Branża fitness nalega na szybki powrót do działania. Tomasz Napiórkowski: Cierpliwość naszych klientów jest ograniczona

PAP / Łukasz Gągulski / "Będziemy musieli się liczyć z falą bankructw i zwolnień"
PAP / Łukasz Gągulski / "Będziemy musieli się liczyć z falą bankructw i zwolnień"

- Cierpliwość naszych klientów jest ograniczona. Tydzień, dwa może wytrzymają, ale potem może nastąpić fala rezygnacji - tak prezes Polskiej Federacji Fitness Tomasz Napiórkowski tłumaczy nalegania branży, by otworzyć się już w sobotę.

Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty: W poniedziałek mieliście spotkanie z ministrem rozwoju, pracy i technologii Jarosławem Gowinem. Zapowiadał pan, że przedstawicie argumenty różnego rodzaju: medyczne, ekonomiczne, społeczne i zdroworozsądkowe. Które w pana opinii najlepiej trafiły do ministra?

Tomasz Napiórkowski, prezes Polskiej Federacji Fitness: Myślę, że przede wszystkim ekonomiczne i społeczne. Wartość rynku cztery miliardy, na ten moment dwa miliardy straty. 150 tysięcy miejsc pracy, kilka tysięcy przedsiębiorców, trzy miliony użytkowników. Ze wszystkich subwencji i tarcz pozyskaliśmy niewiele ponad 200 milionów, bo one nie były dopasowane do naszej branży, opierającej się na umowach-zleceniach. Gdyby nie było wymogu zatrudniania co najmniej jednej osoby na umowę o pracę, żeby dostać wsparcie, pozyskalibyśmy około miliarda złotych i nasza sytuacja byłaby zdecydowanie lepsza.

A argumenty medyczne? Specjaliści twierdzą, że regularny wysiłek fizyczny podnosi odporność i pomaga zwalczać takie choroby jak COVID-19.

No właśnie! Badania wykazują, że jesteśmy jedną z niewielu gałęzi gospodarki, która nie powinna podlegać lockdownowi. Branża fitness, która zachęca ludzi do aktywności fizycznej, jest wsparciem w walce z pandemią, nie przeszkodą.

Wiceminister Olga Semeniuk zapowiedziała, że ministerstwo postara się możliwie szybko odpowiedzieć na oczekiwania branży, ale będzie się to wiązać z większym niż do tej pory poziomem bezpieczeństwa.

Jesteśmy tego świadomi, przedstawiliśmy nawet swoje propozycje. Zwiększenie liczby metrów kwadratowych na osobę z siedmiu do dziesięciu w strefie żółtej i z dziesięciu do dwunastu w strefie czerwonej. Zwiększenie minimalnego dystansu między ćwiczącymi z półtora do dwóch metrów. Do tego cały czas będą obowiązywały wszystkie wytyczne sanitarne, które musieliśmy spełniać już wcześniej. A ze wszystkich branż właśnie dla naszej były one najbardziej rygorystyczne. Główny Inspektorat Sanitarny twierdzi, że wypełnialiśmy je wzorowo.

ZOBACZ WIDEO: Branża fitness nie wytrzyma kolejnych obostrzeń. "U nas nawet tłumów nie ma, więc o co chodzi?"

W Anglii w klubach fitness i w siłowniach trzeba umawiać się na konkretną godzinę, trenować można tylko 50 minut, potem jest 10 minut na dezynfekcję i wchodzą następni klienci. Rozważacie działanie w podobnym systemie?

Rozważamy, ale na spotkaniu z ministerstwem tego nie proponowaliśmy. Są różne sprawdzone rozwiązania z różnych krajów, które moglibyśmy wdrożyć. Wszystko musi się jednak opierać na rentowności.

To, co proponujecie, to już jest dla was granica tej rentowności?

Tak. Pole do negocjacji jest już minimalne.

Nalegacie, żeby branża została odmrożona w najbliższą sobotę. Dlaczego?

Cierpliwość naszych klientów jest ograniczona. Tydzień, dwa może wytrzymają, ale potem może nastąpić fala rezygnacji, wypowiadania abonamentów, co będzie w pełni zrozumiałe. Jak otworzymy się szybko, unikniemy tego scenariusza i pogłębienia się kryzysu w naszej branży. Ten kryzys już i tak jest, bo po pierwszym lockdownie straciliśmy 40 procent klientów. Jeśli teraz znowu mielibyśmy stracić prawie połowę z tego, co udało się zachować, będzie bardzo źle.

Czemu tak wam zależy na tym konkretnym terminie? Jak otworzycie się 24 października, to jeszcze będzie dobrze, a jak tydzień później, to już pójdziecie z torbami?

Aż tak to nie, ale im dłużej to potrwa, tym większa będzie niepewność wśród naszych klientów. Zbliża się listopad, więc wkrótce zaczną się zastanawiać, czy warto przedłużać abonament, albo czy go nie wypowiedzieć, skoro i tak nie można z niego korzystać. Obawiamy się, że im dłużej będziemy zamrożeni, tym więcej stracimy z tego, co wypracowaliśmy po czerwcowym rozmrożeniu. A kosztowało nas to ogrom własnych pieniędzy, bo jak już powiedziałem, z tarcz skorzystaliśmy w bardzo niewielkim stopniu.

Po jakim czasie klienci rezygnowali z karnetów w czasie pierwszego lockdownu?

Najwięcej rezygnacji było na początku kwietnia, czyli właśnie dwa tygodnie po zamknięciu. Wtedy było już wiadomo, że ponowne otwarcie siłowni i klubów fitness to nie jest kwestia chwili, że nie wiadomo, kiedy ono nastąpi.

Jeśli spełni się czarny dla was scenariusz i znów będziecie zamknięci przez powiedzmy dwa miesiące, to co się stanie?

Będziemy musieli się liczyć z falą bankructw i zwolnień.

Źródło artykułu: