Nieoficjalne szczegóły nowego terminarza Formuły 1 przedstawił "Auto Motor und Sport". Niemieckim dziennikarzom udało się ustalić, iż sezon 2023 w F1 będzie rekordowy pod względem liczby wyścigów. Przyszłoroczna kampania składać się będzie z aż 24 rund. Już teraz wiadomo, że do kalendarza powrócą GP Kataru i GP Las Vegas, a wkrótce potwierdzona ma zostać też organizacja GP RPA.
Aby nowe wyścigi pojawiły się w kalendarzu, niektóre muszą z niego wypaść. Przesądzona jest przyszłość GP Francji. Umowa na organizację zawodów na torze Paul Ricard na południu kraju wygasa z końcem roku i nie zostanie przedłużona. Pomimo nacisków prezydenta Emmanuela Macrona i starań polityków, Francuzi nie mają wystarczającego budżetu.
Przesądzony ma być też los GP Belgii i to z kilku powodów. Tor Spa-Francorchamps ma status kultowego, ale posiada ograniczoną pojemność trybun i nie jest w stanie finansowo konkurować z innymi obiektami. Na dodatek wyścigowi F1 w Ardenach niemal co roku towarzyszy kapryśna pogoda, co może sprawiać spore problemy. Przekonaliśmy się o tym w roku 2021, gdy kierowcy w ciągu kilku godzin pokonali ledwie trzy okrążenia i to za samochodem bezpieczeństwa.
ZOBACZ WIDEO Wiadomo, kiedy Mamed Chalidow wróci do oktagonu! "Chce się bić"
Wyjściem dla GP Belgii ma być zgoda na rotacyjną obecność w kalendarzu F1. Oznaczałoby to, że wyścig na Spa-Francorchamps odbywałby się raz na dwa lata albo nawet i rzadziej. Zgodę na rotację w F1 wyrazili już zarządcy GP Portugalii, którzy są gotowi wymieniać się miejscem w terminarzu z innymi krajami.
To właśnie rotacja ma być kluczowa przy ustalaniu terminarzu F1 w kolejnych latach, zwłaszcza w przypadku europejskich rund. Szefowie Liberty Media w ten sposób chcą rozwiązać problem polegający na tym, że coraz częściej goszczeniem najlepszych kierowców na świecie zainteresowane są państwa spoza Starego Kontynentu, oferując przy tym znacznie więcej pieniędzy.
Nowością w F1 ma być też układanie terminarza według regionów. Szefowie królowej motorsportu chcą skończyć z sytuacją, w której cała stawka nagle wybiera się na drugi koniec świata. Obecnie mamy kilka takich przypadków. W maju organizowane jest GP Miami, które odbywa się pomiędzy europejskimi rundami. W czerwcu Formuła 1 przenosi się do Azerbejdżanu czy Kanady, rezygnując na moment z obecności na Starym Kontynencie.
- Jeśli spojrzysz na kalendarz, to pogrupowanie wyścigów ma sens. Dobrze byłoby mieć kilka wyścigów w USA z rzędu obok siebie, tak samo w Azji i oczywiście w Europie. Z punktu widzenia kosztów polecieć do Australii na jeden weekend i wracać nie ma sensu, jest przy tym bardzo drogie - powiedział Christian Horner, szef Red Bull Racing, którego cytuje motorsport.com.
Czytaj także:
Nadciąga pomoc dla Rosjan? Syn oligarchy bierze sprawy w swoje ręce
Sebastian Vettel ofiarą złodziei. Znane szczegóły rabunku