Jaja na poważnie. Futbol amerykański po wrocławsku

- Lepiej pokazać się na trzydziestotysięczniku we Frankfurcie niż na orliku w Katowicach - mówi prezes Panthers Wrocław, Michał Latoś. Mistrz Polski zagra w European League of Football. Europejskim odpowiedniku futbolowego raju, NFL.

Maciej Piasecki
Maciej Piasecki
zawodnicy Panthers Wrocław Materiały prasowe / Łukasz Skwiot / Na zdjęciu: zawodnicy Panthers Wrocław

Dolny Śląsk śmiało można nazwać kolebką futbolu amerykańskiego w Polsce. Sebastian Janikowski, najsłynniejszy Polak w zawodowej lidze USA, czyli NFL, urodził się w Wałbrzychu. Od 2013 roku we Wrocławiu funkcjonuje za to najlepiej zorganizowany klub w kraju, Panthers. Choć tak właściwie to już większa organizacja specjalizująca się w sportach amerykańskich. Od niedawna do futbolistów dołączyły bowiem panie. A razem z nimi olimpijskie dyscypliny, softball i lacrosse.

- Zawsze chcieliśmy, żeby nasz klub to było coś więcej niż futbol amerykański. Chcieliśmy to jednak zrobić spokojnie. Po ośmiu latach podjęliśmy decyzję, że trzeba rozwijać się nie tylko w górę, ale również wszerz. Stąd dwie nowe sekcje klubu. Kobieca twarz sportu w naszych szeregach. Choć tego pierwiastka nigdy tu nie brakowało, ale niekoniecznie na boisku - mówi Michał Latoś, prezes Panthers. Facet z trójką z przodu, który też był futbolistą i można odnieść wrażenie, że nadal bliżej mu do boiska niż do prezesowskiego stołka. Luźny strój z logo klubu dużo bardziej preferowany od wyprasowanej, oficjalnej koszuli.

- Mamy w głowie kolejne sekcje sportów amerykańskich, które chcielibyśmy wziąć pod skrzydła. Nie teraz, może za 5, a może za 10 lat. Ale zaznaczam, że nie mam na myśli koszykówki. Wszyscy dobrze wiemy, jakie znaczenie dla miasta i generalnie, historii polskiego basketu, ma WKS Śląsk, do tego mamy we Wrocławiu świetny program WKK Wrocław. To wystarczy - uśmiecha się Latoś. Miejsce startowe Panthers mają bardzo przyzwoite. Ich domem jest Stadion Olimpijski, który po remoncie przy okazji igrzysk sportów nieolimpijskich World Games 2017 zyskał nowy blask i jest jedną z najlepszych w Europie aren do futbolu amerykańskiego. Dookoła po torze jeżdżą żużlowcy Betardu Sparty, a po murawie biegają futboliści. To prawdziwe serce wrocławskiego sportu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to nie fotomontaż! Niesamowity popis gwiazdy NBA

Marzeniem jest kolejny krok, budowa Centrum Sportów Amerykańskich. Na to hasło w siedzibie Panthers tylko się uśmiechają. Gdyby nie przedefiniowanie świata przez COVID-19, być może siedzielibyśmy już w innym miejscu. Dalej na terenach wrocławskiego Olimpijskiego, ale bliżej innego, symbolicznego punktu startu futbolu w mieście. Boiska im. Stana Musiała, amerykańskiego baseballisty polskiego pochodzenia. Od 1990 roku ma "swojego" miejsce we Wrocławiu. "Stan The Man" z pewnością cieszyłby się z takiego obrotu sprawy, tym bardziej, że dawniej z własnej kieszeni wspierał rozwój sportów amerykańskich w ojczyźnie swojego ojca. Życie nie znosi jednak próżni. Musiał zmarł w 2013 roku, dożywając 93 lat. Akurat wtedy zaczynała się historia Panthers z Wrocławia.

Uniwersyteckie porozumienie The Crew, Devils, Giants... Różne były nazwy i losy wrocławskich futbolistów. Zanim Panthers na dobre zaczęli swój marsz, Wrocław mógł się pochwalić trzynastoma krążkami mistrzostw Polski. Pierwszy zdobyła "Załoga" (czyt. The Crew) w 2007 roku, od razu sięgając po tytuł mistrzowski. Sukces powtórzyli cztery lata później. Swoich sił w roli futbolisty próbował nawet Maciej Zieliński, legenda polskiego basketu. Skończyło się na epizodzie, "Zielony" pobiegał po murawie Olimpijskiego w butach do koszykówki (korki z rozmiarem 49 nie dojechały na czas), więc potraktujmy to w ramach anegdoty.
Panthers Wrocław na swoim terenie - Stadionie Olimpijskim (fot. Łukasz Skwiot) Panthers Wrocław na swoim terenie - Stadionie Olimpijskim (fot. Łukasz Skwiot)
Ostatni krążek sprzed ery Panthers, ponownie złoty, przypadł w 2013 Giants Wrocław. Tytuł na swoim koncie mieli również futboliści Devils (2010). A cała ta zbieranina różnych pomysłów na "swój futbol" w mieście, zwarła szeregi. Zebranie w mało futbolowym miejscu, bo sali Instytutu Filologii Angielskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, przyniosło przełom. Devils i Giants połączyli siły. Dlaczego Panthers? To pomysł Jakuba Głogowskiego, dawniej prezesa, obecnie dalej działającego w strukturach klubu jako manager. Ideę można połączyć z Charlotte w Karolinie Północnej, miasta partnerskiego Wrocławia, gdzie w NFL grają właśnie Panthers.

Nie byłoby jednak żadnej z nazw, gdyby nie... kabanosy. Od ponad dekady futbol amerykański we Wrocławiu wspierany jest przez firmę Tarczyński.

- Tworzymy spółkę z jednym większościowym udziałowcem, który jest właścicielem. Jako prezes Panthers nie jestem jednak od wydawania pieniędzy pana Jacka Tarczyńskiego. Powiedziałbym wręcz, że moją rolą jest ich oszczędzanie i wydawanie w najlepszy możliwy sposób. Nie doprowadzimy do tego, żeby klub stał na jednej nodze, z właścicielem pompującym kasę i brakiem jakiejkolwiek struktury dookoła. Zdajemy sobie sprawę, że potrzebne są z jednej strony inne, stabilne marki, a z drugiej ścisła współpraca z miastem Wrocław. To bardzo ważne i dbamy o taki model działania, bo to się sprawdza - tłumaczy Latoś.

Ile jest w klubowej kasie? Budżet Panthers to około czterech milionów złotych.

- Pieniędzy w klubie zawsze jest za mało. Moglibyśmy przecież na każdy mecz wybrać się samolotem. Spać w lepszych hotelach, więcej płacić zawodnikom. Ten moment, w którym jesteśmy, kosztował nas bardzo dużo pracy, a dzisiaj wiemy, że środki wydajemy w najbardziej gospodarny sposób - kwituje prezes Panthers.
Jaki to moment? Wrocławianie po zdobyciu kolejnego tytułu mistrzowskiego rezygnują z rozgrywek w Polsce. Chcą się sprawdzić w European League of Football.

Ufoludki z przeszłości

- Granie w ELF to dla nas ogromne przedsięwzięcie. Do tej pory mieliśmy jeden długi wyjazd w roku związany z rozgrywkami międzynarodowymi. Teraz mamy pięć zaplanowanych meczów za granicą jeszcze w tym roku. Dodatkowo poziom sportowy będzie dużo wyższy. Dotychczas graliśmy pojedyncze mecze z zespołami o wysokiej, europejskiej klasie. Przy większej liczbie takich gier ciężko będzie porównać nam to do jakiegokolwiek innego sezonu, jaki dotychczas rozegraliśmy - mówi trener Panthers Jakub Samel.

Kolonia, Frankfurt, Hamburg, Stuttgart, Berlin, Lipsk. Do silnej grupy niemieckiej w European League Of Football należy dopisać Wrocław i Barcelonę. Panthers rozgrywki zaczną 19 czerwca od meczu u siebie z Centurions z Kolonii. Finał zaplanowano na 26 września. Areną meczu o puchar będzie Merkur Spiel-Arena w Düsseldorfie, gdzie na co dzień swoje mecze rozgrywa piłkarska Fortuna. Trybuny mogą pomieścić prawie 55 tysięcy kibiców.

