Koronawirus. Strach w branży fitness. "Nie ma w tym logiki"

- Strach jest ogromny - mówi nam manager Warszawskiego Centrum Atletyki Aleksandra Piątkowska. W czwartek rząd wydał decyzje o ponownym zamknięciu siłowni i klubów fitness z powodu coraz większej liczby osób zakażonych koronawirusem.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
"Zupełnie tego nie rozumiemy, nie ma w tym żadnej logiki" PAP / "Zupełnie tego nie rozumiemy, nie ma w tym żadnej logiki"
Czwartek przyniósł kolejny rekord zakażeń koronawirusem. Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 8099 nowych pozytywnych wynikach testów. Rząd wydał decyzje o wprowadzeniu ostrych restrykcji, które nie ominęły branży fitness.

Postanowiono od soboty 17 października całkowicie zamknąć aquaparki, siłownie oraz baseny, zarówno w strefie żółtej, jak i czerwonej.

- Zupełnie tego nie rozumiemy, nie ma w tym żadnej logiki - mówi nam przedstawicielka branży Aleksandra Piątkowska, manager popularnego w stolicy Warszawskiego Centrum Atletyki, z którego korzystają nie tylko amatorzy, ale także m.in. zawodowi pięściarze.

ZOBACZ WIDEO: Liga Narodów. Maciej Rybus zakażony koronawirusem. Reprezentant opowiedział o swoim stanie zdrowia

- Dla nas siłownia to przede wszystkim ruch i dbanie o zdrowie, czyli i odporność na choroby - tłumaczy Piątkowska. Jej zdenerwowanie jest tym większe, że akurat WCA jest miejscem posiadającym bardzo dużą powierzchnię, gdzie klienci nie są stłoczeni na małej przestrzeni.

- Nasza hala ma powierzchnię 1000 m2, jest wysoka na 8 metrów. Rozprzestrzenianie zarazków jest więc niezwykle utrudnione. Niestety, zostaliśmy wrzuceni wszyscy do jednego worka - dodaje.

Kilka godzin po ogłoszeniu decyzji przez rząd zareagowała Polska Federacja Fitness, zrzeszająca przedstawicieli klubów i siłowni w całym kraju. Powołano ją do życia wiosną tego roku, po wprowadzeniu pierwszych ostrych restrykcji uderzających w branżę.

"Nasz rząd zawiódł na całej linii. Od soboty, niezależnie od strefy, planowane jest zamknięcie siłowni, klubów fitness, basenów. Nie ma na to zgody nikogo z nas, nie ma ku temu żadnych podstaw" - napisano w oświadczeniu i zapowiedziano protest, do którego ma dojść w sobotę w Warszawie (więcej TUTAJ).

Dodano także, że wraz z przedstawicielami branży będzie próba wypracowania wspólnych rozwiązań. - Każdy klub jest oczywiście inny. My możemy zaproponować stworzenie większej liczby grup trenujących osobno, zwiększyć liczbę zajęć. Mamy na tyle duży obiekt, że po wprowadzeniu restrykcji nie musieliśmy nic zmieniać - przekonuje Piątkowska.

Już po tym, jak w marcu rząd po raz pierwszy zamknął branżę fitness, eksperci przewidywali ogromne problemy dla dziesiątek klubów. I tak też się stało - wiele miejsc musiało ogłosić upadłość. Nasza rozmówczyni nie ma wątpliwości, że tym razem może być podobnie.

- Największy problem to czynsz, który sam się przecież nie zapłaci. A właściciele nie są skorzy do jego umorzenia na czas lockdownu. To największy problem dla wszystkich punktów - tłumaczy Piątkowska i dodaje, że Warszawskie Centrum Atletyki także poważnie odczuło wiosenny przestój.

- Tak naprawdę wróciliśmy do punktu 0. Strach jest ogromny, w całej branży. Wszyscy liczą tylko na to, że ten lockdown nie potrwa tak długo, jak poprzedni. Trzy miesiące przestoju to wielkie straty, dla wszystkich - zakończyła.

W kolejnym ogłoszeniu wydanym w czwartek późnym wieczorem Polska Federacja Fitness zapowiedziała nie tylko walkę o cofnięcie decyzji rządu, ale także o większą pomoc finansową płynącą z Tarczy Antykryzysowej. "Bez tego nie przeżyjemy" - podsumowano.

Od najbliższej soboty w całym kraju ma obowiązywać całkowity zakaz wpuszczania kibiców na wydarzenia sportowe. Oznacza to, że wszystkie trwające rozgrywki sportowe odbędą się bez udziału publiczności. Mowa tu m.in. o ligach piłkarskich, siatkarskich czy koszykarskich. Nie ma znaczenia czy odbywają się na stadionie, czy w hali. WIĘCEJ TUTAJ

Przypomnijmy, że do niedawna kibice mogli zajmować 50 proc. miejsc na trybunach, a w strefach czerwonych 25 proc.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×