Jestem zszokowany. Czym? Postawą Maxa Verstappena. Nie ukrywałem, że kibicowałem temu kierowcy co najmniej od momentu awansu do Red Bull Racing. Dlaczego? Powodów było wiele. Myślę, że przede wszystkim podzielałem jego tryb kariery, który po pierwsze podkreślał bardzo ważną, wręcz kluczową rolę kartingu kosztem innych serii wyścigowych i tym samym był mocno odmienny od modelu utartego w tym sporcie przez lata.
Rzesze kibiców, które tak szybko osoba Maxa zjednoczyła nie były, moim zdaniem, dobrane przede wszystkim z klucza narodowościowego (Holandia), ale równie ważnym czynnikiem był bezkompromisowy styl jego jazdy. Do tego doszło podważenie hegemonii Mercedesa, trwającej przecież nieco zbyt długo jak na cierpliwość kibiców. Odegrało to nie mniejszą rolę w budowaniu fascynacji Verstappenem.
Verstappen szybko zbudował swoją legendę
Ewidentne gierki różnych kierowców, takich jak Sebastian Vettel, a przede wszystkim Lewis Hamilton, zorientowane na umniejszenie, zdeprecjonowanie potencjału Maxa Verstappena, paradoksalnie tylko wzmacniały jego popularność. Dało się odczuć, że jest to próba ratowania przyjętego status quo, niedopuszczenia nowego zagrożenia, jakim od momentu wejścia do F1 był Verstappen. Przede wszystkim czuć było świadomość konkurentów, że powstaje nowa legenda, która może przyćmić takie tuzy jak właśnie Sebastian czy Lewis.
ZOBACZ WIDEO: Hit sieci. Siedział na trybunach, wziął piłkę i zrobił to
Max bardzo szybko wydoroślał, zaczął popełniać coraz mniej błędów i stał się kompletnym kierowcą z renomą niemal niezrównanej szybkości, często przekraczającej nominalny potencjał samochodu z jednoczesną wyjątkową skutecznością.
Po GP Sao Paulo mam wrażenie, że owa legenda w dużej mierze upadła. Oczywiście wyjątkowa szybkość pozostanie, kolejne sukcesy zapewne przyjdą, ale do statusu legendy, w tak wyjątkowym gronie, trzeba czegoś więcej. Naturalnie, że kontrowersyjnych momentów, walcząc na tak wyrównanym poziomie, nie da się wykluczyć, ale mam wrażenie, że pewna granica została przekroczona. Jest jakaś symbolika w odniesieniu do Verstappena właśnie w tegorocznym wyścigu na Interlagos.
Już na samym początku GP Sao Paulo doszło do incydentu z Hamiltonem, który był taką trochę klamrą dotychczasowej rywalizacji dwóch kierowców. Wiele było do tej pory jednostronności w stylu jazdy Hamiltona, czasem bezkrytycznego podejścia czy wręcz hipokryzji, jak choćby w zeszłym sezonie na Silverstone, i myślę, że to również po części budowało pozytywne nastawienie i atmosferę wokół Verstappena.
Verstappen pokazał prawdziwą twarz i zawiódł kibiców
Ludzie oczekiwali w pewnym sensie takiego anty-Hamiltona, choć co najmniej równie szybkiego. Tym razem była to jednak wina Verstappena. OK, zdarza się, dostał za to karę, biorąc pod uwagę konieczność podjęcia decyzji w ułamku sekundy, można dopuścić możliwość błędu.
Natomiast końcówka wyścigu i sytuacja z Sergio Perezem to nie przypadek i nie ułamek sekundy, ale świadoma decyzja i przemyślane działanie. To jest właśnie smutne, że ten mit bohatera w pewnym sensie upadł. Perez pomógł Verstappenowi nie tylko w ostatnim wyścigu poprzedniego sezonu, ale również wielokrotnie w aktualnym kalendarzu.
Regularne wypowiedzi i podziękowania ze strony Maxa w stylu "Checo jest legendą" tracą w obecnej sytuacji na wiarygodności i przybierają bardziej charakter wyrafinowanej dyplomacji niż szczerych odczuć.
Przeważnie do tak jaskrawych sytuacji w ekipie Red Bulla nie dochodziło. Zawsze byli pomiędzy Verstappenem i Perezem inni kierowcy, albo aktualna była walka o tytuł. Natomiast w Brazylii mieliśmy ewidentną chwilę prawdy i to kolejny wątek symboliczny tego wyścigu. Tę prawdę poznaliśmy, jak zresztą przyznał poprzez radio Perez, dosłownie sekundy po minięciu linii mety. Verstappen w tym momencie nie walczył o nic. Jedynym kierowcą Red Bulla mającym dużo do stracenia był Perez. Nie było żadnych argumentów, na które Holender mógłby się powołać, nie walczył choćby o zwycięstwo w wyścigu, ani nawet o podium.
Perez oczywiście bardzo szybko został "uciszony" przez zespół pod tytułem "nie róbmy spektaklu publicznego", zatem wywiady po wyjściu z bolidu były już mocno stonowane, ale te kilka, kilkanaście sekund przed i po zakończeniu wyścigu mówiły wystarczająco dużo. Stanowczość zespołu w stosunku do Verstappena i natychmiastowa komunikacja do Pereza ze strony Christiana Hornera, co przecież nie zdarza się często, ewidentnie wskazują, że nie tylko ja byłem w szoku... i nie tylko Perez.
Czytaj także:
Robert Kubica mówi o przyszłości. Musi podjąć trudną decyzję
Miliardy dolarów wyparowały. Mercedes w szoku po bankructwie FTX