- Sportowo i biznesowo powinniśmy być zadowoleni. Liga poniesie wiele kosztów, które wcześniej obarczały budżety klubów. Tu system jest taki, że mamy wyciągać z ligi korzyści, również finansowe. Z całej zarobionej puli pieniędzy, jakie wygenerują rozgrywki, część zysków będzie dzielona między kluby. W grę wchodzą tu zarówno prawa telewizyjne, kontrakty sponsorskie czy sprzedaż ubrań i gadżetów. Będziemy mogli też liczyć na dotacje kilkudziesięciu tysięcy euro na pomoc przy dłuższych wyjazdach. Dla nas i zespołu z Barcelony będzie to szczególnie ważne - analizuje Latoś.

Co ciekawe w latach 1991-2007 funkcjonował pomysł nazywany w końcowej fazie swojej działalności NFL Europe. W ostatnim sezonie funkcjonowania europejskiego zaplecza zawodowej ligi z USA grało w niej pięć zespołów z Niemiec i jeden z Holandii. Grali w niej głównie młodzi futboliści z amerykańskiej NFL. W przypadku realiów European League Of Football, w której zagrają Panthers, sytuacja będzie zupełnie inna.

- Za pierwszym razem to były rozgrywki, gdzie karty rozdawali goście z USA, trochę przypudrowani kilkoma Europejczykami w kadrze. To bezsensowne. W przypadku European League Of Football to europejscy zawodnicy mają być trzonem drużyn. Docelowo liga ma też liczyć 24 zespoły z całej Europy. Ale do tego potrzeba będzie pewnie trochę czasu - wyjaśnia Latoś.

Rozgrywki European League Of Football będzie pokazywać telewizja ProSieben, czyli poważny gracz na rynku telewizyjnym w Niemczech. Dodatkowo nie zabraknie transmisji internetowych dostępnych dla polskiego widza. Trwają rozmowy z ramienia ELF, żeby spotkania Panthers pokazywane były w polskiej telewizji. To byłoby otwarcie na typowego Kowalskiego.

Warto też dodać, że mecze będą rozgrywane na zasadach NFL. Panthers dotychczas grali po europejsku, czyli na zasadach znanych z lig uniwersyteckich, zatem trzeba się szykować chociażby na dłuższe granie. Kwarta meczu będzie trwała nie dwanaście minut, a kwadrans realnej gry.

- W praktyce dojdzie nam dodatkowa kwarta w meczu. To wykluczy scenariusze, jakie przerabialiśmy w polskiej lidze. Czyli godzina z hakiem meczu i do domu. Jednostronne widowiska, gdzie po pierwszej kwarcie można było już zastanawiać się nad planami na resztę popołudnia. To nie przyciągało kibiców - rozkłada ręce prezes Panthers.

- Podchodzimy do sezonu w European League Of Football zmotywowani. Wiemy, że może być dużo trudniej niż było do tej pory. Co nie wpływa na to, że chcemy bić się o najwyższe cele. Celem minimum jest półfinał rozgrywek. Z tą myślą ściągamy zawodników z innych europejskich krajów oraz Stanów Zjednoczonych - dodaje trener Samel.

Wrocławianie mają doświadczenia gry w europejskich pucharach. W 2016 roku sięgnęli po zwycięstwo w Lidze Mistrzów IFAF Europe.

- Kiedyś byliśmy traktowani jako młodzi ludzie z jajowatą piłką, takie trochę ufoludki. Nie byliśmy poważnymi partnerami do rozmów. Punktem zwrotnym był 2016 rok, kiedy w tydzień czasu zdobyliśmy mistrzostwo Polski, a później na stadionie Śląska przy Oporowskiej sięgnęliśmy po Puchar Europy. Najpierw wygraliśmy z drużyną z Austrii, z którą w 2008 roku przegraliśmy na wyjeździe 0:84. A finał rozstrzygnęliśmy zwycięstwem nad zespołem z Mediolanu, który był faworytem do sięgnięcia po końcowy triumf. Wszystkie mecze były transmitowane na Polsacie Sport. Nagle zacząłem odbierać telefony od osób, od których bym się tego nie spodziewał. Raz, że mają do mnie numer, po drugie, że chce im się dzwonić i jeszcze gratulować. Dzwonił prezydent Wrocławia, prezesi wszystkich największych klubów sportowych w mieście, a nawet na Dolnym Śląsku. Kiedy dzwonił prezes piłkarskiego Śląska gratulując sukcesu, to był to naprawdę ważny moment. Zaczęto nas traktować poważniej niż we wcześniejszych latach - wspomina Latoś.

