dwa razy więcej. Korzystam też ze stołu w dużym pokoju. Robię na nim pompki na triceps, a nogami podpieram się o stołek.

Sporo osób stara się pracować w domu, są treningi online, ale po co mi to? Ja wiem, jakie partie ćwiczyć, z jakim obciążeniem, trzynaście lat to robię, z jedną dłuższą przerwą. Tego typu zajęcia, instrukcje, są raczej dla osób niedoświadczonych lub takich, które wcześniej trenowały w grupach. Ciekawi mnie, ile osób wróci na siłownię po pandemii. W Chinach sporo zostało przy treningach na własną rękę. Ja potrzebuje żelastwa, maszyn. Chciałbym znowu spuścić sobie wpier...l.

Minister Sportu: "Wszystkim jest trudno
 "

Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorców w piśmie do ministra zdrowia zaproponował, by rząd od 4 maja zezwolił na otwarcie firm z branży fitness. We wtorkowym programie specjalnym Wirtualnej Polski poprosiliśmy minister sportu Danutę Dmowską-Andrzejuk o komentarz w sprawie odmrożenia punktów fitness. Dopiero w IV etapie odmrażania gospodarki ma dojść do wznowienia ich działalności.

- Branża fitness to ogromni przedsiębiorcy, którzy są w trudnej sytuacji, ale tak samo jak branża turystyczna, fryzjerzy i wszyscy. Nie jest to w mojej roli, by o tym decydować. Myślę, że gros instruktorów też może przenieść się na treningi na zewnątrz i uprawiać sport, póki co, na otwartych obiektach. To nie ja daję rekomendacje odnośnie obiektów, wszyscy jesteśmy w trudnej sytuacji - powiedziała nam była szpadzistka, mistrzyni świata i Europy.

Właściciele klubów fitness i siłowni chcą szybszego otwarcia punktów. W piątek zamierzają z tego powodu manifestować w Warszawie.

Koronawirus. Słowacy prymusami - trenują w maseczkach. Dawid Kurminowski: Trudno się oddycha

Koronawirus. Maciej Rybus: Rosja walczy twardą ręką

Źródło artykułu: