Chiny to nie tylko ping pong. Kierowca Alfy Romeo chce wypromować F1

Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: Guanyu Zhou
Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: Guanyu Zhou

- Próbuję pokazać światu, że Chińczycy mogą robić to, co wszyscy inni, że nie jesteśmy dobrze tylko w ping ponga - mówi Guanyu Zhou. Kierowca Alfy Romeo mozolnie buduje swoją markę w F1, zwiększając zainteresowanie wyścigami w ojczyźnie.

W tym artykule dowiesz się o:

Chociaż GP Chin pojawiło się w Formule 1 już w sezonie 2004, to musiało minąć wiele lat, aby Państwo Środka doczekało się swojego reprezentanta w stawce. W sezonie 2022 szansę rywalizacji z najlepszymi otrzymał Guanyu Zhou. Jak na ironię, doszło do tego w momencie, gdy Chiny są nieobecne w kalendarzu F1, gdyż wyścig w tym kraju nie jest organizowany z powodu pandemii koronawirusa.

Chociaż wielu podawało w wątpliwość sens zakontraktowania Zhou przez Alfę Romeo, to 23-latek broni się występami na torze. Zdobył jak dotąd 5 punktów, ale jego dorobek mógłby być bardziej okazały, gdyby nie liczne awarie bolidu szwajcarskiej ekipy.

- Czuję dużą presję, ale też ogromne wsparcie. Chcę sprawić, aby więcej ludzi w Chinach zainteresowało się sportami motorowymi. Zauważyłem już pewien trend, że wiele ludzi zaczęło się ścigać wirtualnie w domach. Reprezentowanie kraju w królewskiej kategorii wyścigowej jest czymś niesamowitym - powiedział Zhou w rozmowie inews.co.uk.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tenisistka rozczuliła fanów. Pokazała wyjątkowy trening

Nie jest tajemnicą, że obecność Zhou w stawce cieszy szefów F1, bo Azja to jeden z kierunków, gdzie dyscyplina ma spore możliwości rozwoju. Jeszcze nie tak dawno mówiło się o zorganizowaniu wyścigu ulicznego w Pekinie, ale plany z tym związane odłożono na półkę z powodu COVID-19.

Zdaniem Zhou, obecnie wielu rodaków wciąż nie dowierza to, że Chiny mają swojego reprezentanta w F1. - Nawet ludzie w domu mówili, że to niemożliwe, bo Chińczycy byli dotąd o krok z tyłu. Kierowcy z naszego kraju próbowali się ścigać w Europie, ale nie byli wystarczająco szybcy. Ja zawsze wierzyłem w siebie. Wiedziałem, że mam potencjał, dlaczego zatem nie miałbym być pierwszym Chińczykiem w F1? To się udało i teraz próbuję pokazać światu, że Chińczycy mogą robić to, co wszyscy inni, że nie jesteśmy dobrze tylko w ping ponga - dodał kierowca Alfy Romeo.

Chińczyk zaczął karierę w ojczyźnie, ale gdy rodzina zdała sobie sprawę, że dysponuje sporym talentem, podjęła decyzję o przeprowadzce do Europy. Zhou w wieku 12 lat trafił do brytyjskiego Sheffield, gdzie łączył naukę z rywalizacji w kartingu. - Pochodzę z Szanghaju, gdzie jest ogromny ruch, więc przeprowadzka do Sheffield była nietypowym doświadczeniem. Sposób życia ludzi tutaj jest o wiele bardziej swobodny - ocenił Zhou.

- W Szanghaju ciągle jesteś zajęty, prowadzisz inny styl życia. Musiałem się uczyć w języku angielskim, co nie było łatwe - dodał Chińczyk, który uczęszczał do Westbourne School - jednej z najbardziej prestiżowych szkół w kraju.

- To było dziwne, że szkoła była podzielona na wiele budynków i każdy przedmiot miał swoje oddzielne miejsce. Do tego w każdym z nich obowiązywał inny mundurek szkolny. Trzeba było o tym pamiętać, co było koszmarem. Ciężko przychodziło mi też granie w rugby! Byłem dość szybki, więc próbowano to wykorzystać. Dwukrotnie nabawiłem się jednak urazów i postanowiłem sobie odpuścić ten sport - podsumował Zhou.

Czytaj także:
Zespół Kubicy ma jeden cel. Przez to stracił fortunę
Mercedes rzuca oskarżeniami w F1. Rywale się go boją?

Komentarze (0)