"Groziła mi śmierć". Były dyrektor F1 zaatakowany przez kibiców

Michael Masi został znienawidzony przez kibiców Lewisa Hamiltona, po tym jak podjął kontrowersyjne decyzje w GP Abu Zabi na zakończenie sezonu 2021. Po tym wyścigu Australijczykowi grożono śmiercią. Teraz opowiedział o tym ze szczegółami.

Katarzyna Łapczyńska
Katarzyna Łapczyńska
Michael Masi (po prawej) Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: Michael Masi (po prawej)
Michael Masi jako dyrektor wyścigowy Formuły 1 miał wpływ na wydarzenia w końcówce GP Abu Zabi, które zadecydowały o tym, że Max Verstappen pokonał Lewisa Hamiltona i został mistrzem świata. Spora część kibiców Brytyjczyka uznaje, że Masi złamał regulamin F1 i "okradł" w ten sposób Hamiltona z tytułu.

Wydarzenia z Abu Zabi wywołały ogromną aferę, po której Mercedes był gotów walczyć o tytuł dla Hamiltona w sądzie, a sam kierowca miał brać pod uwagę zakończenie kariery. Konflikt udało się załagodzić poprzez odwołanie Masiego ze stanowiska. W padoku F1 panuje powszechne przekonanie, że doszło do tego pod naciskiem Mercedesa.

Chociaż FIA chciała, by Masi nadal pracował na rzecz federacji i wyścigów, to Australijczyk niedawno oficjalnie opuścił jej szeregi. Teraz udzielił wywiadu "Daily Telegraph", w którym ze szczegółami opowiedział o tym, co spotkało go pod koniec 2021 roku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Miss Euro 2012 zmieniła wygląd. Nie poznasz jej!

- Pierwsze dni po GP Abu Zabi były trudne. Czułem się najbardziej znienawidzoną osobą na świecie. Groziła mi śmierć. Ludzie mówili, że przyjdą po mnie i moją rodzinę, że nas zabiją. Wciąż pamiętam, jak spacerowałem po ulicach Londynu. Wydawało się, że wszystko jest w porządku, ale dla spokoju co chwilę zerkałem przez ramię. Patrzyłem na ludzi i myślałem, czy ktoś mnie zaatakuje - powiedział Masi.

Były dyrektor wyścigowy F1 przyznał, że zachowanie kibiców miało spory wpływ na to, że ostatecznie postanowił powrócić do Australii. - Na szczęście nie mam konta na Instagramie czy Twitterze. Jestem oldschoolowym gościem, ale mam jednak Facebooka, by utrzymywać kontakt z rodziną i przyjaciółmi. Tam otrzymałem setki wiadomości. Większość z nich była szokująca - wyjawił Masi.

- Dowiadywałem się z nich, że jestem rasistą, łajdakiem. Tych określeń było więcej. Nie brakowało w nich gróźb śmierci. Te wiadomości nadal przychodzą, choć minęło tyle czasu. Dostaję je nie tylko na Facebooku, ale też na platformie LindkedIn, która przecież ma być dla ludzi biznesu. Przetrawienie tego wszystkiego zajęło mi trochę czasu, aż w końcu pomyślałem, że lepiej dla mnie będzie, jeśli wrócę do domu i będę bliżej mojej rodziny - dodał Australijczyk.

Trauma związana z hejtem miała też wpływ na zachowanie Masiego. - Był taki moment, że nie chciałem z nikim rozmawiać, nawet z rodziną czy przyjaciółmi. Straciłem też apetyt. Słyszałem, że niektórzy w takich chwilach stresu jedzą na potęgę. U mnie było na odwrót. Wpłynęło to na moją kondycję fizyczną, ale jednak psychiczna ucierpiała bardziej. Chciałem być w swojej "bańce", chciałem być sam i nie mieć z nikim kontaktu - podsumował Masi.

FIA postanowiła, że od sezonu 2022 stanowisko dyrektora wyścigowego naprzemiennie zajmują Niels Wittich oraz Eduardo Freitas. Co ciekawe, Niemiec i Portugalczyk swoimi decyzjami wywołują jeszcze większe wątpliwości niż miało to miejsce w przypadku Michaela Masiego. Jednak w obecnej sytuacji trudno wyobrazić sobie powrót Australijczyka do F1.

Czytaj także:
George Russell zszokował świat. Euforia kierowcy Mercedesa
Red Bull nabrał wody w usta. Co zawiodło w bolidzie Verstappena?

Czy Michael Masi słusznie stracił stanowisko dyrektora wyścigowego F1?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×