Zatrzymanie Ong Beng Senga ma związek ze śledztwem prowadzonym przez singapurskie władze, ale nic nie wskazuje na to, aby było powiązane z organizacją wyścigu Formuły 1 na Marina Bay. W sprawę korupcyjną zamieszany jest też minister transportu Subramaniam Iswaran, któremu singapurski premier zalecił już wzięcie urlopu do momentu rozstrzygnięcia sprawy.
Lokalne media opisują natomiast śledztwo prowadzone względem Iswarana i Senga jako jedno z najważniejszych w kraju od dziesięcioleci.
Ong Beng Seng jest potentatem na rynku nieruchomości. Jego majątek wyceniono na ok. 1,7 mld dolarów, co pozwoliło sprowadzić do azjatyckiego państwa królową motorsportu. To właśnie w Singapurze zaczęto organizować pierwszy w historii wyścig nocny.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma zaledwie 18 lat. Nowa gwiazda Realu już zachwyca!
Firma Hotel Properties, która należy do biznesmena z Singapuru, wydała w piątek jedynie lakoniczne oświadczenie. Czytamy w nim, że Ong Beng Seng został poproszony przez władze antykorupcyjne o "złożenie wyjaśnień" w związku z jego "relacjami" z ministrem transportu.
Spółka miliardera dodała, że "nie wniesiono żadnych zarzutów przeciwko panu Ongowi". Biznesmen wpłacił też kaucję w wysokości ponad 60 tys. euro, oddał też swój paszport i nie będzie opuszczał kraju. "W pełni współpracuje ze służbami i dostarczył pożądanych od niego informacji. Ponieważ sprawa jest w toku, nie jest on w stanie podać w tej chwili większej liczby szczegółów" - podkreśliła firma 79-latka.
Obecny kontrakt dotyczący GP Singapuru obowiązuje do 2028 roku. Jeśli jednak Ong Beng Seng straci dostęp do swoich funduszy, przyszłość wyścigu F1 może stanąć pod znakiem zapytania.
Czytaj także:
- Mniejsza presja na Perezie? Może spać spokojnie o miejsce w Red Bullu
- O jedną tragedię za dużo? Są naciski na zmiany na kultowym torze