W październiku zeszłego roku rząd wydał rozporządzenie, w którym poinformował o nowych obostrzeniach związanych z pandemią koronawirusa. Przepisy uderzyły w branżę fitness. Niemal z dnia na dzień kluby i siłownie musiały zawiesić swoją działalność. Taka sytuacja trwa już trzy miesiące i niewiele wskazuje na to, że rząd zdecyduje się poluzować obostrzenia. Wiadomo, że do 31 stycznia branża fitness będzie zamknięta.
Właściciele siłowni i klubów mają dość. Takie przepisy wywołują ogromne straty. Jak wylicza Warsaw Enterprise Institute, może to wywołać falę bankructw. Rządowa pomoc zawarta w tarczy antykryzysowej jest zbyt mała. To wywołuje protesty branży, ale rząd pozostaje nieugięty.
WEI postuluje odmrożenie branży rekreacyjno-sportowej z zachowaniem zaostrzonych rygorów sanitarnych. Propozycja przepisów zawiera, że w strefach czerwonych na jednego ćwiczącego przypadałoby 12 metrów kwadratowych, w strefach żółtych byłby to limit 7 metrów, a w zielonych byłyby to 4 metry. Do tego dochodzi dystans społeczny dwóch metrów odległości i obowiązkowe maseczki w trakcie pobytu w lokalu.
To jednak nie koniec propozycji. Zwiększona ma być częstotliwość serwisu sprzątającego i częstsza wymiana powietrza. Zwiększona ma być liczba stacji z płynami do dezynfekcji rąk i sprzętu sportowego, a także nałożony obowiązek dezynfekcji sprzętu przez klientów po każdorazowym jego użyciu.
Zdaniem ekspertów, przy zachowaniu takiego reżimu sanitarnego nie występuje w klubach fitness czy na basenach zwiększone ryzyko zakażenia koronawirusem, a zaniedbanie aktywności fizycznej prowadzi do istotnego pogorszenia się stanu zdrowia publicznego.
Czytaj także:
Koronawirus. Obostrzenia. Polacy zapisują się masowo do związków sportowych
Arsenal pomógł uratować niedoszłego samobójcę. Ekspert: Każdą taką wiadomość należy brać bardzo poważnie
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: imponujące umiejętności Piotra Liska. Jest rewelacyjny