Po pierwsze, reprezentacja!

Futbol amerykański w Polsce jednak nadal raczkuje. Panthers w ostatnim sezonie zdystansowali konkurencję w kraju o kilka długości. W finale ograli Lowlanders Białystok 48:12. Ligowo wygrali wszystkie mecze. W 2021 roku jednak dopiero po raz pierwszy krajowe rozgrywki będą odbywać się pod patronatem nowo powstałego Polskiego Związku Futbolu Amerykańskiego. Reprezentacja Polski? Nie rozegrała żadnego meczu od 2017 roku, kiedy przegrała wszystko podczas The World Games. We Wrocławiu, na Olimpijskim.

- To, co mieliśmy do zrobienia w Polsce, zrobiliśmy. Przyszedł czas na pragmatyczną, trochę egoistyczną decyzję i odpowiedź na pytanie: Co będzie najlepsze dla klubu? Odpowiedź to European League Of Football. Nie możemy się wiecznie oglądać na ligowe władze. Jeśli będzie potrzebna pomoc, pomożemy. Nie zdarzyło się, żebyśmy grali przeciwko rozwojowi futbolu w Polsce. A jak nasza nieobecność odbije się na reszcie krajowego podwórka? Mam nadzieję, że przekuje się to na coś pozytywnego - komentuje Latoś.

Prezes Panthers został niedawno ogłoszony managerem generalnym reprezentacji Polski. Najważniejsza drużyna futbolowa w kraju ma być reaktywowana. Selekcjoner? Wygląda na to, że najwięcej szans na tę posadę ma, a jakże, trener mistrzów z Wrocławia. Jakub Samel to fenomen nie tylko w polskim, ale też europejskim wydaniu. Samouk z Katowic, który krok po kroku musiał udowadniać, że Polak potrafi w amerykańską grę.

- Od początku wiedziałem, że jeśli chcę osiągnąć sukces, muszę być dużo lepszy od osoby, która ma amerykański paszport. Ten kredyt zaufania szefów klubów jest zupełnie inny. Bardzo dużo czasu spędzam na samodoskonaleniu. Gdy pojechałem do USA, spotykałem się początkowo z zabawnym reakcjami miejscowych. O, fajnie, że przyjechałeś! Skąd jesteś? Z Polski, okej. I tyle - śmieje się Samel.
Atrakcją z Polski przestał być dosyć szybko. Trenerzy z USA przekonali się, że dotarł do nich człowiek, który nie jest tylko kimś z jakiegoś tam kraju.

- Znam swój fach i traktuję wszystko zawodowo, profesjonalnie. Amerykanie to dostrzegli. Oglądaliśmy jakiś fragment meczu, zasugerowałem pewną zagrywkę. I ci zawodowi trenerzy z USA spojrzeli na mnie, ze zdziwieniem, dopytując, skąd to wiem? Po chwili przyznali, że faktycznie, to dobra wskazówka. To był fajny moment w którym zobaczyłem, że osoba zaczynająca od zera, jeśli się do czegoś przyłoży, będzie wyszukiwać na własną rękę wiele składowych danej dyscypliny, to ta praca i poświęcone lata się zwrócą.
Jakub Samel, trener Panthers (fot. Łukasz Skwiot) Jakub Samel, trener Panthers (fot. Łukasz Skwiot)
Reprezentacja Polski? Karty nie zostały rozdane, ale trener Panthers nie wyklucza, że to byłoby dla niego spore wyzwanie, z którym chciałby się zmierzyć. To jedyna droga, żeby futbol amerykański mógł wypłynąć na nieco szersze, krajowe wody.

