Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że kwestią czasu jest zdobycie przez Daniela Ricciardo tytułu mistrzowskiego w Formule 1. Australijczyk miał świetne wejście do Red Bull Racing, gdzie w sezonie 2014 zdobył więcej punktów niż Sebastian Vettel i skłonił Niemca do odejścia z ekipy "czerwonych byków". Później Ricciardo rywalizował na równi z Maxem Verstappenem.
Jednak rosnąca pozycja Verstappena w Red Bullu skłoniła Australijczyka do odejścia z zespołu i od roku 2019 kierowca z Antypodów daleki jest od najlepszej wersji siebie. Dwa lata spędzone w Renault okazały się nieudane, podobnie należy oceniać jego obecny pobyt w McLarenie.
Obecnie liderem ekipy z Woking jest Lando Norris i to wokół niego ma być budowany McLaren, co może oznaczać pożegnanie z bardziej doświadczonym kierowcą. - Lando ma zdecydowaną przewagę nad Danielem. Chcielibyśmy, aby Ricciardo był bliżej po względem tempa, abyśmy oglądali wewnętrzną rywalizację - powiedział Zak Brown w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO Wielki powrót do KSW. To będzie przyszły mistrz organizacji?
Szef McLarena nie chce jednak definitywnie skreślać Australijczyka. - Daniel nie czuje się jeszcze komfortowo w naszym samochodzie. Próbujemy wszystkiego, co w naszej mocy, ale GP Hiszpanii było kolejnym rozczarowującym weekendem dla niego. Pomijając Monzę i kilka innych wyścigów, Daniel nie spełnił naszych oczekiwań - dodał Brown.
Umowa Ricciardo z McLarenem wygasa z końcem sezonu 2022. Posiada one zapisy, których spełnienie doprowadzi do automatycznego przedłużenia współpracy o kolejny rok. Kiepska forma Australijczyka sprawia jednak, że realizacja tych warunków jest wręcz niemożliwa.
- Wszystko, co można robić w tej chwili, to ciężko pracować jako zespół, utrzymywać komunikację z kierowcą, naciskać i mieć nadzieję, że nawet jeśli teraz coś nie styka odpowiednio, to w końcu zatrybi - stwierdził szef McLarena.
Obecny kontrakt zapewnia Ricciardo ok. 15 mln dolarów rocznie, co czyni z niego jednego z lepiej opłacanych kierowców w stawce F1.
Czytaj także:
Partner Orlenu kupi zespół F1? Szejkowie myślą o wielkiej inwestycji
Książę Albert walczy o GP Monako. Czarne chmury nad wizytówką F1