9 kwietnia 2004 roku. 32. kolejka Premier Leauge. Legendarny stadion Highbury wypełniony po brzegi. To jedno z ostatnich poważnych wyzwań Arsenalu, który pewnie zmierza po mistrzostwo. Po mistrzostwo bez przegranego meczu.
Do przerwy jednak kibice zgromadzeni na trybunach nie mają powodów do świętowania. W 42. minucie na 2:1 dla Liverpoolu trafia Michael Owen i piłkarze Arsenalu schodzą do szatni niczym bokser po zaliczeniu knockdownu.
Podniesienie się z kolan jest tym cięższe, że ostatnie tygodnie nie należą do udanych. Zaledwie dwa remisy w ostatnich dwóch kolejkach ligowych i niespodziewane odpadnięcie z Ligi Mistrzów dwa dni wcześniej po porażce 1:2 z Chelsea FC na własnym stadionie.
ZOBACZ WIDEO: Jak piłka nożna będzie wyglądać po epidemii koronawirusa? "To bardzo poważnie zachwieje klubami"
- Siedzisz tam i nie dowierzasz. Cały sezon nie przegrałeś meczu i nagle przychodzi tydzień, gdy myślisz, że możesz to wszystko stracić. Chelsea nie była wówczas daleko za nami w lidze - wspomni po latach tamte wydarzenia Arsene Wenger. - Schodząc w przerwie do szatni czułem, że nie ma rozwiązania. Zawodnicy byli absolutnie osłupiali. Naprawdę się martwiłem. Próbowałem jednak ich mobilizować: Dawajcie panowie! Odpowiedzcie! Idziemy po to! Nie możemy tego zaakceptować! Jedną z niezbędnych rzeczy, których potrzebujesz w tym fachu jest jednak specjalny talent. Ten objawił się w osobie Thierry'ego Henry'ego.
To jeden z najlepszych meczów w bogatej karierze Henry'ego. W 49. minucie to on z lewego skrzydła rozpoczyna akcję, po której wyrównującą bramkę strzela Pires.
Minutę później natomiast stadion szaleje. Henry zgarnia piłkę w środkowej strefie i indywidualną akcją mija kolejnych rywali niczym tyczki. Wkręceni w ziemie upadają kolejno Dietmar Hamann oraz Jamie Carragher. Francuzowi nie pozostaje nic innego niż zapakować piłkę do bramki obok bezradnego Jerzego Dudka.
- Geniusz w pracy! Jego imię to Thierry Henry! - krzyczy rozemocjonowany komentator.
Dzieła zniszczenia 26-latek dopełnia w 78. minucie kompletując tym samym hattricka. Odrodzony Arsenal nie przegrywa już do końca sezonu i przechodzi do historii jako jedyny niepokonany mistrz w historii Premier League. "The Invicibles" - ten przydomek już na zawsze pozostaje z tamtą legendarną ekipą.
Nikt nam tego nie odbierze
Thierry Henry był bohaterem nie tylko starcia z Liverpoolem. Francuz imponował na przestrzeni całego sezonu kończąc go z dorobkiem 39 bramek, z czego 30 zdobył w samej lidze. Nigdy wcześniej, ani nigdy później, nie był już tak skuteczny.
- Najlepszym wspomnieniem zawsze będzie przebrnięcie przez cały sezon bez porażki, ustanowienie rekordu i utrzymanie statusu niezwyciężonych. To piekielnie trudne wyzwanie w angielskim futbolu, z tyloma trudnymi spotkaniami. Nikt nigdy nie będzie w stanie nam tego odebrać - podkreślił Henry.
Jak piekielnie trudne to zadanie przekonał się w tym sezonie Juergen Klopp i jego Liverpool. Wydawało się, że maszyna z Anfield Road jest na najlepszej drodze do powtórzenia osiągnięcia "Kanonierów" sprzed 16 lat. Zespół złapał jednak wyraźną zadyszkę. W 28. kolejce niespodziewanie lepszy od "The Reds" okazał się Watford. Można jednak było odnieść wrażenie, że niemieckiemu szkoleniowcowi nieco ulżyło, że pogoń za tym niesamowitym rekordem, choć niewątpliwie pożądanym, była ciężarem.
- To było jasne, że kiedyś przegramy. Nie wyczekiwaliśmy tego, ale to było oczywiste, że to się wydarzy. Stało się dziś. Widzę w tym raczej pozytyw. Od teraz możemy znów swobodnie grać w piłkę. Nie musimy bronić czy próbować dogonić rekordu - mówił po porażce Klopp.
Czy komukolwiek jeszcze kiedyś uda się przejść przez sezon bez porażki? Na dziś ciężko to sobie wyobrazić. Coraz więcej klubów w Premier League ma coraz wyższe ambicje, a sezon dodatkowo jest coraz mocniej przeładowany dodatkowymi pucharami, które utrudniają regenerację.
Oprócz Arsenalu, tylko jeden raz w historii angielskiej piłki mistrz kraju sięgnął po tytuł bez porażki. W 1883 roku dokonało tego Preston. Jak widać, tego typu rzeczy zdarzają się zatem raz na 100 lat. A nawet jeszcze rzadziej.
Z powodu zagrożenia epidemią koronawirusa, apelujemy do Was, byście unikali skupisk ludzkich. Wspieramy akcję #zostanwdomu. Pod hasztagiem #DzialoSieWSporcie każdego dnia będziemy przypominać ważne, ciekawe, niesamowite zdarzenia, które zapisały się w historii sportu.
Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie