Od piątku padok Formuły 1 żyje możliwym złamaniem regulaminu finansowego przez Red Bull Racing i Aston Martina. Więcej uwagi poświęca się "czerwonym bykom", bo mowa o czołowym zespole, który w sezonie 2021 zdobył tytuł mistrzowski w klasyfikacji kierowców. W obliczu ostatnich doniesień niektórzy kibice chcieli nawet, aby Max Verstappen stracił mistrzostwo wywalczone przed rokiem.
Podczas gdy "Auto Motor und Sport" i "La Gazzetta dello Sport" donosiły, że Red Bull miał wydać nawet 10 mln dolarów więcej niż zezwalały na to przepisy w minionym sezonie (145 mln dolarów), brytyjski "Daily Mail" we wtorek przekazał informacje nieco uspokajające fanów Red Bulla i Verstappena.
Zdaniem brytyjskiej gazety, korespondencja pomiędzy Red Bullem a FIA doprowadziła do zakwestionowania niektórych wydatków. Doniesienia o rzekomym przekroczeniu limitu aż o 10 mln dolarów mają wynikać z faktu, że federacja nieco inaczej zinterpretowała niektóre koszty.
Red Bull opracował własny audyt, z którego wynika, że zespół w sezonie 2021 wydał o 4,5 mln dolarów mniej niż zezwalał na to limit. Przedstawiciele ekipy twierdzą, że nawet gdyby stosować mniej korzystną dla nich interpretację przepisów FIA, to będzie można mówić o przekroczeniu pułapu o ok. 1-1,3 mln dolarów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: poznajesz ją? Nie nudzi się na sportowej emeryturze
Jeśli te informacje się potwierdzą, Red Bull raczej uniknie surowej kary. Wcześniej źródła z padoku mówiły, że "czerwone byki" mają otrzymać grzywnę w wysokości 7,5 mln dolarów, a dodatkowo zostaną objęte częściowym zakazem pracy w tunelu aerodynamicznym, co miałoby wpływ na zespół w sezonie 2023.
Spór dotyczący interpretacji wydatków pomiędzy Red Bullem a FIA dotyczyć ma pracowników znajdujących się na zwolnieniach lekarskich. Zgodnie z brytyjskim prawem, zespół nie był zobowiązany płacić im pensji w przypadku dłuższej niezdolności do podjęcia pracy. Tymczasem audytorzy federacji wliczyli wszystkie wydatki na wynagrodzenia personelu do limitu kosztów, nie rozróżniając tego, czy pracownicy znajdowali się na L-4.
Czytaj także:
Nie pojadą w Dakarze. Są za to gotowi na wojnę
Przyszłość Lewisa Hamiltona w F1. Decyzja już zapadła?