Charles Leclerc ruszał do GP USA z pole position, co dawało Włochom nadzieję na uzyskanie dobrego wyniku w Austin, zwłaszcza przy startującym z szóstej pozycji Maxie Verstappenie. Nie dość, że Monakijczyk słabo rozpoczął wyścig, to później zespół zastosował u niego strategię z jednym pit-stopem. Nie była ona wydajna i pozbawiła 26-latka szans na podium.
Kierowca Ferrari finiszował na szóstym miejscu, co zeszło na dalszy plan w związku z jego późniejszą dyskwalifikacją. Wynik Carlosa Sainza, który po wykluczeniu dwóch kierowców z GP USA, sklasyfikowany został na trzeciej pozycji, pokazuje znacznie większy potencjał strategii z dwoma pit-stopami.
- Mamy mieszane uczucia po tym wyścigu. Po jednej stronie garażu poradziliśmy sobie dość dobrze. Zaczynaliśmy na czwartym miejscu i na czwartym skończyliśmy (Sainz po dyskwalifikacji Hamiltona awansował na trzecie - dop. aut.). Byliśmy dwie sekundy za Norrisem, więc wszystko poszło dobrze - przeanalizował Frederic Vasseur, cytowany przez motorsport.com.
ZOBACZ WIDEO: Polski mistrz szczerze o swojej przemianie. "Byłem łobuzem"
- Charles po dwunastu okrążeniach miał 10 s przewagi nad Carlosem. Zastosowaliśmy u niego jeden pit-stop i to nie była dobra decyzja. Prawdopodobnie problem polega na tym, że nie mieliśmy jasnego obrazu sytuacji przed wyścigiem. My się wahaliśmy z taktyką, on też i nie wiedział, czy ma naciskać. Popełniliśmy błąd - dodał szef Ferrari.
Vasseur ujawnił, że symulacje Ferrari wskazywały na to, że strategie z jednym albo dwoma pit-stopami dadzą bardzo podobne rezultaty. - Spodziewaliśmy się, że wynik będzie 50 na 50. Tak nie było - skomentował.
Francuz spodziewał się też jazdy na jeden pit-stop u konkurencji. Taki plan miał chociażby Mercedes, ale niemiecki zespół szybko zorientował się, że Lewis Hamilton i George Russell nie są w stanie uzyskać dobrego wyniku z ledwie jedną wizytą w alei serwisowej. - Hamilton nie był daleki od jednego pit-stopu, to samo Russell. On jechał jako ostatni w wiodącej grupie i łatwiej mu było zaryzykować - ocenił Vasseur.
- W przypadku Charlesa jeszcze większym problemem było to, że wszyscy wokół jechali na dwa pit-stopy i zjeżdżali do alei serwisowej. Wokół niego pojawiał się spory ruch, bo nie był w tej sekwencji pit-stopów co inni. Gdy ktoś go wyprzedzał, to tracił nawet 2 s na okrążeniu. Wpadał też na tłok na torze. Mógł na tym stracić spokojnie z 12 s. Nie zmienia to faktu, że popełniliśmy błąd - podsumował szef Ferrari.
Czytaj także:
- Książę Harry pojawił się na wyścigu F1. Meghan Markle wielką nieobecną
- Ferrari znów zawiodło swojego kierowcę. Wstydliwa wpadka ze strategią