Po tym jak Mercedes gonił czołówkę Formuły 1 pod koniec ubiegłego roku, w Brackley panowały spore nadzieje związane z sezonem 2023. Już na początku zimowych testów ogłoszono też, że model W14 nie podskakuje na prostych. Tymczasem była to główna bolączka jego poprzednika, przez którą Lewis Hamilton i George Russell nie mogli walczyć o czołowe lokaty w F1.
Nastrój w Mercedesie po przedsezonowych testach daleki jest od ideału. Wszystko za sprawą wydarzeń, które miały miejsce w piątek. W trakcie przejazdów Russella doszło do awarii hydrauliki w nowym bolidzie. Dodatkowo ekipa miała ogromne problemy z balansem, nad czym pracowano później przez niemal całą noc.
Hamilton w rozmowie z dziennikarzami wyjawił, że tegoroczny bolid ma te same "podstawowe problemy" jak jego poprzednik. - Trudno podsumować te testy. Mieliśmy trudne momenty. Pierwszy dzień nie był najgorszy, ale potem w piątek napotkaliśmy kłopoty. Znowu w sobotę rano George miał niezły wynik - przeanalizował 38-latek, cytowany przez motorsport.com.
- Podskakiwanie praktycznie zniknęło. To dla nas ogromny krok. Przynajmniej w zakrętach mamy spokój pod tym względem. Jednak nadal pracujemy nad kilkoma podstawowymi rzeczami - dodał Hamilton.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Anita Włodarczyk i piłka nożna? No, no - zdziwicie się!
Analiza czasów i symulacji wyścigu z testów może być jednak niepokojąca dla Mercedesa. Wszystko za sprawą świetnej formy Aston Martina. Obecnie eksperci przewidują, że Fernando Alonso może włączyć się do walki o podium w GP Bahrajnu, spychając niemiecką ekipę do miana czwartej siły w F1.
Sam Hamilton też zmniejszył swoje oczekiwania względem pierwszego wyścigu i nie zakłada walki o zwycięstwo. - Niektóre ograniczenia, z którymi mierzyliśmy się przed rokiem, są też obecne w nowym bolidzie. Mimo wszystko, jestem dumny z ludzi w zespole, że mimo ubiegłorocznych trudności, są tak pozytywnie nastawieni. Wykonali niesamowitą pracę zimą - podsumował Brytyjczyk.
Czytaj także:
- Red Bull wystawi zespół F1 na sprzedaż? Są pierwsi chętni
- Ferrari o krok za Red Bullem? Te słowa mogą niepokoić fanów F1