Dietrich Mateschitz szykował bliskich na śmierć. Co dalej z Red Bullem?
Dietrich Mateschitz od dłuższego czasu zmagał się z chorobą, przez co jego bliscy i otoczenie Red Bulla byli przygotowani na najgorsze. Po śmierci miliardera rodzi się jednak pytanie, co dalej z firmą produkującą napoje i inwestującą miliony w sport.
- Wiedzieliśmy, że "Didi" ma bardzo poważne problemy zdrowotne. Teraz, gdy nie ma go już z nami, nie potrafimy się z tym pogodzić, że taka wybitna postać musiała opuścić nas tak wcześnie. Jednak w uznaniu dla wszystkich jego pomysłów, kontynuujemy naszą działalność. Tego właśnie chciał - powiedział Helmut Marko w telewizji ORF.
Marko stał się jednym z najbliższych przyjaciół Mateschitza. Jako doradca Red Bulla ds. motorsportu decydował o kontraktowaniu kierowców, przyjmowaniu juniorów do akademii talentów. Miliarder nie wtrącał się w działania zespołu F1, bo uznawał, że się na tym nie zna. To bez wątpienia jeden z czynników, który pozwolił "czerwonym bykom" odnieść sukces.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: hit sieci z udziałem Sereny Williams. Zobacz, co robi na emeryturze- Wszystkie nasze osiągnięcia w F1 są zasługą "Didiego". Jego wizja, jego zaufanie do zespołu, ale także inne działania w roli przedsiębiorcy odzwierciedlają to, jaką wyjątkową był osobą. Zachowywał przy tym swoją skromność - ocenił Marko.
Co dalej z Red Bullem w F1?
Informacja o śmierci twórcy potęgi Red Bulla pojawiła się w momencie, gdy F1 rywalizowała w Austin. Max Verstappen zadedykował zwycięstwo w GP USA założycielowi "czerwonych byków", a Helmut Marko mówił o kontynuowaniu dzieła Dietricha Mateschitza. Czy tak się stanie?
Do Red Bulla należy też zespół Alpha Tauri, który stanowi zaplecze juniorskie dla głównej ekipy. To w niej rozwijać się mają młodzi kierowcy. To w małej stajni z Faenzy pierwsze kroki w F1 stawiali m.in. Sebastian Vettel i Max Verstappen. - Na dziś przyszłość Red Bulla i Alpha Tauri w F1 nie jest zagrożona - przekazał dziennikarz Andrew Benson z BBC.
Red Bull to nie tylko F1
Mateschitz stał się właścicielem zespołu F1 jesienią 2004 roku, gdy nabył upadającego Jaguara za przysłowiowego dolara. Promocja poprzez wyścigi okazała się kluczem do sukcesu, bo z badań wewnętrznych firmy wynika, że nawet 90 proc. ankietowanych kojarzy Red Bulla przede wszystkim z Formułą 1.
Warto mieć jednak na uwadze, że chociaż Austriak stworzył potęgę Red Bulla, to posiadał w niej mniejszościowy pakiet. Gdy w latach 80. podróżował po Azji, odkrył w Tajlandii napój o nazwie Krating Daeng. Jego wypicie dodało mu energii i Mateschitz chciał poznać jego recepturę. To doprowadziło do powstania Red Bulla.
- Mateschitz był niesamowitym przedsiębiorcą. Nie tylko rozwinął Red Bulla jako firmę produkującą napoje. Zrobił wyjątkowe rzeczy dla sportu. Walczyliśmy na torze, ale było między nami sporo szacunku. To smutny dzień dla nas, Austriaków. Dietrich osiągnął tak wiele, bo przecież nie tylko w F1, ale też w piłce nożnej, hokeju na lodzie i innych dyscyplinach - ocenił Toto Wolff, szef konkurencyjnego Mercedesa.
Syn Mateschitza przejmie stery w Red Bullu?
Miliarder nie szukał rozgłosu, rzadko udzielał wywiadów. Wiadomo, że od wielu lat pozostawał w związku ze swoją dziewczyną Anitą Gerhardter, choć para nie wzięła ślubu. Mateschitz doczekał się syna - Marka. Urodził się on w 1993 roku i jest typowany na osobę, która po śmierci ojca zacznie podejmować kluczowe decyzje w Red Bullu.
Mateschitz junior studiował ekonomię, ale nie wiadomo, co sądzi o zaangażowaniu ojca w sport, bo Austriak praktycznie nie pojawiał się dotąd publicznie. Odniósł jednak sukcesy podobne do swojego mentora. Sprawił, że piwo Thalheimer, warzone z wody leczniczej, stało się niezwykle popularne w Austrii. Znalazł się też w zarządzie fundacji Red Bull Wings for Life, która zbiera środki i prowadzi badania mające na celu pomoc pacjentom z urazami kręgosłupa.
Z Azji docierają sygnały, że rodzina Yoovidhya będzie chciała wykorzystać śmierć Dietricha Mateschitza, by zwiększyć swoje wpływy w Red Bullu. Zwłaszcza że formalnie to do niej należy pakiet kontrolny firmy. O ile nie miałoby to większego wpływu na ekipę F1, to mogłoby uderzyć w kluby piłkarskie z Lipska czy Salzburga.
Osiągnięcie sukcesu w F1 zajęło Red Bullowi ledwie kilka lat. Marka debiutowała z własnym zespołem w roku 2005, a już w sezonie 2010 z pierwszego tytułu mistrzowskiego cieszył się Vettel. W piłkarskiej Bundeslidze powtórzenie takiego wyczynu okazało się większym wyzwaniem. RB Lipsk pojawił się w najwyższej klasie rozgrywkowej w sezonie 2016/2017, ale jak dotąd nie zagroził Bayernowi Monachium.
Fundusze Red Bulla pozwoliły jednak wypłynąć wielu piłkarskim talentom - to w tym klubie swoją markę budowali m.in. Timo Werner, Christopher Nkunku, Kevin Kampl czy Naby Keita. Wypromowanie ich na międzynarodowej arenie sprawiło, że RB Lipsk zaczął zarabiać fortuny na sprzedażach swoich piłkarzy.
Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty
Czytaj także:
Przerażający wypadek w GP USA. Bolid Fernando Alonso pofrunął w powietrze
Ważne rozmowy w F1 wstrzymane. Winna śmierć właściciela Red Bulla