- Wywodząc się z Katowic dobrze pamiętam, jak w Spodku grała reprezentacja Polski siatkarzy. Wielkie biało-czerwone święto, wejście do hali graniczyło z cudem. Jeśli nie ma sukcesów na arenie reprezentacyjnej czy międzynarodowej, trudno jest się przebić do świadomości kibica w dyscyplinach innych niż piłka nożna. Dlatego powołanie na nowo do życia tej reprezentacji i osiągnięcia jakiegoś sukcesu, na pewno by pomogło. Pracowałem przy reprezentacji Polski przed jej likwidacją i nasz problem polegał na tym, że mieliśmy fizycznie dobrych zawodników, ale szkoleniowo sporo odbiegaliśmy od czołówki europejskiej. Wydaje mi się, że ten poziom poszedł teraz do góry, ale liczba osób zmalała. To pokłosie braku bytu reprezentacji Polski od czterech lat - analizuje Samel.

Polskie tango

1. Drużyna musi zdobyć 10 jardów w czterech próbach.
2. Jak się uda, to są kolejne cztery próby.
3. Jak się nie uda, to piłkę otrzymuje przeciwnik.
4. Przyłożenie to sześć punktów, które można podwyższyć za jeden lub dwa punkty. Można też kopnąć za bramkę za trzy punkty.

Futbol amerykański nie jest taki trudny, jak mogłoby się wydawać. "Proste" może się też okazać powołanie do reprezentacji Polski.

- Mamy sport, w którym możemy stworzyć reprezentację Polski i powiedzieć komuś, kto ma nawet osiemnaście lat: jeżeli będziesz mocno pracował, za dwa-trzy lata możesz się znaleźć wśród reprezentantów kraju. Zaczynając praktycznie od zera. W innych sportach mając osiemnastkę, bez większych osiągnięć, to szanse na miejsce w reprezentacji Polski są praktycznie zerowe. U nas te drzwi wcale nie są zamknięte. Jasne, potrzeba wytrenowania fizycznego. Zwłaszcza, jeśli ktoś coś robił w innym sporcie, to daje dużo łatwiejszy start, więcej możliwości do przebicia się w futbolu - zauważa Samel.

Światy Panthers i reprezentacji Polski przenikają się na tyle, że trudno znaleźć inne miasto do miana stolicy krajowego futbolu niż Wrocław. Było jednak sporo chwil, w których można było zwątpić. Na czele z frajersko przegranym finale na Stadionie Wrocław w 2018 roku z Lowlanders Białystok. Panthers nauczyli się przegrywać, choć nikt w klubie nie powie oficjalnie, że to coś przyjemnego. Porażki uczą jednak najwięcej. Legendarny trener NFL Vince Lombardi stwierdził kiedyś, że sportem kontaktowym jest taniec, a futbol amerykański jest sportem kolizyjnym. Efekty uderzeń futbolistów porównuje się do wypadków samochodowych z prędkością, mniej więcej, 30-40 km/h. Dzisiaj boli? Jutro będzie gorzej.

- Polskie realia nadal pozostawiają sporo do życzenia. Wolałbym, żeby było osiem solidnych klubów futbolu amerykańskiego niż trzydzieści stowarzyszeń porozrzucanych po całym kraju, gdzie nikt nie chce tego wziąć na poważnie. Przez dwa lata mieliśmy dwie ligi organizowane przez prywatne firmy. A w zarządzie ligi była cała rodzina jakiegoś tam pana prezesa. No słabo. Powstanie Polskiego Związku Futbolu Amerykańskiego to w dużym stopniu również zasługa Panthers. Liczę, że prezes Dawid Biały to poukłada i kiedyś będzie normalnie - mówi Latoś.

I z nadzieją spogląda na to, co boiskowo zacznie się w czerwcu. Przygotowania do EFL ruszyły bowiem w ostatnich dniach. - Zaproszenie od organizatorów do European League Of Football traktujemy jako wyróżnienie, ale też trochę ryzykujemy, nie ukrywajmy tego. Tylko tak można się dalej rozwijać. Otworzyć na rynek niemiecki i hiszpański. Lepiej pokazać się na trzydziestotysięczniku we Frankfurcie niż na orliku w Katowicach - kwituje Latoś.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×